Elon Musk: tancerz w kostiumie robota

Elon Musk jest jak Twitter: też dokonał rewolucji, też miał wspaniałe intencje. I też rządzi w chaosie.

09.05.2022

Czyta się kilka minut

Elon Musk na placu budowy Tesla Gigafactory  pod Berlinem. 3 września 2020 r. / MAJA HITIJ / GETTY IMAGES
Elon Musk na placu budowy Tesla Gigafactory pod Berlinem. 3 września 2020 r. / MAJA HITIJ / GETTY IMAGES

Po co najbogatszy człowiek świata kupił sobie najgorętszego kartofla internetu? Musk twierdzi, że na Twitterze nie chce zarabiać – i to akurat może nie być trudne, bo serwis od lat ma problemy z rentownością. Możliwe, że wydał 44 mld dolarów wyłącznie dlatego, że taki miał kaprys. Jego twitterowe konto obserwuje już ponad 91 mln użytkowników – sześć razy więcej niż wszystkich przywódców państw Unii Europejskiej razem wziętych i cztery razy więcej niż amerykańskiego prezydenta.

– Jest wyjątkowo skuteczny w wykorzystywaniu statusu celebryty do napędzania swoich biznesów, więc możliwe, że to przede wszystkim one, a nie sam Twitter, będą czerpały z tego zakupu korzyści – mówi „Tygodnikowi” dr Ben Little z Uniwersytetu Wschodniej Anglii, współautor książki o miliarderach nowych technologii.

Najbardziej prawdopodobne jest jednak to, że tak jak w przypadku innych jego biznesów, Elon Musk postanowił przewrócić do góry nogami całą branżę, w którą właśnie zainwestował. Albo znajdzie się na granicy bankructwa. Realizacja obu tych opcji jednocześnie też nie jest wykluczona.

Opętany geniusz?

Najłatwiej byłoby dowiedzieć się o planach Muska wobec Twittera od niego samego. Sęk w tym, że ich nie wyjawił. Od stycznia po cichu skupował akcje spółki, a gdy już było jasne, że stał się największym udziałowcem, odrzucił propozycję zasiadania w radzie nadzorczej, by w połowie kwietnia poinformować, że wykupuje cały serwis. Wyda na to 44 mld dolarów, z czego 21 mld w gotówce (to 8 proc. wartości jego całego majątku i nawet gdyby spalił te pieniądze w kominku, wciąż pozostałby najbogatszym człowiekiem świata). Transakcję przypieczętował, oczywiście na Twitterze, słowami: „Następnym, co kupuję, będzie Coca-Cola, żeby z powrotem dodawać do niej kokainę”.

Kiedy branża biznesu i technologii w osłupieniu czekała na oświadczenie dotyczące przyszłości jednej z największych platform społecznościowych świata, Musk ograniczył się do komunikatu, że „wolność słowa jest skałą, na której opiera się sprawnie funkcjonująca demokracja”, a on chce usprawniać serwis, m.in. dodając nowe funkcje i zwalczając boty, czyli fałszywe, udające ludzi konta, rozsiewające spam. I zapewne można by było to uznać za komunikat równie zręcznie skonstruowany, co nic nieznaczący, gdyby… nie chodziło o Muska. Bo miliarder od dawna powtarza, że jest „radykalnym obrońcą wolności wypowiedzi” i wcześniej wielokrotnie publicznie krytykował moderację treści oraz blokowanie użytkowników za „łamanie zasad społeczności”. Do tego sam twittuje. Np. ostatnio retorycznie pytał: „kto finansuje organizacje chcące kontrolować twój dostęp do informacji?”.

To wystarcza do napędzania tsunami analiz i komentarzy o tym, że Twitter zmieni się w świątynię nienawiści (jakby dotąd nią nie był), co zapowiadać ma ponoć przywrócenie konta Donalda Trumpa, zbanowanego wkrótce po tym, jak podżegał do ataku na Kapitol w 2021 r. Tyle że Musk – chociaż rok temu rzeczywiście był przeciw wyrzucaniu z serwisu ówczesnego prezydenta USA – teraz niczego w tej kwestii nie sugerował. Konkretów na temat tego, co chce zrobić z Twitterem, wciąż nie ma.

