Góra rodzi mysz

Milicja, UB i SB, cenzura, technika, tajni agenci: wszystko to mobilizowano przeciw Kościołowi. Goliat walczył z Dawidem i przegrywał. Cóż znaczyli księża-agenci (często agenci dość marni) czy ruch "księży patriotów, zneutralizowany zresztą przez Prymasa? Co z tego, że ktoś wyniósł z kurii odciski pieczęci? Ta książka opowiada o zwycięstwie Karola Wojtyły i o sile, której na dywizje przeliczyć się nie da.

06.03.2006

Czyta się kilka minut

(fot. T. Gotfryd/visavis.pl) /
(fot. T. Gotfryd/visavis.pl) /

Lekturę radzę zacząć od epilogu, bo jeśli zacznie się od początku, łatwo można ugrzęznąć w wątku drugorzędnym, choć - co tu dużo mówić - fascynującym: identyfikowania bardziej lub mniej zaszyfrowanych agentów. Podejrzewam, że chwilami nawet autor ulegał tej pokusie. Ale ten wątek - personalny, lokalny, krakowski, fascynujący tym bardziej, im więcej się tam znajduje znajomych postaci, jest w książce mniej ważny. Książka nie jest o tym, a w każdym razie nie przede wszystkim o tym.

Nawet tytuł i podtytuł są lekko mylące. Bo książka nie opisuje donosu czy donosów na Wojtyłę. Jej treść wychodzi poza przypadek jednej osoby, nawet tak ważnej jak Jan Paweł II. Oparta na dokumentach inwigilacji Kościoła krakowskiego, jest książką o złowrogiej machinie aparatu władzy. Zatrzymanie się na trybikach bez refleksji nad całą machiną będzie stratą czasu. Bo jest to bardzo rzeczowa książka o potworności tego, z czym mieliśmy przez kilkadziesiąt lat na co dzień do czynienia.

Preludium zamachu

Właśnie dlatego radzę zacząć lekturę od epilogu. Poświęcony w znacznej mierze sprawie zamachu na Papieża, ukazuje szerszy kontekst działalności służb specjalnych. Autor referuje wyniki dociekań komisji powołanej we Włoszech do badania luk w prowadzonym po zamachu śledztwie. Wprawdzie oficjalne ogłoszenie tych wyników nastąpi 15 marca, ale już wiadomo, że dzięki dokumentom "Stasi" i informacjom ujawnionym przez zbiegłego pracownika KGB Wiktora Iwanowicza Szejnowa ustalono, iż za zamachem stało KGB. W przygotowania, a potem w akcję dezinformacyjną były zaangażowane służby wywiadowcze państw obozu sowieckiego, w tym PRL i NRD. "Przed służbami PRL postawiono zadanie rozpoznania możliwości bezpośredniego, fizycznego zbliżenia się do Papieża. To znaczyło tylko jedno: wdrożenie planu zamordowania Jana Pawła II" - pisze Marek Lasota i podaje niektóre szczegóły udziału polskich służb w rozpracowaniu Watykanu.

Ten dość zresztą pobieżnie potraktowany wątek uświadamia, że działalność krakowskich ubeków, czasem podła, czasem dziwaczna (np. zdobywanie informacji, jakich żyletek do golenia używa kardynał Wojtyła), była częścią większej całości: że mogła służyć zarówno do zastraszenia proboszcza czy podważenia autorytetu biskupa, jak i do zbrodniczych działań, nawet zabicia papieża. Ta perspektywa, która czasem niknie z oczu wśród szczegółów, jest w książce Marka Lasoty najważniejsza.

Na tropie agentów

Agenci to element interesujący. W opisach Lasoty z zasady są "zaszyfrowani" - w przeciwieństwie do pracowników aparatu, zawsze wymienianych z imienia i nazwiska. W aneksach mamy ich spisy, w opisach różnych "operacji" znajdujemy czarno na białym, kto czym kierował i za co oraz przed kim był odpowiedzialny. Mamy nazwiska inicjatorów bezecnych poczynań, tak więc często powtarzany zarzut ukrywania głównych winowajców wobec tej książki nie ma zastosowania.

Agenci zaś (z pewnością czasem ofiary szantażu, strachu, naiwności, pełnionych funkcji czy jeszcze czegoś) są ukryci za nadawanymi im przez SB pseudonimami. Ukryci w różnym stopniu. Jest pokaźna liczba takich, którzy wprawdzie nie są nazwani po imieniu, jednak ujawnione szczegóły i okoliczności w gruncie rzeczy ujawniają, kim byli "Żagielowski", "Turysta", "Szary", "Zbyszek" alias "Karol", "Delta" i przynajmniej jeszcze kilku innych. Gorzej, jeśli towarzyszące informacje są mylące.

