Elektryfikacja i kino

Lenin głosił, że kluczami do drzwi władzy są elektryfikacja i kino.

15.06.2015

Czyta się kilka minut

Otóż z drobnymi modyfikacjami koncepcja ta utrzymała się na topie koncepcji słusznych bardzo długo po tym, jak człowiek ów został gruntownie zabalsamowany i wystawiony na widok publiczny. Elektryfikacja to wedle dzisiejszych wokabularzy zdolność do reformowania i modernizowania, a kino to po prostu telewizja publiczna. Z drobnostek koniecznych wypada jeszcze dodać opanowanie aparatu dającego możność „sterowania nawą państwa”, jak mawia urzędujący prezydent. Wszystko to jest już nieco nieaktualne i na owym zdezaktualizowaniu się skupmy.

Po pierwsze, reformy i modernizowanie są terminami, które zgodnie wywołują zwierzęcy lęk zarówno u rządzących, jak i u rządzonych. Dlaczego rządzący boją się reform, wiemy. Są to – a jest to reguła – ludzie bardzo mało pomysłowi. Ludzie pomysłowi w nawach państwowych nie siedzą. Były nasz premier o reformowaniu miał bardzo niedobre zdanie, którym się szczycił. W tym sensie był nieleninowski do bólu. Ponieważ reform ludzie się okropnie boją, bowiem są z natury swej konserwatywni i niereformowalni, reformowanie należy uznać za torturę. Miał rację. Jakże wielu mądrych obywateli uznało tę koncepcję za szczyt słuszności, wielkości, przenikliwości i pomysłowości. Niechaj ludzie żyją, jak chcą – mawiał – bo państwem należy zaledwie zarządzać. Wtrąćmy, że się zgadzamy, i że wiemy, iż zarządzanie jest zajęciem trudnawym, zwłaszcza w kraju, w którym są dwa rodzaje sera.

To mistrzowskie spostrzeżenie ma wadę. Reformy jednak były, dwie, o których na co dzień pamiętamy. Wdrożono je nie z pomysłowości, lecz z przyczyn biologicznych – z braku skłonności ludu do prokreacji i do umierania. To przedłużenie wieku, w którym obywatel idzie na emeryturę, i obniżenie wieku, w którym obywatel idzie do szkoły. Obie zmiany spowodowały, że rzesze obywateli (też ci, których te zmiany w ogóle nie dotyczą) wygięły się w łuku histerycznym i w nim zastygły. Dodać należy, że w tej niezwykłej gimnastycznie pozycji dały owe rzesze radę zagłosować, a i zagłosują na jesieni. Chodzenie do szkoły i do pracy uważa się w Polsce za torturę, tylko Marsjanin mógł mniemać, że komukolwiek te czynności mogą sprawiać przyjemność. Skutek był i jest do przewidzenia. Władzę w kraju wezmą ludzie, którzy lud od reform uwolnią na długo. Jakieś jeszcze, prócz tych dwu reform, zostaną cofnięte? Bóg raczy wiedzieć, ale pamiętajmy, że skłonność jest matką obsesji. Podskórne czucie, iż ludzie nowi zmienią konstytucję, czyli dokonają być może największej reformy ćwierćwiecza, może nie być mądre. Lęk wygra, nowi są przecież, jak my wszyscy, prostymi, zlęknionymi synami ziemi naszej.

A teraz kino, czyli na dzisiejsze – telewizja. Była od zarania jednym z najważniejszych trofeów w zwycięstwach wyborczych. Była nawą, do której tłoczył się równie nieprzebrany tłum, jak tłum przed nawą, w której rozdawano stanowiska w spółkach skarbowych. Czy jest na sali ktokolwiek, komu telewizja w ostatnich latach umożliwiła zmianę, bądź krystalizację światopoglądu i wykoncypowanie poważnej tzw. refleksji? Wystąp i wstydź się! Czemu? Oto w telewizji wyświetla się wszystko, czego de facto nie potrzebujemy, prócz może widoku bielizny tancerek. Czego zatem potrzebujemy? – zapyta każdy absolwent politologii na etacie eksperta. Czego potrzebujemy, do diaska? – zapyta takoż każdy psychopatolog na etacie znawcy życia. Otóż my, opinia publiczna, potrzebujemy memów, lecz memów telewizja po prostu nie wyświetla, stąd i jej wpływ na nas, opinię publiczną, jest żaden. Gdyby w „nawie państwowej” było do objęcia stanowisko generalnego dyrektora ds. memów, zastępców ds. memów politycznych, sportowych, memów na temat działania komisji wspólnej rządu i episkopatu, memów ds. reformy emerytalnej, to owszem, byłoby o co walczyć. Bo władza to mem, a mem to władza. A tam mema nie ma. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Felietonista „Tygodnika Powszechnego”, pracuje w Instytucie Literackim w Paryżu.

Artykuł pochodzi z numeru TP 25/2015