Plany Muska można próbować odgadnąć na podstawie tego, co robił wcześniej, ale – jak ujął to pisarz Walter Isaacson, autor powstającej właśnie biografii miliardera – opisywanie życiorysu Muska jest „jak próba robienia notatek podczas picia z węża strażackiego”. Z kolei Ashlee Vance w książce „Elon Musk: Tesla, SpaceX and Quest for a Fantastic Future” napisał: „To opętany geniusz w najwspanialszej wyprawie, jaką ktokolwiek kiedykolwiek wymyślił. Bardziej niż dyrektora generalnego goniącego za bogactwami przypomina generała organizującego wojska, by zapewnić sobie zwycięstwo. Tam, gdzie Mark Zuckerberg chce ci pomóc w udostępnianiu zdjęć dzieciaczków, Musk próbuje… cóż… ocalić ludzkość przed zagładą, którą sama na siebie ściągnie, albo która przypadkowo na nią spadnie”.

Kapitalista z rozmachem?

W latach 80. czekolada w RPA była tania, ale za ładnie zapakowaną klienci byli gotowi płacić więcej. Ile były warte elegancko opakowane czekoladowe jajka? Pięciu chłopców, którzy za bezcen skupywali czekoladę, topili ją i formowali, pakowali w błyszczącą folię, a następnie sprzedawali w bogatych dzielnicach Pretorii, szybko stwierdziło, że przebicie jest dwudziestokrotne. Kiedy sąsiedzi próbowali protestować, że to za drogo, reagowali przećwiczoną wcześniej odpowiedzią: że kupowanie ich produktu oznacza wspieranie młodych kapitalistów. I to działało. Wśród tych pięciu młodych kapitalistów byli Elon Musk i jego młodszy brat Kimbal.

Chłopcy pracowali, chociaż nie musieli. Ich ojciec Errol twierdzi, że miał udziały w kopalni szmaragdów w Zambii i – według jego wersji – rodzina miała tyle pieniędzy, że „trudno było domknąć sejf”. Elon i Kimbal mieli nawet podczas drzemki ojca zwędzić mu dwa drogocenne kamienie i je sprzedać. W tekstach biograficznych o Musku można znaleźć nieoficjalne informacje, że jego ojciec nie stronił od przemocy wobec synów i żony, co zresztą doprowadziło do rozwodu. Dziś nikt z rodziny nie chce o tym mówić. Elon utrzymuje natomiast, że żadnej kopalni szmaragdów nie było. I że po wyjeździe z RPA do Kanady, a później do USA utrzymywał się z dorywczej pracy oraz m.in. z pobierania opłat za wejście do klubu nocnego, w który zamienił własny pokój w akademiku. Studia skończył zadłużony na 100 tys. dolarów.

Kiedy w 1995 r. zakładał z bratem pierwszą firmę, to właśnie ich ojciec wyłożył ponad 28 tys. z 200 tys. dolarów przekazanych przez inwestorów. Strona internetowa Musków była jednym z pierwszych katalogów firm w sieci i okazała się doskonałą inwestycją.

Błyskawicznie zdobyła popularność i po zaledwie czterech latach odkupił ją komputerowy gigant Compaq Computer Group. Elon zarobił na tym 22 mln dolarów, które szybko zainwestował w kolejny biznes – internetowy bank x.com, który rok później połączył się z konkurencyjną firmą świadczącą internetowe usługi finansowe. Tak powstał PayPal.

Tu zyski przyszły jeszcze szybciej. Serwis został w 2002 r. wykupiony przez eBay za 1,5 mld dolarów, a Musk w siedem lat po otwarciu pierwszej firmy miał dość pieniędzy, by nie pracować do końca życia. Zamiast tego zamarzyła mu się… szklarnia na Marsie.

