Flirt z kinem zbuntowanym

Pięciogodzinny "Sen" Warhola czy filmik nakręcony komórką to wcielenia kina offowego. Gdzie jednak przebiega granica niezależności w przypadku profesjonalnego kina fabularnego?

07.10.2008

Czyta się kilka minut

Podczas pierwszej edycji krakowskiej "Off Camery" słowa "niezależność", "bunt", "offowość" odmieniane były na różne sposoby. Najdziwaczniej brzmiały one w ustach bardzo komercyjnych twórców czy pracowników wielkich koncernów medialnych zaangażowanych w organizację tej imprezy. Przekonywały za to w odniesieniu do grupy młodych zapaleńców, którzy w rekordowym tempie przygotowali program festiwalu.

Jego hybrydyczna zawartość przypominała, jak bardzo pojemne i niejednoznaczne jest dziś pojęcie niezależności. W latach 50. czy 60., sprawa była oczywista: mianem independents określano filmy zrealizowane poza wielkimi hollywoodzkimi wytwórniami. Dziś słowo "offowy" może oznaczać film tani, ale też taki, który nie schlebia kolektywnym gustom. Albo zrealizowany przez twórcę dopiero rozpoczynającego artystyczną drogę. I jeszcze naznaczony indywidualnym piętnem. Podczas krakowskiego festiwalu trudno byłoby wskazać tytuły, które spełniałyby wszystkie te kryteria jednocześnie.

Na granicy

Czy bycie offowcem to wybór, czy konieczność? Czy jest konsekwentną drogą artystyczną, czy tylko etapem przejściowym na drodze do kariery w głównym nurcie kina? Te pytania pogubiły się trochę w pierwszej edycji "Off Camery" - festiwalu z wielkim rozmachem, gigantyczną nagrodą 100 tys. euro i silnym zapleczem medialnym. Deklaracje organizatorów, by "rzucić wyzwanie polskiemu rynkowi audiowizualnemu", okazały się nieco na wyrost. Wiele tytułów, również pokazywanych w konkursie, już dawno znalazła polskich dystrybutorów i lada chwila pojawi się w polskich kinach. Rewolucji więc krakowski festiwal nie przyniósł, wskazał jednak na ciekawy nurt współczesnego kina, który godzi się funkcjonować na obrzeżach, bo chce rozmawiać z widzem własnym głosem, nieustawionym (jeszcze) podług rynkowych wymogów. Czy polski widz takiego kina oczekuje, to kwestia osobna. Frekwencja bywała czasem mizerna.

Za kilka lat, kiedy "Off Camera" rozwinie skrzydła i wychowa sobie swoją publiczność, będzie można na to pytanie odpowiedzieć. Tymczasem powstała impreza w dużym stopniu eksperymentalna, na granicy zależności i niezależności. Z jednej strony odwołująca się do studenckiej widowni i pięknego ducha dawnych DKF-ów - tyle że w wydaniu barwniejszym, bo wielojęzycznym. Z drugiej - budząca obawy, czy ów przywoływany po wielokroć bunt nie jest po prostu kolejnym produktem na sprzedaż.

Kino "bolesne"

Zawieszając na chwile programowe manifesty i produkcyjne realia, warto przypatrzeć się zawartości festiwalu. A było w czym wybierać. Sam konkurs, wzbudzający z racji wysokiej nagrody największe zainteresowanie, zdominowany był przez kino "bolesne", zaludnione przez nieprzystosowanych outsiderów, obnoszących się ze swą depresją przed kamerą. Czasami odnosiło się wrażenie, że po jej drugiej stronie stali podobni im frustraci.