Tak np. agenta "Targowską", idąc prawdopodobnie za dokumentami SB, Lasota konsekwentnie nazywa "dziennikarką »Tygodnika Powszechnego«", naprowadzając czytelnika na fałszywy trop, bowiem tak z treści przytaczanych donosów, jak i z innych danych wynika, że chodziło o osobę zatrudnioną w pionie technicznym, pozostającą poza głównym nurtem pracy redakcji "Tygodnika". Podobnie niefortunne jest stwierdzenie, że agenci "Trybun", "Olaf", "Seneka" i kilku innych (w sumie dziewięciu) "to redaktorzy i pracownicy redakcji, działacze i animatorzy środowisk inteligencji w Krakowie". Byłem zaskoczony, kiedy po komunikacie PAP o książce Lasoty dziennikarka z krakowskiej rozgłośni spytała mnie, czy wiedziałem o dziewięciu agentach w redakcji "TP". W książce mowa jest o agentach w ogóle penetrujących krakowskie środowiska katolickie, ale komunikat PAP był jeszcze bardziej dwuznaczny niż tekst książki i ona tak to odczytała.

Z imienia i nazwiska wymienieni są w książce dwaj agenci. Lasota ujawnia tożsamość naszego dyrektora administracyjnego i zarazem ekonoma Kurii krakowskiej Tadeusza Nowaka, ps. "Ares", oraz identyfikuje "Dominika" vel "Hejnała", który wcześniej, w znanych okolicznościach został ujawniony jako o. Konrad Hejmo.

Najpierw dezintegracja

Od agentów jednak ciekawszy jest sys-tem. Lasota ukazuje ewolucję metod i strategii od prymitywnego terroru w latach stalinizmu, który przyniósł odwrotne do zamierzonych skutki (kompromitację władz i umocnienie Kościoła), do późniejszych bardziej subtelnych prób wykorzystania słabych stron kościelnych instytucji i niszczenia ich od wewnątrz.

Program działań UB można znaleźć w pochodzącym z 1973 r. regulaminie grupy operacyjnej do działań specjalnych (tzw. grupy "D") Departamentu IV. Będzie ona:

"1. Badała i uogólniała powstawanie przyczyn, rozmiarów i tendencji odśrodkowych, kontestacyjnych; dezintegracyjnych i konfliktowych w strukturach Kościoła będących przedmiotem rozpracowania departamentu IV i odpowiedników w terenie. Określała też prognozy, odnoszące się do tendencji rozwojowych tych zjawisk.

2. Opracowywała założenia strategiczne i taktyczne działań dezintegracyjnych Departamentu IV i jego odpowiedników w terenie, badała skuteczność działań dezintegracyjnych, wypracowywała metodologię wdrożeń nowych koncepcji strategiczno-taktycznych w tym zakresie.

3. Koordynowała poczynaniami dezintegracyjnymi prowadzonymi przez wszystkie jednostki Departamentu IV, opracowywała uogólnienia i prognozy obrazujące siłę ogniw koncepcyjno-organizacyjnych Kościoła i zakonów oraz ich perspektywy rozwojowe.

4. Opracowywała koncepcje działań specjalnych w stosunku do zagranicznych instytucji centralnych Kościoła rzymsko-katolickiego, zakonów i organizacji katolickich".

"Działania dezintegracyjne" miały większe znaczenie niż rekrutacja donosicieli. Zbieranie donosów miało w znacznym stopniu im właśnie służyć. Mamy więc opisy prób poróżnienia Prymasa z Arcybiskupem krakowskim, Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego z Papieskim Wydziałem Teologicznym, niszczenia zaufania do biskupów tak wybitnych jak bp Jan Pietraszko itd.

Zwalczanie wroga

Komuniści postrzegali Kościół jako świetnie funkcjonującą, wspieraną przez wrogie mocarstwa (z Watykanem na czele), wywrotową, częściowo tajną organizację. Dezintegracja, agenci, Wydział ds. Wyznań miały paraliżować jej złowrogą aktywność i ostatecznie doprowadzić do całkowitego podporządkowania partii. Wkładano więc olbrzymi wysiłek w ograniczanie, a o ile to było możliwe - całkowite blokowanie rozumianej szeroko działalności duszpasterskiej. Szeroko, bo obejmowało to także katolików świeckich. Dlatego np. - jak pisze Lasota - "środowisko Klubu Inteligencji Katolickiej, redakcja »TP« oraz wydawnictwa i miesięcznika »Znak« były od 1957 r. celem nasilonej inwigilacji. Służąca temu operacja (kryptonim »Znak«) zaskakuje rozmachem i wielowątkowością".

