Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Na początku nowiutki, bo z 2003 roku “Koncert hamburski" na róg i orkiestrę (w której rolę wiodącą pełnią cztery inne rogi), utwór mikrotonalny i podobno oparty na “nieharmonicznych spektrach brzmieniowych", brzmiący jednakże całkiem nowocześnie, tzn. miło dla ucha, tak jak to się teraz pisze. Im dalej wszak, tym awangardowiej. Następujący z kolei “Koncert podwójny" (na flet i obój) to sonorystyczne dzieło, w którym arcytrudnych partii obu solistów nie sposób niemal wyłuskać z gęstej, podlegającej różnym “dewiacjom i fluktuacjom" orkiestrowej tkanki. Słynne niegdyś, unistyczne “Ramifications" potraktować możemy jako przyjemną tapetę dźwiękową przed “Requiem", które zaczyna się zresztą podobnie, statycznym Introit, obrazującym ideę “wiecznego odpoczynku". Spokój zostaje wszakże gwałtownie zakłócony, najpierw dwudziestogłosową polifonią Kyrie, potem zaś przerażająco hałaśliwym Dies Irae, gdzie obie panie solistki mają do pokonania nieludzkie wprost skoki interwałowe (przy których skok w otchłań piekielną to jeden z popularnych sportów rekreacyjnych). Utwór kończy się ponownym uspokojeniem, acz z elementami lamentu: po Sądzie Ostatecznym nie będzie już tak dobrze, jak było przed.
Płyta pięknie skonstruowana, zaleca się dodatkowo świetnymi wykonawcami, Marie Luise Neunecker, Heinz Holliger czy Reinbert de Leeuw to wytrawni spece od muzyki współczesnej, “Requiem" zaś zostało nagrane na żywo, dzięki czemu przekonujemy się, iż jest jednak wykonalne, co dotychczas zwykliśmy poddawać w wątpliwość. 80-letniemu sobowtórowi Klausa Kinskiego życzymy wielu kolejnych, równie owocnych jubileuszy.