Jak twierdzi, w 2001 r. zdał sobie sprawę, że zimnowojenny wyścig w kosmos był „ulotnym fenomenem” i „technologicznym konkursem na to, kto nasika najdalej, napędzanym przez niezrównoważone wydatki publiczne”. Wychowany na „Star Treku” trzydziestolatek postanowił, że to on osobiście coś z tym zrobi. Jego plan zakładał przeniesienie na Marsa za pomocą lądownika niewielkiej szklarni wypełnionej odżywczym żelem i nasionami roślin, które stałyby się pierwszymi przejawami życia na tej planecie. Po jakimś czasie w ślad za roślinami polecieliby koloniści.

Problemem okazał się już pierwszy element planu – rakieta. Amerykanie zażyczyli sobie za nią 80 mln dolarów. Rosjanie za stary nuklearny pocisk balistyczny chcieli niewiele mniej. Musk przysiadł więc do czytania starych radzieckich schematów rakiet. Tak ponoć narodziła się SpaceX.

Firma wywróciła branżę kosmiczną do góry nogami. Jej rakiety nie tylko startują, ale też wracają na Ziemię i po krótkim przeglądzie są gotowe do kolejnego lotu. Rekordzistka latała już kilkanaście razy, oszczędzając miliony dolarów na silnikach i wyposażeniu, które w klasycznych, jednorazowych rakietach rozbija się o powierzchnię oceanu. SpaceX zdystansował konkurencję, zbijając koszty.

By zarobić na wielkie marsjańskie marzenia, SpaceX zajął się projektem tylko nieco bardziej przyziemnym. Postanowiła zostać pierwszym globalnym dostawcą internetu. System Starlink, dzięki flotylli 45 tys. nisko orbitujących satelitów, ma zapewniać połączenie z siecią z każdego miejsca na planecie. Muskowi nie można odmówić rozmachu: w całej historii ludzkości wystrzelono dotąd w kosmos nieco ponad 12 tys. sztucznych obiektów, a około 4 tys. wciąż jest aktywnych.

Pierwszy test ogniowy Starlink przechodzi właśnie teraz, w Ukrainie. Projekt budzi też jednak obawy, że taka liczba satelitów zwiększa ryzyko przypadkowych kolizji na orbicie, a astronomowie zamiast gwiazd na niebie wkrótce będą mogli oglądać jedynie migające światełka „orbitalnych routerów wifi”.

Mistrz marketingu?

Warty ponad 100 mld dolarów ­SpaceX jest pierwszym z filarów imperium Muska, ale większe pieniądze zarabia drugi filar, nie mniej rewolucyjny. Teslę w 2003 r. założyli Martin Eberhard i Marc Tarpenning. Musk dołączył do nich rok później. Zaczął właśnie marzyć o rewolucji w branży motoryzacyjnej (jakby przewrót w branży kosmicznej mu nie wystarczał) i zastąpieniu silników spalinowych elektrycznymi. Zainwestował w Teslę 7 mln dolarów, choć nie miała nawet prototypu pierwszego pojazdu.

Wizję rewolucji szybko przysłoniły piętrzące się wyzwania. W książce pt. „Power Play” Tim Higgins pisze, że w owym czasie nawet sam Musk uważał, iż szanse na sukces są marne, a część jego pracowników próbowała zarobić na giełdzie, obstawiając rychły zgon firmy. Zamiast się poddać, nowy właściciel przeszedł na sterowanie ręczne – odsunął założycieli firmy i zaczął nadzorować praktycznie wszystko, od projektowania, przez produkcję, po marketing. Według Ashlee Vance’a Tesla była wówczas próbującym się organizować chaosem, w którym inżynierowie i pracownicy działu sprzedaży miotali się od kryzysu do kryzysu. Musk wyglądał wówczas, jakby był na granicy załamania nerwowego.

Jak to ujął Tim Higgins, „w ten sposób powstały samochody na podobieństwo Muska”. I w tym właśnie kryje się chyba jeden z większych paradoksów tego przedsięwzięcia. Tesla odniosła sukces dzięki presji Muska na realizację celów, które wydawały się nieosiągalne. Ale jej szef był zarazem sprawcą największych kryzysów firmy – czy to wywołanych jego nieprzemyślanymi wymaganiami, czy oskarżeniami o mobbing ze strony pracowników. A także mało rozsądnymi tweetami.