Milenium, peregrynacja obrazu, wybór Jana Pawła II i jego pierwsza wizyta w Polsce oraz różne dziedziny duszpasterstwa (młodzież akademicka, inteligencja) - to wielkie rozdziały planu realizowanego przy pomocy coraz nowych metod i programów, z użyciem armii ludzi i wielkich środków materialnych zarówno w archidiecezji krakowskiej, jak i w całym kraju.

Wojtyła...

W tym kontekście należy widzieć postać tytułową - księdza, biskupa, arcybiskupa, papieża. Przy pomocy żmudnie zestawionych dokumentów Lasota pokazuje, jak niebudzący większego zainteresowania wikary z Niegowici i od św. Floriana w Krakowie przesuwa się w centrum zainteresowania bezpieki. Przy okazji następuje podważenie legendy, że władze PRL wyraziły zgodę na jego nominację arcybiskupią dlatego, że nie wiedziały, kim naprawdę jest ten młody wikariusz kapitulny. Wiedziały! On już ich zaskakiwał. Wygrywał kolejne batalie z władzami i choć pełnił funkcję z natury rzeczy prowizoryczną, wyróżniał się niesłabnącą i bardzo skuteczną inicjatywą.

Kandydatów proponowanych przez Prymasa (bp Karol Wojtyła, bp Jerzy Stroba, ks. Tadeusz Fedorowicz) Komitet Centralny PZPR ocenił negatywnie. Cytowana przez Lasotę opinia o biskupie Wojtyle właściwie eliminuje go jako kandydata ("Mimo pozorów wykazywanej kompromisowości i elastyczności w stosunkach z władzami państwowymi jest bardzo niebezpiecznym przeciwnikiem ideowym...", "wybitnie uzdolniony i dobry organizator jest bodaj jedynym biskupem, który potrafiłby skonsolidować nie tylko kurialistów i kler diecezjalny, ale także skupić wokół siebie część inteligencji i młodzieży katolickiej...").

Dlaczego premier Cyrankiewicz podpisał zgodę na tę nominację? Lasota wysuwa trzy hipotezy: chęć osłabienia pozycji znienawidzonego kardynała Wyszyńskiego, postępowe - zdaniem komunistów - poglądy wyrażane przez Wojtyłę na Soborze i wreszcie (ta hipoteza jest dość fantastyczna) poparcie TW "Turysty", wtedy już proboszcza w Nowej Hucie, który w dzieciństwie mieszkał w jednym domu z Cyrankiewiczem. Premier miał mu po prostu zaufać...

Działalność SB w latach kierowania archidiecezją przez Karola Wojtyłę, szok, jaki wywołał jego wybór na Papieża, deliryczny strach przed konsekwencjami jego wizyt... To fragmenty książki, które powinny wejść do akt procesu beatyfikacyjnego.

...i "Tygodnik"

W wielkiej panoramie bitewnej jakieś skromne miejsce przypadło także "Tygodnikowi Powszechnemu". Przewija się przez całą książkę, nieco na marginesie wielkich zdarzeń. Książka jest o Kościele krakowskim - ta o "Tygodniku w teczkach", na nasze zamówienie zresztą, dopiero powstaje.

Rrzuca się w oczy genialność pomysłu Księcia Metropolity Adama Sapiehy, który wiedział, że trzeba szybko stworzyć przestrzeń dla wymiany myśli twórczej katolickich intelektualistów, miejsce polemiki z marksizmem, narzędzie stawienia czoła temu, co nadchodzi z Armią Radziecką. "Tygodnik", podobnie jak Kościół, za punkt wyjścia przyjął status quo, sytuację realną. Od początku dystansował się od zaangażowań politycznych i bronił zasady przyzwoitości. Był - jak wszystko w PRL - zależny od widzimisię władz. Cenzura i reglamentacja papieru mogły zniszczyć pismo materialnie, ale władza mogła próbować wcisnąć do redakcji swoich agentów donosicieli i agentów wpływu. Mogła też pismo zamknąć i to uczyniła. Właściwie gorzej: zatrzymując tytuł, numerację, logo, przekazała go powolnemu sobie Paxowi. Nie mogła jednak zmusić nas do drukowania czegoś wbrew przekonaniu redakcji.

Mądrość Jerzego Turowicza sprawiła, że "Tygodnik" stał się znany w całym świecie. Uderzenie w niego musiałoby zrobić okropne wrażenie. Owszem: władze chciały, by "Tygodnik" był listkiem figowym: "proszę bardzo, jest wolność wyznania, skoro takie pismo istnieje" - kłopot w tym, że ten listek był ogromnie niewygodny, uwierał, przeszkadzał i nie dawał się przerobić. Nie można było uniemożliwić zagranicznym korespondentom rozmów z redaktorami (osobna pozycja w operacyjnym planie obsługi podróży Jana Pawła II), nie można było zapobiec temu, że "TP" staje się oparciem dla opozycji, a nade wszystko temu, że numer po numerze formuje światłych katolików. Solą w oku była także więź "Tygodnika" z arcybiskupem Krakowa. Kard. Wojtyła nie tylko darzył redakcję szacunkiem i sympatią, ale bronił jej jako stanu posiadania Kościoła.

