Héctor i trzydziestu trzech

Gdy dotarła do nich pomoc, szybko przeszli od tego, co w ludziach najlepsze, do tego, co najgorsze – mówi Héctor Tobar, autor książki „Ciemność”. Historia chilijskich górników właśnie trafia do księgarń.

28.02.2016

Czyta się kilka minut

Kadr z filmu opowiadającego o wydarzeniach z 2010 roku. / Fot. Materiały dystrybutora
Kadr z filmu opowiadającego o wydarzeniach z 2010 roku. / Fot. Materiały dystrybutora

Cały świat śledził wtedy ich historię. W sierpniu 2010 r. kopalnia San José koło Copiapó w Chile uwięziła na 69 dni 33 pracujących w niej górników. Akcja ratunkowa nie schodziła z czołówek mediów. Aż ich wydobyto, jednego po drugim, za pomocą spuszczanej 700 metrów w dół kapsuły. Gdy wyłaniał się z niej kolejny górnik, wznoszono okrzyk: „Chi-chi-chi! Le-le-le!”.

Świat dostał się do nich po 17 dniach od katastrofy, gdy za którąś próbą do podziemnego korytarza na samym dnie kopalni przebiło się wiertło. Przez wydrążony w ten sposób tunel do górników dotarły pożywienie, leki i nadzieja. Odtąd mieli też kontakt z rodzinami. Spuszczano im na dół nawet gazety. Dowiedzieli się z nich, że są sławni.

Wtedy zorientowali się, że ich historia jest warta niezłe pieniądze. Zawarli pakt: każdy zarobek, jaki z tego wyniknie, dzielą po równo. Kazali nawet ekipie ratunkowej zawołać notariusza, ale ten wytłumaczył im, że aby mógł poświadczyć umowę, musiałby być z nimi na dole. Zatem bez notariusza, ale pakt zawarto. Widzieli się już milionerami – przynajmniej w swojej wyobraźni.
 

Zmowa milczenia

Już na powierzchni, górnicy zatrudnili prawników, którzy mieli pomóc zarządzać ich kapitałem. Książka „Ciemność” i film „33”, który jest jej ekranizacją to efekty tego zarządzania. Autorem książki jest Héctor Tobar, amerykański pisarz z gwatemalskimi korzeniami. Ma 50 lat, trójkę dzieci i mieszka w Los Angeles. Rozmawiamy przez Skype’a. – Zostałem zarekomendowany przez agencję, zatrudnioną przez prawników, którzy zostali zatrudnieni przez górników – tak Héctor tłumaczy osobliwą konstrukcję, gdy pytam, jak to się stało, że to jemu przypadła rola kronikarza.

Pozostało pojechać do Chile i przekonać do siebie bohaterów. Na pierwszym spotkaniu powiedział im, że ich historia to współczesna „Odyseja” i jest zaszczycony, że może być ich Homerem. Po minach uznał, że nie wiedzą, o czym mówi. Ale chyba zrobił dobre wrażenie, bo górnicy po kolei wpisywali się na kartkę, zgadzając się na udzielenie mu wywiadu.

– Kilku z nich na pierwszej rozmowie musiało upewnić się, że to ja jestem tym, któremu mogą powiedzieć wszystko – mówi Tobar. A tak zakładał pakt. I dlatego dziś to on może mówić, że miał „ekskluzywny dostęp” do wszystkich górników. Były co prawda inne książki, ale – przekonuje Héctor – to podróbki. Tylko jego książka jest „oficjalna”.

Mówi, że miał pełną wolność, by opowiedzieć tę historię tak, jak uzna za słuszne. – Nikt mnie nie cenzurował, nawet górnicy – zaznacza. Książka ukazała się po hiszpańsku w połowie 2015 r., prawie rok po amerykańskiej premierze. Dopiero wtedy mogli przeczytać, co Héctor o nich napisał.

Pytam, jak mu z tym jest, że wybór jego na autora „Ciemności” to efekt zawiązanego pod ziemią paktu, którego celem bądź co bądź był zarobek na własnej tragedii. – Dla mnie ich układ był wyrazem solidarności klasowej – odpowiada. – Gdyby w tej sytuacji znalazło się 33 amerykańskich górników, pewnie nie zawarliby podobnej umowy. To był wyraz uczciwości wobec słabszych w grupie. Gdyby nie to, całe pieniądze poszłyby do kilku najbardziej popularnych górników.

A swoją drogą – co w tym dziwnego? To prostolinijni górnicy, którzy wraz z rodzinami żyją od wypłaty do wypłaty, często od jednej dorywczej pracy do następnej. A tu okazja: mają coś, co może odmienić ich życie!

