Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Przed nami jeden z najbardziej zaskakujących debiutów filmowych ubiegłego roku, również ze względu na swój „instruktażowy” tytuł – „How to Have Sex”. Reżyserka i scenarzystka Molly Manning Walker, po części zainspirowana własnymi przeżyciami, nie tak zresztą odległymi w czasie, opowiedziała o trójce nastoletnich przyjaciółek, które po zdaniu szkolnych egzaminów jadą zaszaleć na Krecie. To miały być ich wielkie greckie wakacje i swoisty rytuał przejścia w dorosłość. Zwłaszcza dla Tary (gra ją z nadzwyczajnym wyczuciem Mia McKenna-Bruce), która jako jedyna w tym rozrywkowym gronie jeszcze nie uprawiała seksu. To, co przez dłuższy czas zapowiada się na rozwydrzone kino inicjacyjne, skupione tylko na imprezach, dowcipasach i łóżkowych zapasach, okazuje się przejmującą introspekcją. Staroświecki termin „tracenie cnoty” nabiera tutaj zupełnie innych znaczeń.
- „HOW TO HAVE SEX” – reż. Molly Manning Walker. Wielka Brytania 2023. Nowe Horyzonty VoD
Z początku można się poczuć jak ktoś wrzucony znienacka do basenu pełnego nabuzowanych małolatów, dmuchanych różowych flamingów i tanich drinków z palemką. Ale w tym chaosie (i przymusie) dobrej zabawy kamera raz po raz zatrzymuje się na twarzy głównej bohaterki albo podąża za jej wzrokiem. Oto pozornie wyszczekana i brawurowa Tara próbuje wyreżyserować swój „pierwszy raz”, korzystając ze scenariuszy, jakie podpowiadają jej popkultura czy opowieści bardziej doświadczonych kumpelek. Na śródziemnomorskiej plaży musi nastąpić zderzenie wdrukowanych wyobrażeń z rzeczywistością – byłoby jednak banałem, gdyby reżyserka na takich konstatacjach poprzestała. „How to Have Sex” jest bowiem filmem wyjątkowo jak na swój temat subtelnym i jeżeli opowiada o dziewczęcej traumie, to znajduje ją wcale nie wtedy i wcale nie tam, gdzie najbardziej moglibyśmy tego się spodziewać.
Zwycięzca sekcji Un Certain Regard na festiwalu w Cannes przynosi pogłębione, ale pozbawione moralizatorstwa spojrzenie na inicjację młodej kobiety w czasach swobody seksualnej i równouprawnienia. Oba te określenia należałoby w pewnym momencie opatrzyć grubym cudzysłowem, bo film Walker stopniowo odsłania wszelkie pozory, przekroczenia i zewnętrzne presje, jakim może podlegać dziewczyna w podobnej sytuacji. Scena, kiedy wraca nad ranem do hotelu, idąc przez opustoszały, zaśmiecony po nocnych harcach kurort, stanie się za chwilę obrazem wieloznacznym, złożonym z rozczarowania, samotności i zarazem resztek nadziei, które rychło zostaną brutalnie rozwiane. Chociaż wakacyjna zabawa będzie trwała w najlepsze, gdzieś podskórnie zarysuje się tytułowe pytanie, o co tak naprawdę chodzi w seksie. A przecież wydawało się to oczywiste: ma być przyjemnie i za obopólnym przyzwoleniem. Wnikliwość, z jaką twórczyni i aktorka obnażają ten narastający dysonans, bez żadnej fałszywej nuty, przynosi bolesny, a jednocześnie fascynujący efekt.
Trzydziestoletnia Molly Manning Walker należy do nowego pokolenia brytyjskich reżyserek, które zabłysnęły w ubiegłym roku. Do tego grona należą też Charlotte Wells znana z „Aftersun”, Georgia Oakley, czyli autorka „Blue Jean”, i Charlotte Regan, twórczyni „Georgie ma się dobrze”, przy którym Walker pracowała jako autorka zdjęć (ów coraz mniej zmaskulinizowany zawód wykonuje od prawie dziesięciu lat). Łączy je kameralny styl, unikanie gatunkowych schematów i szczególna psychologiczna wrażliwość, skoncentrowana na tym, co zazwyczaj umyka współczesnemu kinu. W przypadku „How to Have Sex” jest to szara sfera dziewczyńskiej intymności, którą jedno mikrozdarzenie potrafi naznaczyć na długie lata.