Higgins opisuje, jak w czasie, gdy fabryka akumulatorów Tesli w Nevadzie miała spore opóźnienia produkcyjne, Musk postanowił rozpalić na jej dachu ognisko, po to tylko, by zrobić sobie zdjęcie. Podobno na skraju załamania znalazł się wówczas także dyrektor fabryki, nie wiedząc, jak zrealizować zachciankę szefa w miejscu wypełnionym materiałami łatwopalnymi. Ostatecznie pomogło rozłożenie koców przeciwpożarowych.

W tym szaleństwie jest jednak metoda. – Ford czy Toyota wydają na marketing 8-9 proc. przychodu, po około 15 mld dolarów. Cała reklama Tesli to Twitter i 90 mln obserwujących profil Muska – mówi nam prof. David B. Yoffie, wykładowca strategii biznesowej w Harvard ­Business School i autor serii książek na temat biznesu w sieci.

W 2008 r. Tesla i SpaceX znalazły się na krawędzi bankructwa. Musk miał do wyboru zainwestować ostatnie 30 mln w jedną z firm, by ratować ją kosztem drugiej, bądź podzielić pieniądze po równo i ryzykować, że zostanie z niczym. Wybrał drugą opcję.

Wkrótce SpaceX dostał duży kontrakt od NASA na dostawy ładunków na Międzynarodową Stację Kosmiczną, choć na tamtym etapie firma miała na koncie tylko jeden udany start i trzy wybuchowe porażki. Teslę przed krachem uratowała inwestycja Daimlera, a później 465 mln dolarów pożyczki od rządu USA, co pozwoliło firmie stworzyć jej flagowy Model S. Już w połowie 2020 r. akcje Tesli przekroczyły cenę 440 dolarów i firma stała się warta więcej niż General Motors i Ford razem wzięte. Pół roku później osiągnęły 880 dolarów.

Nieomylny wizjoner?

W tych spektakularnych sukcesach fani Muska widzą dowody na jego geniusz i nieomylność. Amerykański program kosmiczny nadal polegałby na rakietach pamiętających Kennedy’ego, ale pojawił się Musk z rakietami startującymi i lądującymi w takt przebojów Davida ­Bowiego. Silniki elektryczne są dobre dla meleksów? Przyszedł Musk i z samochodów z takim napędem uczynił symbol statusu na miarę Rolls Royce’a, a cała branża motoryzacyjna zastanawia się dziś, jak go dogonić.

Gdzie się Musk obejrzy, tam nadciąga przyszłość? Niekoniecznie. Ma też na koncie pomysły, które można byłoby nazwać „ekscentrycznymi”, gdyby lepiej nie pasowało do nich słowo „niewypały”. Neuralink ma stworzyć pierwszy interfejs do łączenia umysłu człowieka z komputerem. Na razie jednak z firmy odeszła większość kluczowych naukowców, a 15 z 23 małp, którym wszczepiono prototypowe urządzenia, nie żyje. Po pięciu latach badań Neuralink pokazała jedynie krótkie nagranie, na którym makak, używając wyłącznie impulsów własnego mózgu, gra w grę Pong. To ciekawy eksperyment, ale do cyberpunkowego „internetu w głowie” droga stąd raczej daleka.

Kolejny projekt, równie odległy od sukcesu, to Boring Company – firma, której stworzenie Musk obwieścił tweetem, stojąc w ulicznym korku. Miała przeobrazić miasta, drążąc pod nimi sieć tuneli, którymi superszybkie magnetyczne kapsuły przewoziłyby pasażerów. Powstały piękne, futurystyczne animacje, ale gdy firma zrealizowała swoje pierwsze dzieło – podziemną pętlę pod Las Vegas – okazało się, że zamiast przestronnych kapsuł ciasnym tunelikiem powoli jeżdżą… zwyczajne tesle-taksówki.

„Nie chcę was zaszokować, ale nie zawsze mam rację” – tłumaczył Musk podczas niedawnego wywiadu na konferencji TED w Vancouver.

Dr Jekyll czy Mr Hyde?

