Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Z dzieł Mahlera, które uwielbiam niemal bezgranicznie (choć mam tygodnie, kiedy nie potrafię ich znieść) - “Czwartej" słucham najrzadziej. Prawie w ogóle. Bruno Walter pokazał mi, że być może niesłusznie. Genialnie odkrywa płaszczyzny, buduje z nich nowe - nieznane - przestrzenie, bawi się nimi; utwór mieni się barwami (świetna druga część). Pozwala wybrzmieć wszystkim ornamentom, kwietnym zaśpiewom instrumentów, zmiennym rytmom.
Jeszcze ten zapomniany dźwięk (nagrania pochodzą z lat 1945-47), przykryty patyną, szeleszczący, niewydestylowany do końca. I dobrze, cały urok w brzmieniu, którego już nie ma, a które zostało zatrzymane, ciągle żywe. Autentyczni muzycy ciągle pytają, jak brzmi (brzmiała) muzyka przeszłości. Tu wiemy jedno: tak brzmiała pół wieku temu. Walter walczył o absolutną wierność wobec dzieła, mamy do czynienia z interpretacjami zbliżającymi się do ideału.
Jest coś zwłaszcza w “Ruhevoll" (trzecia część “IV Symfonii"), co nie pozwala przejść obojętnie. Głęboka wiara, że ta muzyka jest zdolna zbudować świat - prawdziwy i lepszy (nagranie miało miejsce 10 maja 1945 r. w nowojorskiej Carnegie Hall). Mimo grozy czającej się gdzieniegdzie pomiędzy dźwiękami. Jeszcze mocniej słychać to w “V Symfonii", nagranej trzy miesiące wcześniej... Pierwsza część (“Trauermarsch") rozbiła mnie kompletnie; był moment, że słuchałem tylko tego fragmentu, zapętlonego w nieskończoność. Aż pojawiło się wytchnienie w postaci “Adagietta": dynamika wyciszona do granic, “czysta ekspresja piękna przenikniętego miłością" (Pociej).
Jedynym mankamentem tego dwupłytowego albumu jest głos sopranistki Desi Halben, szczególnie w ostatniej wokalnej części “IV Symfonii": nie do zniesienia ciężki, ściśnięty, zamknięty, okropnie piskliwy w górnych tonach. Lepiej jest w pieśniach (“Lieder und Gesänge aus der Jugendzeit"). Tam też Bruno Walter świetnie sprawdza się jako akompaniator - jest uważny, niesłychanie uwrażliwiony, skryty. “Nicht wiedersehen!" jeszcze teraz nie może wyjść mi z głowy, zwłaszcza wybrzmiałe jak lament słowo “ade". Koniec.