Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Już tytuł tego artykułu wskazuje, że jego autor odważnie odrzuca światło ćmiące przesądy, wedle których prawicy (czyli PiS-owi) chodzi o jakieś programy, idee albo wartości. Liczy się tylko wynik wyborów. Z tego zaś punktu widzenia, sugeruje dalej redaktor Skwieciński (dowodząc przy okazji braku uprzedzeń wobec marksistowskiej dialektyki), dobre dla PiS-u jest przede wszystkim to, co szkodzi Platformie. A ponieważ w wyborach prezydenckich najgroźniejszym przeciwnikiem Donalda Tuska jest Włodzimierz Cimoszewicz - prawica jego właśnie powinna jak najszybciej wesprzeć.
Staroświeckich przeciwników flirtowania z lewicą i doktryny mniejszego zła, która ten flirt usprawiedliwia, obezwładnia Skwieciński przypomnieniem, że Genialny Strateg już w roku 1995 powiedział, że lepsze jest zwycięstwo Kwaśniewskiego od zwycięstwa Wałęsy.
Przy okazji niejako przypomina Skwieciński naiwnym wyborcom PiS-u, że reelekcja Lecha Kaczyńskiego jest mało prawdopodobna. Przejście od tezy głoszącej,
że popieranie dotychczasowego prezydenta jest racjonalne, do tezy, iż jest ono pozbawione sensu, uznać trzeba za świadectwo sporych retorycznych zdolności autora artykułu: "Traktowanie reelekcji Lecha Kaczyńskiego przez PiS jako podstawowego elementu politycznego planu tej partii nie jest więc nieracjonalne. Sęk w tym, że jest to cel jeśli nie nieosiągalny, to skrajnie trudny. Z pewnych względów, na których analizowanie nie ma tu miejsca, prezydent konsekwentnie dołuje w rankingach. Zmiana tej sytuacji w ciągu roku dzielącego nas od wyborów, choć teoretycznie możliwa, z miesiąca na miesiąc staje się coraz mniej prawdopodobna". (Ach, jakże miło tego słuchać!)
Rozprawiwszy się z kwestią drugiej kadencji Lecha Kaczyńskiego, oznajmia autor artykułu (z wysoko podniesionym czołem), że "ewentualna wygrana Cimoszewicza oznaczałaby utrwalenie realnego pluralizmu". Ciekawe jest pojawienie się w tym kontekście zwrotu "realny pluralizm", brzmiącego jak echo "realnego socjalizmu".
Spytany o ulubiony fragment artykułu Skwiecińskiego, wskazałbym te oto trzy frazy: "Poza doraźnie politycznymi istnieją inne jeszcze powody, dla których, moim zdaniem, stratedzy PiS powinni uznawać zwycięstwo Cimoszewicza za co najmniej mniejsze zło. Prawo i Sprawiedliwość dzieli z lewicą pogląd na bardzo wiele spraw. Ale są też sfery, które te opcje łączą, a które wyraziście przeciwstawiają natomiast i PiS, i lewicę Platformie Obywatelskiej".
W tym fragmencie zwraca uwagę nie tylko zupełnie zbędne słowo "natomiast", lecz także oryginalne rozumienie zwrotu "dzielić (coś) z (kimś)". Wbrew temu, co zdaje się sądzić Piotr Skwieciński, wymieniony przed chwilą zwrot znaczy mniej więcej "mieć z kimś coś wspólnego". Kiedy mówimy (albo: mówiliśmy), że ktoś "dzieli z kimś łoże", to mamy (mieliśmy) na myśli ich wspólne na tym łożu spanie. Ciekawa, rzekłbym nawet: freudowska, pomyłka. Skwieciński tak bardzo chciałby umieścić Cimoszewicza na wspólnym łożu z PiS-em, że w jego wyobraźni nawet to, co różni ewentualnych (politycznych) narzeczonych - łączy ich ze sobą.
Nie wiem, co o sojuszu z PiS-em myśli Włodzimierz Cimoszewicz. Co do pomysłów Piotra Skwiecińskiego: byłoby dobrze, gdyby sprawdziło się to, co pisze on o szansach Lecha Kaczyńskiego. Byłoby jeszcze lepiej, gdyby reszta okazała się dzieleniem skóry na niedźwiedziu.