Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Przedsiębiorcy, którzy zdecydują się przez kilka miesięcy sprzedawać węgiel, pelet lub brykiet po ustalonej przez rząd cenie, w styczniu 2023 r. będą mogli zgłosić się po rekompensatę. Państwo do tony węgla dopłaci maksymalnie 750 zł, a limit sprzedaży to 3 tony opału na jedno gospodarstwo domowe (do monitorowania zakupów powstanie specjalna baza danych). Na tańszy węgiel mogą liczyć tylko te gospodarstwa, w których główne urządzenie grzewcze jest opalane węglem i zgłoszone do centralnej ewidencji emisyjności budynków.
Państwo po raz kolejny (po np. zezwoleniu na zbieranie chrustu) wysyła sygnał, że troszczy się o te budżety domowe, które mogą nie wytrzymać kryzysu energetycznego. Tylko że rządowe dopłaty mogą niewiele zmienić. Budżet programu to 3 mld zł z Funduszu Przeciwdziałania COVID-19 – wystarczy na dopłaty dla 1,3 mln gospodarstw. Tymczasem w Polsce węgiel jest podstawowym źródłem ciepła w 3,8 mln domów. Co jeśli węgla z dopłatami sprzeda się więcej, niż ustawa przewiduje? Ryzyko ponoszą pośrednicy i producenci, którzy dostaną wtedy mniejsze rekompensaty. Już teraz ceny węgla w portach i składach często przekraczają 1900 zł (ustalona przez rząd cena plus dotacja daje sprzedawcy 1716,60 zł). Szybko może się okazać, że przedsiębiorcy po prostu nie będą zainteresowani rządowymi dopłatami, zwłaszcza jeśli ceny opału nadal będą rosły. ©℗