Na pewno jednak nie w przypadku Azazela Jacobsa, który wyjechał z Krakowa ze zwycięską statuetką i czekiem. Jury na czele ze Zbigniewem Preisnerem jednogłośnie uhonorowało film "Maminsynek" - porażające, śmieszne i straszne zarazem studium życiowej niemocy. U Jacobsa świeżo upieczony ojciec zaszywa się w domu swoich rodziców, lękając się odpowiedzialności za nowo założoną rodzinę. Ta ucieczka od życia filmowana jest kameralnie, w subtelnych półtonach, bez cienia fałszu czy przewidywalnych chwytów narracyjnych. A jednocześnie amerykański film Jacobsa uniknął grzechu wielu tytułów opatrzonych etykietką "off", które na siłę rozciągają w czasie wątłe historie, zmuszając widza do jałowej kontemplacji. Oglądając frapujący skądinąd "Liverpool" Argentyńczyka Lisandra Alonsa, brytyjskie "Lepsze rzeczy do roboty" Duane’a Hopkinsa czy amerykański "Balast" Lance’a Hammera, dajemy się łatwo zahipnotyzować szczątkowej akcji rozpisanej na niekończące się ujęcia, ale jednocześnie zastanawiamy się, czy tego rodzaju filmy nie zyskałyby przypadkiem w zdecydowanie krótszym metrażu.

Zwycięzca "Off Camery" powiedział w wywiadzie, że dla niego film niezależny to taki, który twórca realizuje z myślą o sobie. Ryzykowna to definicja, która czasami bywa wymówką dla porażki, jaką jest konfrontacja z widzem. Pamiętała o widzu na pewno Kasia Adamik, twórczyni "Boiska bezdomnych" (jedyny polski tytuł w konkursie). Jej film, trafiający właśnie do naszych kin, wzbudzał najwięcej wątpliwości co do offowego charakteru: nakręcona z udziałem publicznych pieniędzy profesjonalna produkcja, z optymistycznym, "amerykańskim" przesłaniem, prowokowała do paradoksalnych wniosków - może to film zbyt dobry jak na siermiężny off? Podobnych wątpliwości nie wzbudzał nagrodzony przez dziennikarzy "Pocałunek o północy" Alexa Holdridge’a - bardzo niekonwencjonalna komedia romantyczna, w której rozprawia się o kruchości uczuć w czasach popkultury i internetu, godząc lekkość i powagę, sprośność i wzruszenie, przystępną formę i indywidualny ton. Słowem: kino niezależne z ludzką twarzą. Podczas realizacji twórca pomyślał i o sobie, i o tym, kto ten film kiedyś zobaczy.

Kategoria umowna

Festiwal "Off Camera" pokazał, że ów sławetny off to tak naprawdę kategoria czysto umowna i często niewymierna. Znajdując poza konkursem "Rusałkę" Rosjanki Anny Melikian, irańskie "Środowe fajerwerki" Ashgara Farhadiego czy przywiezioną prosto z Cannes "Klasę" Laurenta Canteta, mam poczucie, nie oglądając się na okoliczności produkcyjne, budżety etc., że to kino w pełni niezależne - bo inne, zaskakujące, zbijające z tropu.

Off oznacza w tym wypadku nieskrępowanego ducha, wszak samo słowo to przecież nic innego jak nowomodny synonim "kina autorskiego". W ścisłym sensie offem mogłyby być nazwane co najwyżej awangardowe filmy w stylu Andy’ego Warhola czy Paula Morrisseya (mieli na festiwalu obszerną retrospektywę), które zawsze powstawały poza głównym obiegiem kinowym, z przeznaczeniem do galerii sztuki. Albo filmy kręcone za pomocą telefonu komórkowego, które na "Off Camerze" doczekały się nawet osobnego konkursu w internecie.

Ale gdyby trzymać się tak sztywnych klasyfikacji, nie byłoby możliwe dostrzeżenie rozmaitych, czasem bardzo krętych odnóg dzisiejszego i dawniejszego kina. Umknęłyby filmy niekoniecznie radykalne, ale z pewnością osobne - jak filmowe próby amerykańskiego krytyka Dana Sallitta czy seria tytułów American Film Theatre, udanego mariażu kina z teatrem. Oby tylko "niezależność" nie stała się w przypadku "Off Camery" uniwersalnym słowem-wytrychem, pozwalającym upchnąć do programu każdy pomysł czy każde zaprzyjaźnione nazwisko. Oby sam festiwal nie stał się alternatywnym kanałem promocyjnym służącym bardzo nieoffowym przedsięwzięciom i twarzom. ?h

I Międzynarodowy Festiwal Kina Niezależnego "Off Camera" odbył się w dniach 1-5 X w Krakowie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 41/2008