Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Nowelizacja ustawy o IPN budzi wątpliwości - nie tylko z powodu stopnia uzależnienia przyszłego kierownictwa Instytutu od rządzącej większości, ale też z racji dziwnych mechanizmów zarządczych, które stwarza (szerzej pisałem o tym w komentarzu w "TP" 13/10). Jednak zarówno zwolennicy, jak i przeciwnicy tej nowelizacji zgodziliby się chyba, że dla dobra IPN-u i dla dobra debaty o historii byłoby lepiej, aby jedno i drugie nie stało się przedmiotem prezydenckiej kampanii, siłą rzeczy traktowanym instrumentalnie i zgodnie z polaryzującą logiką. Byłoby lepiej także dlatego, że - mimo wszystkich różnic - w kwestii oceny okresu 1945--89 Bronisława Komorowskiego i Jarosława Kaczyńskiego więcej dotąd łączyło, niż dzieliło. Wolno sądzić, że w tej konkretnej kwestii wybór między Komorowskim a Kaczyńskim - to dla wielu wyborców żaden wybór.
Jeśli Bronisław Komorowski podpisze nowelizację ustawy o IPN, automatycznie elementem zaczynającej się kampanii może się stać nie tylko przyszłość IPN-u, ale w ogóle ocena komunistycznej przeszłości, ocena rozliczeń z PRL, polityka historyczna itd. Skierowanie ustawy do Trybunału zdjęłoby ten temat z politycznej agendy aż do orzeczenia Trybunału - a więc zdjęłoby go z agendy prezydenckiej kampanii. Oczywiście, po jakimś czasie musiałby on wrócić do parlamentu i do publicznej debaty. Ale już w innych okolicznościach.