– Co pomyślałem, gdy się o tym dowiedziałem? Wydało mi się to dziwne, bo byli jeszcze pod ziemią, a już liczyli pieniądze. Pomyślałem, że to bardzo współczesne. Wiedzieli już, jakie zainteresowanie budzi ich historia. Nie chcieli, by skorzystał na tym ktoś inny, tylko oni – mówi Héctor. No i co?
 

Górnik z Szekspira

Andrzej Mularczyk, jeden z polskich mistrzów non-fiction, powiedział, że reportaż zaczyna się wtedy, gdy życie człowieka zamienia się w los, a zwykli ludzie stają się bohaterami literackimi. Czy Héctor czuł coś podobnego, gdy rozmawiał z górnikami?

– Było tysiące takich momentów – odpowiada. – W tym sensie najbardziej wyróżniał się Mario Sepúlveda. To dominująca postać w książce, bo taki był pod ziemią. Uderzyło mnie, w jak dużym stopniu jest postacią prosto z Szekspira. Bywał inspirujący jak Henryk V, innym razem zabawny jak Falstaff. Czasem był też postacią tragiczną, kimś na krawędzi szaleństwa, jak Hamlet. Przywoływał sceny jak przypowieści z Biblii.

W filmie postać Maria gra Antonio Banderas. Są górnicy, którzy są o to zazdrośni, ciągnie Tobar. Ale to ci sami, którzy cieszą się, że Sepúlveda w książce zachowuje się czasem jak palant („Pan Tobar nie rozumie, że naturalny przywódca taki jak ja musi czasami traktować ludzi nietypowo” – powiedział Sepúlveda w jednym z wywiadów).

Górnicy rzeczywiście nieraz czuli się, jakby byli w Biblii. Gdy zorientowali się, że są uwięzieni, postanowili się policzyć. Liczący doszedł do 33. Jeden krzyknął: „Wiek Chrystusa! Kurde!”. Inny wziął na siebie prowadzenie religijnych spotkań, na których modlili się i wyznawali wobec siebie grzechy. José Henriquez wygłaszał kazania. W jednym przytoczył przypowieść o rozmnożeniu pokarmu. Po kazaniu Mario zajrzał do spiżarni. Chciał sprawdzić, czy może... Cudownego rozmnożenia nie było, ale i tak wielu górników czuło, że jest z nimi Bóg.
 

Od tragedii do farsy

Był też diabeł. Na dnie kopalni spotkał go Mario Sepúlveda. Gdy przebywał w swej samotni, poczuł duszność i ciepły oddech na karku. Odwrócił się i zobaczył w kopalnianym bajorze swą twarz. Mario mówił Tobarowi, że diabeł dostał się do nich z powierzchni razem z nadzieją i gazetami. To wtedy pojawiła się nieufność, konflikty i zazdrość.

Héctor: – Pierwsza połowa książki opowiada o 17 dniach, które spędzili bez kontaktu ze światem. Braterstwo, które było w tych dniach między nimi, to ta piękna rzecz, która przytrafiła im się w nieszczęściu. Wtem dotarło do nich pierwsze wiertło i szybko przeszli od tego, co w ludziach najlepsze, do tego, co najgorsze. Od poświęcenia i braterstwa do chciwości i zazdrości, od tragedii do farsy.

Górnicy byli źli głównie na Maria, który skupił na sobie uwagę mediów. Niedługo później w przysłanej z góry gazecie przeczytali, że w wysłanym na powierzchnię liście Mario nazwał sam siebie ich przywódcą.

Pod ziemią rozbłysła jeszcze jedna gwiazda. Na powierzchni dowiedzieli się, że jeden z nich, Edison Peña, rozładowuje stres biegając po kopalni. Gdy wyszli na górę, Edison podpisał kontrakt z jedną z marek sportowego obuwia. Pod ziemią umilał kolegom czas, śpiewając piosenki Presleya, więc potem zapraszano go do TV w roli króla rock and rolla. Pojechał nawet do Włoch. Zaczął znikać z domu, zostawiając w nim coraz bardziej zdesperowaną żonę. Jej rozpacz rejestrowały kamery BBC. „Czy nie widzicie, że on jest kimś innym, niż myślicie?!” – krzyczała.

