Elegia na odejście

Lars von Trier z histeryka stał się melancholikiem i tę zmianę widać w jego najnowszym filmie. Jeśli nie z korzyścią dla twórcy, to na pewno dla jego dzieła.

07.06.2011

Czyta się kilka minut

Katastroficzna prognoza wyrażona niczym akt strzelisty? - Lars von Trier na szczęście zdążył przyzwyczaić nas do tak karkołomnych figur. "Melancholia", obraz apokalipsy dokonanej, to seans (auto)terapeutyczny, będący summą fobii duńskiego reżysera, a zarazem "piosenka o końcu świata", odśpiewana głosem ustawionym iście operowo.

Gęba prowokatora

Po skandalu wywołanym przez duńskiego reżysera na ostatnim festiwalu w Cannes, kiedy zaplątując się w autobiograficzną legendę, naraził się na oskarżenie o antysemityzm, łatwo będzie oskarżyć go o nieczyste intencje. Po rozbuchanym "Antychryście" (2009), w którym nie bardzo było wiadomo, czy reżyser śni razem z widzem, czy z niego kpi, teraz jeszcze łatwiej przypiąć mu łatkę hochsztaplera, bezwstydnie manipulującego emocjami, celebrującego ekranowe efekciarstwo. Tymczasem von Trier z histeryka stał się melancholikiem i tę zmianę temperamentu znać w jego najnowszym filmie bardzo wyraźnie. Jeśli nie z korzyścią dla twórcy, to na pewno z korzyścią dla jego "tworzywa".

Profil psychologiczny von Triera znaczą traumy i paradoksy. Choć od lat deklaruje się jako katolik, przez znaczną część życia był przekonany, że ma korzenie żydowskie, i dopiero na łożu śmierci matka-komunistka wyznała mu, iż jego biologicznym ojcem nie jest człowiek, który dotychczas nim się zajmował. Liberalne wychowanie z lekceważeniem szkół, zakazów i autorytetów zaowocowało obsesyjną potrzebą kontroli i rozmaitymi lękami, które dziś von Trier egzorcyzmuje w gabinetach psychoterapeutów, ale znacznie chętniej - na ekranie. Wyrugowana z jego dzieciństwa religia powróciła w postaci parareligijnych obsesji, krążących wokół motywu ofiary (głównie zresztą kobiecej, by przypomnieć tylko "Przełamując fale" i "Tańcząc w ciemnościach"), czy metafizycznego głodu (głośny serial "Królestwo"). Jako Duńczyk z kroplą krwi niemieckiej i wspomnianym epizodem żydowskim, nękany jest także przez obsesje związane z nazizmem, powracające zwłaszcza we wczesnych jego filmach.

Tymczasem to, co bywa uważane za przejaw egotyzmu czy megalomanii reżysera - bufonowate "von" dodane przed laty do nazwiska, akcentowanie już w czołówce autorskiego charakteru filmów, manipulatorskie skłonności na planie i prowokacyjny ton w publicznych wystąpieniach - dziś wydaje się świadectwem wiecznie nieutulonej tęsknoty, by być za wszelką cenę twórcą przez duże "T": w znaczeniu modernistycznym, w kostiumie natchnionego proroka. Taka figura - nawet jeśli ma silny wydźwięk medialny - nie pasuje do naszych czasów i w konsekwencji szkodzi odbiorowi samych filmów. Wszystkie płomienne manifesty i "śluby czystości", ze słynną "Dogmą ’95" na czele, wolty zmierzające bądź do radykalnego oczyszczenia filmowego języka (jak w "Idiotach" czy "Dogville"), bądź do jego ryzykownego rozciągnięcia (jak w musicalu "Tańcząc w ciemnościach" czy w udającym metafizyczny horror "Antychryście") dorabiają von Trierowi "gębę" doraźnego prowokatora.

A przecież to właśnie jego filmy potrafią wywoływać u widzów nie tylko najbardziej skrajne temperatury emocjonalne, ale i fundamentalne dyskusje, jak miało to miejsce w przypadku "Idiotów" (1998), filmowej psychodramy polemizującej ze współczesnym terrorem wolności. To właśnie założona przez von Triera w 1992 r.

firma Zentropa, mająca filię również w Polsce, wzbogaca europejski pejzaż kulturowy, produkując niezależne filmy "z pazurem", by wymienić choćby "Włoski dla początkujących" Lone Scherfig, "Braci" Susanne Bier, "33 sceny z życia" Małgorzaty Szumowskiej czy "Rodzinę" Pernille Fischer Christensen.