Jak wspomniałem wyżej, "Tygodnik", "Znak" i KIK były przedmiotem ostrej inwigilacji i ataków. Oczywiście służby marzyły o tym, by redakcję infiltrować. Z kiepskim skutkiem. Był dyrektor Nowak (ps. "Ares"), jowialny lwowianin, kombatant, "brat łata". Lasota kilkakrotnie wspomina, że w oczach SB - poza pierwszym okresem współpracy - był w cenie. Przede wszystkim zresztą jako dyrektor finansowy Kurii. Dziwaczna była to współpraca. Nie chciał na nikogo donosić ani przyjmować żadnych apanaży. Pracował w przekonaniu, że robi to, co robi, dla dobra Kościoła.

W książce nie ma jego donosów (jeśli takie były). Wiadomo, że przekonał kardynała Wojtyłę do wprowadzenia kontestowanych przez Kościół w Polsce nowych ksiąg inwentarzowych. W pracy redakcji "Tygodnika" jako takiej nie miał żadnego udziału. Wtedy administracja od redakcji była dość wyraźnie oddzielona: Nowak zajmował się finansami, przydziałami papieru, dystrybucją. Od kiedy byłem w "Tygodniku" (1965 r.), widziałem, że dyrektora i tego, co mówi, nie traktuje się zbyt serio, spraw dyskretnych przy nim się nie porusza (uchodził za nieposkromionego gadułę). Kardynał wystarał się o odznaczenie go przez Stolicę Apostolską, nie jak w książce - orderem pro Ecclesia et Pontifice, ale znacznie wyższym: orderem Św. Sylwestra Papieża. Długo nie wiedziałem, że kiedy odebrany prawowitemu zespołowi "Tygodnik" przekazano Paxowi, on zdecydował się w administracji pisma pozostać. Kiedyś mi tłumaczył, że został, żeby pilnować dobytku, co przyjąłem za dobrą monetę.

"Ares" - to było za mało. Był inny pracownik administracji, "Erski". Została zwerbowana "Targowska", o której była już mowa, a która mogła swoim mocodawcom przekazywać tylko - jak widać w przytoczonych fragmentach - kiepskie plotki, których nawet SB nie brała zbyt poważnie. Był jeszcze jeden: "Ewa", "Magister", "Adolf", początkujący dziennikarz, który chciał się zatrudnić w redakcji, ale nic z tego nie wyszło. Śladów innych agentów nie spotkałem, choć o zabiegach, by takowych pozyskać, słyszałem niejedno.

***

Jest w książce Marka Lasoty wiele wątków, o wszystkich nie da się napisać. Warta uwagi jest historia uwięzienia tynieckiego przeora o. Piotra Rostworowskiego i postać tego, kto go wydał, nieudana prowokacja Grzegorza Piotrowskiego, agenturalna działalność wokół Watykanu i wiele, wiele innych ciekawych i ważnych. "Donos na Wojtyłę" ukazuje się w wydawnictwie Znak i nic dziwnego. Ta książka jest udokumentowanym opisem naszej wspólnej historii. Wspólnej, bo "Tygodnik" i Znak były wtedy jedną instytucją, a wydawnictwo i jego redakcja mieściły się w tym samym lokalu przy Wiślnej 12.

Kiedy się tę książkę czyta, ogarnia zgroza. Więc dla równowagi powiem, że wtedy, z całą tą świadomością ciągłej inwigilacji, obecności wtyczek i podsłuchów, widzieliśmy groteskowość, a czasem komizm wysiłków tajnych służb i żyliśmy całkiem normalnie, pogodnie, czasami nawet wesoło. O tym u Marka Lasoty nic nie ma. Nie można w jednej książce mieć wszystkiego.

MAREK LASOTA "DONOS NA WOJTYŁĘ. KAROL WOJTYŁA W TECZKACH BEZPIEKI". Współpraca Marek Zając, posłowie Ryszard Terlecki. Wyd. Znak, Kraków 2006.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodził się 25 lipca 1934 r. w Warszawie. Gdy miał osiemnaście lat, wstąpił do Zgromadzenia Księży Marianów. Po kilku latach otrzymał święcenia kapłańskie. Studiował filozofię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował z młodzieżą – był katechetą… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 11/2006