Europejski kryzys i polskie wybory

Wartość i uroda Unii to unikalny, niepowtarzalny porządek międzynarodowy osadzony na fundamencie wspólnych standardów i polityk. Tak jest, lecz tak być nie musi, bo nie ma żadnej siły wyższej, która miałaby utrzymywać bez końca ten stan. Historia nie rozwija się linearnie, zdarzają się w jej biegu okresy regresu. Europa właśnie takie załamanie przeżywa.

09.10.2005

Czyta się kilka minut

To był zupełnie niezły traktat. Owszem, obszerny (choć np. ustawa o szkolnictwie wyższym jest niewiele mniejsza) i niezręcznie zredagowany. Tak jest zawsze, jeśli chce się pomieścić zbyt wiele w jednym dokumencie. Jednak wbrew obiegowym opiniom Traktat Konstytucyjny dla Europy został napisany i wynegocjowany w toku najbardziej demokratycznej procedury w historii. Z bezprecedensowym zaangażowaniem czynnika pozarządowego - nie tylko szerokiego konwentu, ale również przez aktywność w procesie negocjacji niespotykanej wcześniej liczby organizacji i stowarzyszeń pozarządowych. Czyli przedstawicieli społeczeństwa obywatelskiego państw europejskich. Co więcej, jak nigdy dotąd pracom nad traktatem towarzyszyły media. Należy to przypomnieć, aby nie dać się zwieść propagandzie głoszącej, że jakieś elity przygotowały coś poza wiedzą społeczeństw.

To był dobry traktat, choć może niepotrzebnie nazwany konstytucyjnym. Dokument, który nie tylko porządkował podstawy procesu integracji europejskiej, nie uszczuplając suwerenności państw członkowskich i chroniąc ich tożsamość narodową, lecz jednocześnie dawał wartościowe instrumenty obrony i promocji interesów państwom członkowskim i całej Europie. Wzmacniał spójność konstrukcji europejskiej, a w jej ramach - zasadę solidarności. A Europa musi mieć środki obrony swej cywilizacyjnej substancji i kształtowania porządku międzynarodowego zgodnie z jej wartościami i interesami.

Dogmatyczny sprzeciw Paryża wobec odniesienia się w preambule traktatu do chrześcijańskiego dziedzictwa Europy był przykładem historycznej płytkości. Nie da się przecież Europy sprowadzić do laickiej przestrzeni praw i procedur. Europa jest cywilizacją, czego nie rozumieją młodzi egoiści znad Sekwany. Cywilizacyjna witalność wymaga wysiłku, niekiedy poświęceń oraz duchowej - przede wszystkim jednak religijnej - inspiracji. Jakżeżby to mieli wiedzieć, skoro nie tego ich uczą ich polityczni wychowawcy?

Ekonomicznego zastoju i demograficznego regresu Europy nie da się rozwiązać przy pomocy unijnego traktatu. Źródła tych zjawisk tkwią znacznie głębiej, to znaczy właśnie w stanie ducha europejskiej cywilizacji, na co z troską wskazywał Jan Paweł II, zwłaszcza w swej ostatniej adhortacji "Ecclesia in Europa". Uparte ignorowanie ocen i wskazań tam zawartych będzie odmową zrozumienia ryzyka ślepej uliczki, w którą chcą wepchnąć Europę również i te prądy kulturowe, które legły u podstaw francuskiego weta.

Europejska smuta

Istotnie, nad Europą krąży widmo smuty. Można się spierać o stopień prawdopodobieństwa jego materializacji, nie da się go jednak wykluczyć. W roku 1913 nikt nie przewidywał wielkiej wojny, którą później nazwano światową. Nawet kiedy już wybuchła, sądzono, że potrwa parę miesięcy. Nie sposób dziś straszyć Europejczyków wojną, jednak poważny regres jest możliwy.