W książce Edison jest tym, który mówi Tobarowi, że media zrobiły z nich marionetki, że dziennikarze pozbawili ich normalnego życia. Héctor: – Podobało mu się to, ale pewnie on sam przyznałby w chwili szczerości, że te podróże mu nie służyły. Wciągały go bardziej w jego uzależnienia, głównie od alkoholu. Musisz zrozumieć: to, co stało się z nimi po wyjściu spod ziemi, nie wynika tylko z samego wypadku. Każdy wchodził do kopalni z własnym bagażem doświadczeń. Czas pod ziemią jednych umocnił i dał im powołanie, a innym tylko przyspieszył ruch po równi pochyłej. Myślę, że tak stało się w przypadku Edisona.

„Jeśli rzeczywiście byli tam z nimi Bóg i diabeł... to Edisona zabrał diabeł” – powiedziała żona górnika reporterom BBC.
 

Medialny szał

Wtedy witano ich na powierzchni jako bohaterów. To duża presja dla mężczyzn, którzy po prostu pracowali w kopalni i któregoś dnia w niej utknęli. – To, że uznano ich za bohaterów, było dla nich dodatkowym brzemieniem. Niektórzy poczuli, że teraz powinni zachowywać się jak bohaterowie, kiedy w środku wcale się nimi nie czuli. Wymagano, by byli symbolami ich kraju, ludu pracującego Chile, ich zawodu – opowiada Héctor.

Do tego zaczęło się medialne szaleństwo. Zaproszeniom od dziennikarzy nie było końca. Chcieli wiedzieć, czy pod ziemią dochodziło do bójek, czy chcieli się nawzajem zjeść, a co z seksem? Trwało rozgrzebywanie ich prywatnego życia (zaczęło się, gdy jeszcze byli pod ziemią). Potem wyjeżdżali w podróże, m.in. do Disneylandu, Watykanu i Izraela.

Jednocześnie „Trzydziestu Trzech” – tak ich nazywano – wciąż borykało się z traumą i problemami ze zdrowiem. Wielu korzystało z pomocy psychologów.

Z czasem mediom znudzili się górnicy bohaterowie. Teraz można było zrobić z nich nikczemników. – Traktowano ich jak gwiazdy reality show. Media w Chile miały ich za gości, którzy chcieli stać się sławni i bogaci tylko dlatego, że utknęli w dziurze. Odebrano im godność. To była zemsta dziennikarzy za to, że górnicy mieli przed nimi sekrety, nie chcieli dawać na tacy całej swej historii – mówi Héctor i dodaje, że jednym z jego celów było opisanie okrucieństwa, z jakim media potraktowały górników, gdy przestali spełniać ich oczekiwania. Zaczęto im nawet wypominać, ile kosztowała akcja ratunkowa, która ich ocaliła: 21 mln dolarów.

– Ale w pewien sposób twoja książka to kolejny rozdział tego medialnego szaleństwa – mówię.

– Nie przeszkadza mi, jeśli tak sądzisz – odpowiada Héctor. – Jestem pewien, że żadnego elementu tej historii nie opisałem w sposób tabloidowy. Jestem pisarzem i moim zadaniem było napisać prawdę.
 

Adekwatne przychody

Mario Sepúlveda powiedział, że liczy, iż książka i film pomogą im odzyskać utraconą godność. Film krytycy przyjęli średnimi recenzjami (scenarzyści uprościli tę historię i opowiedzieli ją z hollywoodzkim zadęciem, książka Tobara jest zdecydowanie lepsza), ale w całej Ameryce Południowej wziął kina szturmem. W Chile przychody ze sprzedaży biletów wyniosły 5 mln dolarów (na świecie 24 mln). Przez pięć tygodni, „33” był najpopularniejszym filmem w kraju.

Czy film oddalił od nich oskarżenia dziennikarzy o pazerność i „parcie na szkło”? Chyba nie. Niedługo po premierze bohaterowie kasowej historii... pokłócili się o pieniądze. Dziewięciu z nich pozwało prawników, oskarżając ich o niezabezpieczenie „adekwatnych przychodów” nie tylko z filmu, ale też z książek i seriali telewizyjnych. Ku uciesze mediów.

Dziś żaden z górników nie jest bogaty. Pieniądze, które dostali lub zarobili w związku z ich historią, zdążyły się rozejść. Nawet milion dolarów podzielony na 33 to niedużo.

Zresztą nie wszystkim tak bardzo na tym zależało. Juan Carlos Aguilar, kierownik kopalnianych mechaników, po wyjściu na powierzchnię zaczął odwiedzać szkoły. Mówił dzieciom o tym, jak prości ludzie mogą przezwyciężać największe trudności. Oraz o sile, jaką daje wiara, nawet gdy śmierć jest blisko.

Opowiadał im o tym za darmo. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 10/2016