Twitter we wniosku złożonym w Komisji Papierów Wartościowych i Giełd podał, że jednym z zagrożeń związanych z planowanym przejęciem przez Muska jest potencjalna utrata personelu. Wedle źródeł „The Washington Post” i Bloomberga, sam Musk miał proponować cięcia etatów, gdy zbierał pieniądze na przejęcie serwisu. W zeszłym tygodniu, kiedy transakcję potwierdzono, dyrekcja firmy zorganizowała spotkanie dla wszystkich pracowników. Od prezesa Paraga Agrawala usłyszeli jednak tylko: „Będziemy nadal spędzać czas z Elonem, żeby dowiedzieć się czegoś więcej, i w miarę, jak będziemy się tego dowiadywać, będziemy dzielić się z wami tą wiedzą”.

Agrawal nie potrafił też powiedzieć, czy i jak zmieni się podejście firmy do wolności słowa i bezpieczeństwa. Wymigał się nawet od odpowiedzi, czy na platformę wróci Trump. Słowem, nie miał do powiedzenia wiele, bo i jemu chyba nikt za wiele nie mówi.

O ile walne spotkanie pracowników przebiegało pod znakiem dezorientacji, nastrój na zebraniu działów odpowiadających za politykę firmy i moderację treści był grobowy. Kierująca nimi prawniczka Vijaya Gadde ponoć rozpłakała się, mówiąc o dumie z dotychczasowej pracy swoich podwładnych. Uważana za kompas moralny firmy, odgrywała kluczową rolę w decyzjach o usunięciu z platformy reklam politycznych czy zamknięciu konta Trumpa. Od wielu miesięcy była też celem ataków amerykańskiej skrajnej prawicy.

„Niektórzy z najlepszych pracowników Facebooka czy Google’a przeszli do Twittera, bo ta firma była skłonna do eksperymentów, do wypróbowywania nowych pomysłów i do obrony swoich zasad w taki sposób, w jaki nie robi tego konkurencja” – mówił „The Washington Post” Brandon Borrman, były szef komunikacji firmy, dodając: „Mam nadzieję, że Musk da im siłę, a nie zastraszy czy zmusi do odejścia”.

Jest się kogo obawiać. Pierwszym głośnym skandalem dotyczącym pracowników firm Muska jest opisany przez ­Ashlee Vance’a przypadek pracownika Tesli, który nie przyszedł na firmowe spotkanie, bo zaczęło mu się rodzić dziecko. Prezes miał mu zrobić karczemną awanturę, że „powinien sobie wybrać priorytety”. Musk temu zaprzecza, ale powtarzającym się w jego firmach schematem jest sterowanie ręczne i harówka części pracowników po 80 godzin tygodniowo. Magazyn „Vanity Fair” opisał, jak pracownicy SpaceX i Tesli informują się nawzajem o humorach prezesa, „żeby wiedzieć, czy do biura przyjdzie Dr Jekyll, czy Mr Hyde”. W Tesli pilnie śledzi się transmisje ze startów wszystkich rakiet SpaceX, „dlatego, że to bezpośrednio wpływa na nastrój Elona na następnych kilka dni”. To samo ma dotyczyć pracowników SpaceX w dni, kiedy publikowane są wyniki sprzedaży Tesli.

Seria pozwów o mobbing w przedsiębiorstwach Muska nie świadczy o wysokiej kulturze korporacyjnej. A fakt, że wielokrotnie musiał on przepraszać za ­publiczne obrażanie ludzi, czy że zwyczajnie trolluje w internecie – jak ostatnio Billa Gatesa za to, że utył – o klasie jego charakteru.

Jedyną z niewielu osób, które naprawdę optymistycznie zareagowały na zakup Twittera, był Jack Dorsey, założyciel tego serwisu, który stwierdził: „Elon jest jedynym rozwiązaniem, któremu ufam”. Zresztą w branży natychmiast pojawiła się plotka, że Musk będzie chciał, by firmą znów zaczął kierować Dorsey.

– Elon zrobi z Twittera prywatną firmę, nie potrzebuje ani rady nadzorczej, ani Jacka – dementuje w rozmowie z nami prof. David B. Yoffie. – Jeśli masz prywatną firmę, możesz się konsultować i prosić o rady, kogo chcesz.