Przypomnijmy, czym jest dla Europy jedność według unijnego wzorca: przede wszystkim urzeczywistnieniem kilku stuleci wysiłków w stronę pokojowego i harmonijnego współżycia rodziny narodów zamieszkujących kontynent. Europa była świadkiem kilku chybionych prób idących w tym kierunku. Znaczonych wojnami, dramatem całych narodów, horrendalnymi zniszczeniami, upadkiem znaczenia kontynentu w świecie. Wartość i uroda Unii to unikalny, niepowtarzalny porządek międzynarodowy. Wnosi on nową kulturę życia międzynarodowego. Po pierwsze, pokój przez współzależność i otwarcie się na siebie narodów Europy. Dalej, negocjowanie decyzji i kompromis oraz solidarność, która polega na historycznie bezprecedensowym transferze środków od bogatszych do biedniejszych. Wreszcie, ujęcie mocarstw europejskich w gorset procedur, które uniemożliwiają większym powrót do samowoli znanej z przeszłości.

Wszystko to osadzone jest na solidnym fundamencie wspólnych standardów ustrojowych i wspólnych polityk, zwłaszcza w sferze gospodarczej. Traktatowo i materialnie chronione są przy tym odrębności narodowo-kulturowe. Unia dysponuje także pewnymi instrumentami wpływu na swe otoczenie, starając się czynić go przyjaznym i bezpiecznym dla państw Unii.

Tak jest, lecz tak być nie musi.

Nie ma żadnej siły wyższej, która miałaby utrzymywać bez końca ten stan. Państwa powołały Unię do życia i mogą ją również zniszczyć, co przecież zdarzało się nieraz w przeszłości (np. Liga Narodów).

Od czegoś się zwykle zaczyna. To może być alchemiczny związek oczywistych konsekwencji tego, co się już stało: nasilenia egoizmów i tendencji odśrodkowych; erozji zasady solidarności; rozmnożenia się koalicji dążących do zachowania wewnątrzunijnego "układu sił" i poszukiwania w tym celu wsparcia np. w Rosji lub USA; sporów wokół międzynarodowej roli Unii, w tym wokół stosunków z Chinami, walki z terroryzmem, rywalizacji o dostęp do surowców, reformy ONZ...

To przecież nie nadmiernie wyszukany scenariusz. A może sprawić, że uleci duch zaufania i poczucie wspólnoty wartości, celów i interesów. Krótkofalowo mogą wygrać najsilniejsi, do których Polska nie należy. Długofalowo przegramy wszyscy.

Tymczasem reakcje niemałej części polskich mediów i klasy politycznej na upadek projektu konstytucji można porównać do radości gęsi i indyków ze zbliżających się świąt. Wnieśliśmy zresztą swoją cząstkę do tych kryzysowych tendencji. Miejmy odwagę to uznać. Bo czymże innym był udział w rozerwaniu stanowiska UE w sprawie irackiej, otwarte kontestowanie europejskiej polityki bezpieczeństwa i obrony (ESDP) - co na szczęście ostatnio uległo zmianie? Traktowaliśmy Unię jedynie jako dojną krowę, lecz drogie zakupy samolotów wojskowych i pasażerskich robiliśmy u amerykańskich, nie europejskich producentów. Bezrefleksyjnie poparliśmy członkostwo Turcji (na cudzy koszt), zanim UE zdążyła ochłonąć po największym w swej historii rozszerzeniu.

Brakowało zrozumienia, jak delikatna to konstrukcja, i poczucia odpowiedzialności za jej spoistość. Zaczęło się to zmieniać dopiero po klęsce referendów we Francji i Holandii, kiedy Europa istotnie znalazła się w kryzysie. Bo to jest kryzys, z pewnością największy od traktatów rzymskich (1957): kryzys tożsamości cywilizacyjnej, politycznego przywództwa, modelu społeczno-ekonomicznego załamującego się pod naporem globalizacji.

