Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Węgiel najpierw kruszymy i przesiewamy tak, by pozostawić tylko kawałki o średnicy nie większej niż 31,5 milimetra. Te następnie płuczemy z miału (który można potem sprzedać) i w ten sposób powstaje najbardziej charakterystyczne dla Polski paliwo, czyli węglowy groszek. Tani, dostępny, od lat jest źródłem ciepła w milionach domów. Według producentów i sprzedawców właśnie od tej ekonomiczności pochodzi nazwa „ekogroszek”.
Teraz era ekogroszku zmierza ku końcowi. Ministerstwo Klimatu i Środowiska opublikowało projekt zmieniający nazwę handlową tego paliwa, co już dwa lata temu proponował były minister Michał Kurtyka. Argument jest prosty: opatrywanie węgla przedrostkiem „eko” to klasyczny greenwashing i wprowadzanie klientów w błąd. Potwierdziły to badania przeprowadzone w 2021 r. przez fundację ClientEarth. 44 proc. ludzi ogrzewających domy ekogroszkiem uważało go za produkt ekologiczny. Tymczasem ten drobno pokruszony produkt (tylko jeśli i paliwo, i piec są dobrej jakości) powoduje mniejsze emisje niż zwykły węgiel, ale nadal wielokrotnie przekraczające normy pyłów, tlenku węgla czy rakotwórczego benzo(a)pirenu. Mimo to bez trudu znaleźć można reklamy takiego węgla „pomalowanego na zielono”.
Według projektu MKiŚ „ekogroszek” zmieni swoją nazwę handlową na... „groszek plus”. Dopuszczalny będzie też „groszek premium”. Węglowy miał również dostanie „plusa” zamiast przedrostka „eko”. Zmiana wpisuje się w europejski trend, gdzie ustawodawcy próbują radzić sobie z greenwashingiem. Składanie szumnych „zielonych” deklaracji stało się bowiem dobrym sposobem na sprzedanie produktu. W marcu Komisja Europejska opublikowała projekt ograniczający takie fałszywe reklamy – Green Claims Directive (ang. Dyrektywa Zielonych Obietnic), ale na ostateczny tekst oraz efekty przyjdzie nam jeszcze poczekać. ©℗