Wróg cenzury?

Twitter pod pewnymi względami jest podobny do Muska. Też dokonał rewolucji. I też miał wspaniałe intencje. Twórcy serwisu chcieli dać ludziom narzędzie do komunikacji z całym światem. Tylko że teraz Twitter przypomina technologiczny, społeczny i polityczny węzeł gordyjski. I bynajmniej nie tylko dlatego, że manipulacje botnetowych demiurgów przyczyniły się do wyboru Donalda Trumpa na prezydenta, do brexitu czy do wzrostu antyimigranckich nastrojów na zachodzie Europy, ze wszystkimi tego obrzydliwymi konsekwencjami. Nie chodzi o to, co Twitter nam robi, ale o to, co robimy sobie sami.

„Twitter bierze subtelne, bogate wartości, które wnosimy w komunikację, i kwantyfikuje je za pośrednictwem liczby obserwujących, polubień i ­retweetów, a my stopniowo zaczynamy robić to, co Twitter nagradza. Jeśli nie, to i tak nie ma to znaczenia, bo wtedy nikt nie zobaczy tego, co piszemy. Stajemy się tym, czego oczekuje od nas gra. Albo przegrywamy. To dzieje się właśnie z najważniejszymi ludźmi, branżami i tematami na świecie” – pisał niedawno na łamach „The New York Timesa” Ezra Klein, autor książki „Why We’re Polarized”. Twitter – poza tym, że jest źródłem szybkiej, możliwe, że najszybciej przekazywanej na świecie informacji – może się też kojarzyć z obleczonym w zgrabny interfejs szambem pełnym pogardy i złośliwości.

Musk twierdzi, że nie podoba mu się cenzura w mediach społecznościowych, a Klein odpowiada na to słowami filozofa Isaiaha Berlina: „Wolność dla wilków często oznaczała śmierć dla owiec”. Obawa, że poluzowanie dotychczasowych obostrzeń bardzo pogorszy sytuację, wydaje się jednak zabawna. Ten dżin dawno już uciekł z butelki, a korek wyjęli dotychczasowi szefowie Twittera.

Przyjaciel ludzkości?

Elon Musk jest twarzą pokolenia biznesmenów, którzy w postępie technicznym widzą zbawienie dla ludzkości. Ale nie każdy rodzaj postępu uważa za pożądany. Od lat powtarza on, że jedno z największych zagrożeń dla przetrwania naszego gatunku stanowi sztuczna inteligencja. „Dzięki niej przywołujemy demona” – mówił osiem lat temu podczas konferencji w słynnym Massachusetts Institute of Technology, dodając: „Znacie historie, w których facet z pentagramem i wodą święconą mówi: »Tak, jestem pewien, że potrafię kontrolować demona«? To nie działa”. Część inżynierów uznała wówczas jego uwagi za tak absurdalne, że – jak relacjonowało „Vanity Fair” – żegnali się słowami „wracajmy do pracy nad przyzywaniem”.

Musk mówił jednak całkiem poważnie. W 2014 r. zainwestował w laboratorium DeepMind, prowadzące zaawansowane badania nad sztucznymi inteligencjami, które nie tylko pokonują ludzkich arcymistrzów w grę go, ale także pomagają dokonywać przełomów m.in. w medycynie. „Nie myślałem o tym w kategoriach zwrotu z inwestycji, lubię po prostu przyglądać się temu, co dzieje się ze sztuczną inteligencją” – tłumaczył w telewizji CNBC. Ostatecznie DeepMind zostało wykupione przez Google’a, a sam Musk w rok później otworzył laboratorium OpenAI, którego celem jest opracowywanie „przyjaznej sztucznej inteligencji”. „Bardzo inteligentni ludzie sądzą, że komputer nigdy nie będzie tak inteligentny, jak oni. To arogancja i oczywista nieprawda” – wyjaśniał w wywiadzie dla „The Times”.