Kryzys jest szansą, ale nic nie dokona się samo z siebie. A jeśli kryzysu nie przełamiemy, zostaniemy zmarginalizowani - my, Polska, i my, Europa.

"Oś" Paryż-Berlin-Warszawa

W myśleniu o najbliższej przyszłości Europy trzeba widzieć przynajmniej trzy perspektywy. Ta doraźna dotyczy traktatu konstytucyjnego. Jest on dziś martwy i potrzebny będzie nowy. Rozszerzona Unia potrzebuje solidniejszej podstawy i to powinien rozumieć nawet analfabeta.

Co do istoty, będzie to niemal ten sam traktat, tylko znacznie krótszy. Będzie szansa powrócić do aksjologii, bo Karta Praw Podstawowych (rozdz. II traktatu) jest regresem nawet w stosunku do europejskiej Konwencji Praw Człowieka z 1950 r. (zob. "Karta praw bez człowieka", "TP" nr 25/01). Może się tym zająć następna konferencja międzyrządowa (IGC) już za dwa-trzy lata.

Najtrudniejsza jest trzecia sprawa: odzyskanie przez całą Europę ekonomicznej witalności i politycznego zdecydowania. Czeka ją wysiłek poprawy konkurencyjności i budowy innowacyjnej gospodarki opartej na wiedzy. Czy będzie to możliwe bez społecznego rozwarstwienia charakterystycznego dla USA i wielu krajów szybko się rozwijających, czy może czekają nas kolejne rewolty, jak ta we Francji? Polska nie jest wcale w dobrej sytuacji. Pod względem innowacyjności i konkurencyjności znajdujemy się na dalekiej pozycji. Struktura naszego budżetu należy pod tym względem do najbardziej anachronicznych w Europie.

Co się tyczy rozszerzenia: nie można Unii szantażować, jak się to ostatnio czyni, iż jeśli nie przyjmie się szybko kolejnych państw, nawet najbardziej nieprzygotowanych, będzie to grozić ich destabilizacją. Unia nie jest "lekiem na całe zło". Nie można także mówić o arogancji polityków próbujących rzekomo narzucić społeczeństwom traktat konstytucyjny, a jednocześnie odmawiać tym społeczeństwom prawa do opinii na temat tego, kogo chcą mieć w swoich granicach. Sztuczne przyspieszanie tego tematu będzie jedynie dawać rezultaty odwrotne od zamierzonych.

Wybory i co dalej?

Unia potrzebuje także politycznego przywództwa, czyli kilku państw, które zechcą postawić na Europę. Nie będzie to jednak Wielka Brytania. Wszak Londyn zawsze powtarza, że jeśli będzie musiał wybierać - postawi na Waszyngton. To sprawa państw kontynentalnych. Trzon musi stanowić Paryż, Berlin i Warszawa, bo taki jest wyrok geografii i historii. Paradoksalnie, Francja - po wyjściu z szoku - może przestać pouczać i kaprysić, a zacząć wykazywać bardziej partnerską postawę. Niemcy, w ścisłym towarzystwie Polaków i Francuzów, mogą powrócić do roli europejskiej lokomotywy.

Polska - mając najwięcej do wygrania w zdrowej politycznie i ekonomicznie Europie - oraz grając dośrodkowo, a nie odśrodkowo, ma szansę trwale wejść do grupy państw stabilizujących europejską konstrukcję. Stawiając jednocześnie na ścisłe związki transatlantyckie, Warszawa najpełniej zrealizuje w ten sposób swoje europejskie i zachodnie powołanie. Tylko taki rozwój wydarzeń da europejską szansę Ukrainie.

Tylko - to pytanie ważne zwłaszcza w obliczu naszych wyborów parlamentarnych i prezydenckich - czy mamy w Polsce polityka, który bez kunktatorstwa miałby odwagę głośno powiedzieć: tak, jestem Europejczykiem?

Roman Kuźniar jest dyrektorem Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych (zob.: ).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 41/2005