Finałowe odliczanie

"Film powinien być jak kamień w bucie" - zwykł mawiać reżyser "Idiotów". Wiele tytułów w jego twórczości ma postać moralitetów, które zamiast przybierać kaznodziejski ton, wolą wywoływać w widzu poczucie moralnego dyskomfortu. Dobro u von Triera staje się bardzo często swoim zaprzeczeniem, wcielając się w postacie idealistów, próbujących naprawiać świat albo siłą, albo iście samobójczą naiwnością. W ociekającym posoką "Antychryście" tytułową ciemną mocą okazuje się nie tylko nieokiełznana natura w nas, ale i współczesna psychiatria, na swój sposób urągająca racjonalności.

W "Melancholii", jednym z bardziej "przezroczystych" formalnie jego filmów, von Trier idzie jeszcze dalej: stawia człowieka w obliczu ostateczności. Film zaczyna się jak słynne "Festen", nakręcone przez jego duńskiego kolegę Thomasa Vinterberga, sygnatariusza "Dogmy". Lecz sfilmowane kamerą "z ręki" burżuazyjne przyjęcie weselne tym razem nie będzie punktem wyjścia do odkrywania ponurych rodzinnych sekretów. Kino von Triera ma rozmach znacznie większy. Oto Justine, grana przez Kirsten Dunst chora na depresję panna młoda, ucieka od pełnego hipokryzji weselnego spektaklu we własny świat. Hipnotyzuje ją widok planety Melancholia, zbliżającej się do Ziemi niczym ostateczny kataklizm. Melancholia to również stan duszy, który dotyka wielu spośród bohaterów filmu, a w szczególności Justine, zanim jeszcze widmo nadciągającej planety zawiśnie nad wiejskim pałacem, należącym do Claire, zamożnej siostry bohaterki (Charlotte Gainsbourg). Zrytualizowana weselna uroczystość, podszyta feudalnymi zależnościami tudzież rodzinno-biznesowymi intrygami, ma kojarzyć się z Brueglowskimi "Myśliwymi na śniegu" - obrazem przywołanym w filmowym prologu jako metafora ludzkiej krzątaniny, ślepej na sprawy ostateczne. Dopiero kiedy pałac opustoszeje, stajemy się świadkami finałowego odliczania dokonującego się z pełną świadomością.

W towarzystwie "rozważnej" Claire, szukającej ratunku w internetowych mądrościach, jej kilkuletniego synka Leo oraz "romantycznej" Justine, przeczuwającej neurotycznym szóstym zmysłem zbliżający się koniec, wsłuchujemy się w swoistą elegię na odejście. Jej rytm, zintensyfikowany przez muzykę Wagnera (preludium do opery "Tristan i Izolda") jest niespieszny, ciężki i lekki jednocześnie, raz po raz zastygający w niezwykłej urody obrazach, przepuszczonych przez chorobliwą nadwrażliwość Justine. Kiedy siostry nie mają już złudzeń i "wędrująca planeta" lada chwila ma zderzyć się z Ziemią, Claire próbuje oswoić ten moment - może zapalić świece?, napić się wina?, posłuchać Beethovena...? Ale Justine wyśmiewa tego rodzaju pomysły.

***

"Lepszego końca świata nie będzie" - zdaje się mówić von Trier i buduje dla swych bohaterek prowizoryczne schronienie w międzyludzkim kościele. Czy jednak przemawia przezeń autentyczna wiara, czy tylko pobożne życzenie? Finał "Melancholii" chciałby być wyrazem tego pierwszego, ale na tle całości brzmi, jakby mimo wszystko był tylko pocieszycielskim gestem neurotyka, który poszukuje zbawienia w wyrafinowanym, ulotnym pięknie. Sfilmować koniec świata z perspektywy Claire, czyli kogoś nam bliższego, kto jeszcze tak pięknie nie zwariował, z jego burżujskim winem, świecami i muzyką Beethovena - to dopiero byłoby wyzwanie.

"MELANCHOLIA" - scen. i reż. Lars von Trier, zdj. Manuel Alberto Claro, wyst. Kirsten Dunst, Charlotte Gainsbourg, Kiefer Sutherland, Charlotte Rampling, John Hurt, Alexander Skarsg?rd, Stellan Skarsg?rd, Udo Kier i inni. Prod. Dania/Szwecja/Francja/Niemcy 2011. Dystryb. Gutek Film.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 24/2011