W 2018 r. miliarder wycofał się z kierowniczej roli w OpenAI, bo jego własna Tesla w coraz większym stopniu skupia się na badaniach zaawansowanych algorytmów. A w 2021 r. zapowiedział, że jego firma stworzy humanoidalnego robota-asystenta (choć trudno ocenić, na ile poważna jest ta zapowiedź, bo prezentowany na tej samej konferencji „robot” okazał się tancerzem w kostiumie).

▪ ▪ ▪

Czy po przejęciu Twittera Musk może jeszcze bardziej zepsuć ten serwis? Niewątpliwie, jeśli idzie o wykorzystywane tam algorytmy sztucznej inteligencji, Musk ma świadomość, jakie stanowią one zagrożenie, m.in. powodując tworzenie się baniek informacyjnych. Jedna z nielicznych zapowiedzi – że chce likwidować boty – może napawać optymizmem, choć rodzi także pytania. Na przykład o to, czy znikną wtedy także automatyczne konta, które np. publikują historyczne zdjęcia według daty lub wersety wierszy. Albo informujące, gdzie właśnie wylądował prywatny odrzutowiec Muska.

Bez wątpienia na Twitterze jest miejsce na ulepszenia. Jeśli Musk przyłoży się tak, jak w przypadku rakiet czy elektrycznych samochodów, i postara się dowiedzieć jak najwięcej o branży, w którą właśnie zainwestował, z całą pewnością natknie się na informacje, że użytkownicy Twittera wcale tak bardzo nie lubią tego całego hejtu. Gdy największy ze wszystkich trolli, były prezydent Donald Trump, został usunięty z platformy w styczniu 2021 r., odsetek osób dorosłych w mediach społecznościowych, twierdzących, że korzystają z Twittera, wzrósł o 21 proc.

Z pewnością nie zgadniemy, co zrobi Musk. W końcu to on jest geniuszem i najbogatszym człowiekiem świata. Choć nie wykluczamy, że do czasu publikacji tego tekstu będzie bankrutem. ©

PRZYGODY JEGO EGO

IMAGE ELONA MUSKA to klucz do jego biznesowych sukcesów, ale często przyczyna tarapatów, w które zwykle sam się wpędza.

TWEET ZA 40 MILIONÓW W sierpniu 2018 r. Musk ponoć zażartował na Twitterze, że zdobył środki na wykupienie wszystkich akcji Tesli. Żadnego wykupu jednak nie było. Amerykańska Komisja ds. Papierów Wartościowych uznała tweet za próbę nielegalnej manipulacji i ukarała biznesmena oraz Teslę grzywnami po 20 mln dolarów. W ramach ugody wszystkie tweety Muska dotyczące Tesli muszą być zatwierdzane przez prawników. Niedawno dopytywany, co z perspektywy myśli o swoim żarcie, Musk odpisał: „było warto”.

TESLA JEST ZA ­DROGA Ani kara, ani ugoda nie powstrzymały go od tweetowania o Tesli. Wystarczyło, by w 2020 r. napisał: „cena akcji Tesli jest moim zdaniem zbyt wysoka”, by wycena runęła o 14 mld dolarów. Wkrótce potem akcjonariusze Tesli pozwali Muska za działanie na szkodę firmy.

„PEDOFIL” I ŁÓDŹ PODWODNA W 2018 r. ego Muska dało o sobie znać podczas operacji ratowania tajskich uczniów uwięzionych w zalanej jaskini. Zaproponował wyciągnięcie ich przy pomocy mini-łodzi podwodnej z części rakietowych. Kapsuła trafiła do Tajlandii, ale nie nadawała się do wykorzystania. Gdy jeden z kierowników operacji ratunkowej nazwał to „PR-ową sztuczką”, Musk w odpowiedzi nazwał go publicznie „pedofilem”. Parę dni później przeprosił, ale potem znów zaatakował. Ostatecznych przeprosin ratownik doczekał się po sądowym pozwie.

US AIR FORCE NIE LUBI ­TRAWKI 6 września 2018 r. Musk wystąpił w podkaście „The Joe Rogan Experience”. W trakcie dwugodzinnego show gospodarz podał mu cygaro z marihuaną. Jedno zaciągnięcie kosztowało go spadek akcji Tesli, ale też problemy z Siłami Powietrznymi USA, które zażądały od SpaceX audytu bezpieczeństwa. Musk ostatecznie na tym zarobił, bo koszty kontroli – 5 mln dolarów – pokrył amerykański podatnik.

