Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Niemniej dobro daje się myśleć. Starożytni wyliczyli, że na pytanie o najwyższe dobro - o to, czemu warto poświęcić życie (a więc także: wedle czego należy interpretować ludzkie czyny) - jest 288 możliwych odpowiedzi. Nowożytni śmiali się z nich, ale samego pytania nie udało im się uchylić. Wydaje się czasem, że dobro jest sferą szczególnego "relatywizmu": co jest "dobre" dla mnie, nie musi być "dobre" dla ciebie. Nie istnieje jeden porządek dobra. Gdy jedni mówią, że dobro jest ściśle związane ze świadomością dobra, z intencją, inni (przyznajmy - najczęściej poeci lub mistycy) odpowiadają: dobrym jest się wtedy, kiedy się o tym nie wie. I tak dalej.
Moja przyjaciółka ma głęboko upośledzoną córkę. Mieszkają w domu za miastem, zdane w dużym stopniu na siebie. Córka jest wspaniała; ma oryginalne poczucie humoru, kiedy jest w dobrej formie, zaskakuje wszystkich błyskotliwymi powiedzonkami. Niestety, miewa też gorsze dni; wtedy dostęp do niej jest trudny, awanturuje się, krzyczy. Cała sytuacja jest bardzo skomplikowana, nie chcę jej tu szczegółowo opisywać. W każdym razie życie mojej przyjaciółki (nazwijmy ją Martą) wymagało od niej i wymaga wielu wyrzeczeń. Marta przez wiele lat buntowała się przeciwko temu, ale niedawno, kiedy siedzieliśmy razem w pokoju, zamknięci, bo córka miała kolejny atak, nagle powiedziała: "Ona mi dała tyle radości, że nie zamieniłabym swojego życia na inne".
Marta i ja mamy wspólną przyjaciółkę (nazwijmy ją Gosią). Gosia jest także upośledzona, ale w stopniu umiarkowanym, bardziej fizycznie niż umysłowo. We wczesnym dzieciństwie zachorowała na zapalenie opon mózgowych i duża część jej problemów wynika z braku właściwej opieki medycznej. Matka była alkoholiczką, próbowała walczyć z nałogiem i zająć się rehabilitacją córki, ale w końcu zupełnie się załamała. Trzy lata temu policja znalazła ją martwą na melinie ("I wreszcie jest spokój" - mówi Gosia). Ojciec również nie stronił od kieliszka, w końcu wyniósł się z domu, a teraz odsiaduje wyrok za niepłacone latami alimenty. Gosię wychowywała babcia, a po jej śmierci zajął się nią starszy brat, tak jak potrafił, bo sam w dzieciństwie też nie zaznał zbyt wiele ciepła.
W tym roku w połowie grudnia Gosia rozesłała mailem wiadomość: "Zostaję sama na święta, bo brat musi wyjechać. Może ktoś wziąłby mnie do siebie?". Kiedy do niej zadzwoniłem, okazało się, że umówiła się już z Martą: wybiera się do niej na całe cztery dni i chce tylko, żebym ją tam zawiózł, a potem odebrał. Pomyślałem: "Marta, z jej kłopotami, zareagowała od razu...". W samochodzie Gosia cały czas gadała jak nakręcona, jakie to będą wspaniałe święta. W wigilijny wieczór przysłała mi sms-a: "Jest cudownie". Podobno zaraz potem padła na łóżko i zasnęła. Na drugi dzień zadzwoniła: "Żebyś wiedział, jak mi tu jest dobrze! Marta jest dla mnie jak... jak... kwoka dla kurcząt" - co miało znaczyć, że Gosia nareszcie poczuła się zaopiekowana. A Marta powiedziała: "Nigdy wcześniej nie mieliśmy takich pięknych świąt!".
Przebłysk dobra w nocy zła? Chwila, w której dobro ukazuje się nam niezmącone? Przyjemność, której nie ma powodu nazywać dobrem? Ktoś ładnie powiedział: "Gdyby serce myślało, musiałoby przestać bić".
Po co Wam o tym opowiadam? Żeby Wam życie osłodzić? Nie. Chcę Wam powiedzieć tylko tyle: dobro jest proste. Dobro to są proste, podstawowe gesty. Nie trzeba nic wymyślać, wszystko już dawno wymyślono. Trzeba tylko nie bać się tej prostoty.