Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Exposé nowego premiera to stały element gry w demokrację. Miejscem spektaklu jest Sejm, którego skład odzwierciedla układ sił między obozem rządzącym i opozycją; widownią są wyborcy, wyrażający swoje zainteresowanie włączaniem (albo wyłączaniem) telewizorów.
Exposé należy do wypowiedzi podlegających szczególnie mocnemu naciskowi konwencji, przyzwyczajeń i oczekiwań. Wygłaszający je polityk nie może powiedzieć za mało, ale także nie powinien powiedzieć za dużo. Zresztą, czegokolwiek by nie powiedział - opozycja nie pozostawi na nim suchej nitki. (Dlatego też sytuacja nowego premiera jest tyleż godna zazdrości, ile - nie do pozazdroszczenia).
2.
W mojej pamięci szczególnie mocno tkwi tylko jedno exposé: to, które wygłosił we wrześniu 1989 r. Tadeusz Mazowiecki. Żaden z premierów, którzy przyszli po nim, nie oddziałał równie mocno na moją wyobraźnię. Zapewne: żaden z nich nie miał szansy mówienia w równie wielkim momencie. Ale też: żaden nie mówił tak jasnym językiem i nie budził tak wielkich nadziei.
3.
Komentatorzy exposé Donalda Tuska zgodnie zwracali uwagę, że najistotniejszym z przywołanych przez niego pojęć było zaufanie; równie zgodnie dziwili się zbyt długiemu czasowi wystąpienia. Dopisuję się do obu spostrzeżeń.
4.
Wybór języka zaufania i dialogu, jako podstawowego języka publicznej debaty, może tylko cieszyć. Jest ten wybór odtrutką na mowę podejrzeń i insynuacji, której było aż nadto w ciągu minionych dwóch lat. Trzeba jednak dodać, że jest to wybór trudny, wymagający od wszystkich uczestników życia publicznego znacznego wysiłku - bo wzajemne zaufanie łatwiej zniszczyć (są w tej dziedzinie liczni, wybitnie uzdolnieni specjaliści) niż zbudować czy odbudować.
Czas trwania exposé jest kwestią znacznie bardziej zagadkową; zapewne, pozostanie ona tajemnicą premiera i jego doradców. Trzygodzinny monolog jest do zniesienia tylko wtedy, gdy ma żelazną konstrukcję i jest porywająco wykonany. Przemówienie Tuska nie było (mogę się mylić, oczywiście) arcydziełem, on sam zaś nie jest wybitnym mówcą ani aktorem. Może o to właśnie chodziło? Może premier chciał pokazać, że są rzeczy ważniejsze od form i konwencji; może pragnął udowodnić, że jest człowiekiem tytanicznej pracy, już teraz ogarniającym wszystkie kwestie, które powinny być znane wybitnemu szefowi rządu? A może postanowił zanudzić opozycję, uśpić jej czujność, rozbroić ją psychicznie, zanim to ona rzuci się do walki z nim i jego wystąpieniem?
Uśpienie opozycji niewątpliwie się udało; można to było zobaczyć w telewizji, nadal można zobaczyć na zbiorowym portrecie Jarosława Kaczyńskiego, Przemysława Gosiewskiego i Ludwika Dorna, zamieszczonym na pierwszej stronie "Gazety Wyborczej" z 24-25 listopada. Reszta, jak rzekłem, jest niepewna.
5.
Dzisiaj, w dniach zwycięstwa, wyborcy skłonni są wybaczyć Donaldowi Tuskowi jeśli nie wszystko, to bardzo wiele. Nawet zbyt długie przemówienia i dowcipy o kocie Aliku. Jutro - mogą mieć pretensje o wszystko. Nawet o to, że czterdzieści cztery razy użył w exposé słowa "zaufanie". To banał, warto go jednak zapamiętać.