TREN DLA HARAMBE Musk, przez kilka lat związany z kompozytorką i wokalistką Grimes, w 2019 r. pozazdrościł jej kariery i opublikował własny singiel. Elektroniczna oda do goryla zastrzelonego w zoo po tym, jak na wybieg wpadło dziecko, nie wdarła się jednak na listy przebojów.

COVID I LEKI PRZECIWDEPRESYJNE Podczas pandemii Musk podawał w wątpliwość zalecenia lekarzy i siał dezinformację. Twierdził, że covid zniknie sam, że jest łagodny i nie dotyka dzieci. Za wprowadzenie lockdownu porównał też premiera Kanady do Hitlera. Teraz znalazł sobie nowy medyczny cel i przekonuje, że leki przeciwdepresyjne są przyczyną samobójstw. Gromy ciskane przez lekarzy i naukowców nie robią na nim wrażenia. ©

HISTORIA TWITTERA

LISTOPAD 2004 Barista Jack Dorsey dostaje pracę w platformie podkastowej Odeo.

2005 Odeo szuka nowego pomysłu, a Dorsey proponuje budowę platformy do wysyłania krótkich wiadomości. Założyciel Odeo Noah Glass nazywa ją „Twitter”.

21 MARCA 2006 Pierwszy tweet Jacka Dorseya: „Just setting up my twttr”.

KWIECIEŃ 2007 Dorsey prezesem.

CZERWIEC 2007 Firma wyceniana jest na 20 mln dolarów.

SIERPIEŃ 2007 Pierwszy hasztag #.

PAŹDZIERNIK 2008 Jack Dorsey zostaje usunięty ze stanowiska prezesa.

15 STYCZNIA 2009 Użytkowniczka Janis Krums pierwsza publikuje informacje o przymusowym lądowaniu airbusa na rzece Hudson i zdjęcie, a Twitter staje się źródłem newsów na żywo.

KWIECIEŃ 2009 Aktor Ashton Kutcher jako pierwszy zdobywa milion obserwujących.

MAJ 2009 Konto zakłada Donald Trump. Przez 12 lat wyśle 57 tys. tweetów.

CZERWIEC 2009 W Iranie Twittera po raz pierwszy wykorzystano do koordynowania demonstracji.

WRZESIEŃ 2011 Serwis ogłasza, że ma 100 mln użytkowników na całym świecie.

LISTOPAD 2013 Spółka, wyceniana na 31 mld dolarów, wchodzi na giełdę.

GRUDZIEŃ 2014 Twitter obiecuje skupić się na walce z hejtem.

CZERWIEC 2015 Dorsey znów prezesem.

MARZEC 2016 Twitter zastępuje chronologiczny przegląd tweetów algorytmem. Krytycy zarzucają firmie tworzenie baniek informacyjnych.

LISTOPAD 2018 Twitter zwiększa limit znaków ze 140 do 280.

CZERWIEC 2019 Serwis informuje o tysiącach fałszywych kont z rosyjską dezinformacją.

8 STYCZNIA 2021 Konto Donalda Trumpa skasowane po ataku na Kapitol.

LISTOPAD 2021 Dorseya na stanowisku prezesa zastępuje Parag Agrawal.

KWIECIEŃ 2022 Firmę kupuje Elon Musk. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka specjalizująca się w tematyce międzynarodowej, ekologicznej oraz społecznego wpływu nowych technologii. Współautorka (z Wojciechem Brzezińskim) książki „Strefy cyberwojny”. Była korespondentką m.in. w Afganistanie, Pakistanie, Iraku,… więcej
Dziennikarz naukowy, reporter telewizyjny, twórca programu popularnonaukowego „Horyzont zdarzeń”. Współautor (z Agatą Kaźmierską) książki „Strefy cyberwojny”. Stypendysta Fundacji Knighta na MIT, laureat Prix CIRCOM i Halabardy rektora AON. Zdobywca… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 20/2022