Dyktatura dyktafonów

Smutnym symbolem samej istoty polityki IV Rzeczypospolitej stał się kieszonkowy magnetofon. Nagle przed społeczeństwem odsłoniła się kurtyna iokazało się, że na tak zwanej scenie politycznej, na szczytach władzy, wszyscy wszystkich potajemnie nagrywają.

22.08.2007

Czyta się kilka minut

W normalnych warunkach to pożyteczne urządzenie ma dwa zastosowania. Nagrywa się własne ulotne myśli, pomysły, teksty do późniejszego zapisania. Albo nagrywa się innych, ale jawnie: za ich domniemaną lub wyraźną zgodą. Studenci pytają mnie przed wykładem, czy mogą nagrywać, dziennikarz kładzie magnetofon na stół przed wywiadem. Magnetofony ukryte - mikrofony w krawacie, spinkach do koszuli czy koku pięknej dziewczyny - były dotąd domeną dwóch gatunków artystycznych: powieści szpiegowskich czy filmów o Jamesie Bondzie, oraz opowieści z życia gangów czy mafii. Bo w samej roli społecznej szpiega i gangstera, w ich relacji do szpiegowanych czy ofiar, ulegają zawieszeniu jakiekolwiek więzi lub zobowiązania moralne, a w ich miejsce pojawia się czysto instrumentalna, cyniczna manipulacja. Nie ma tu miejsca ani na zaufanie, ani na lojalność czy solidarność. Potajemnie nagrywam albo na wszelki wypadek, bo nie mam krzty zaufania do partnera i chcę się zabezpieczyć, albo po to, by wykorzystać przeciwko niemu to, co mi prywatnie lub w sekrecie powierza. Łamię tym samym zobowiązanie lojalności, a do tego w obu przypadkach zakładam, że nie ma między nami żadnej wspólnoty, solidarności w jakiejś wspólnej sprawie, a jedynie konflikt i walka. Wygrywa ten, kto lepiej nagra i lepiej nagranie wykorzysta.

Pół biedy, kiedy nagrywają szpiedzy czy gangsterzy - tego można się po nich spodziewać. Ale gdy czynią to politycy, trzeba bić na alarm. Gdy zaś więzi moralne zrywają politycy deklarujący odnowę moralną, obok nieufności, nielojalności i wrogości grzeszą jeszcze dodatkowo hipokryzją. Już sam program IV Rzeczypospolitej zawierał potencjalne zagrożenie dla tkanki społecznego zaufania. Po pierwsze, naruszał poczucie ciągłości historycznej i podważał tożsamość oraz sens życiorysów wielu porządnych ludzi, którzy realizowali aspiracje w III RP, nie mówiąc już o większości tych, którzy niekoniecznie byli agentami, kolaborantami i zdrajcami w okresie PRL. Po drugie, stawiając na siłę państwa, ubezwłasnowolniał społeczeństwo obywatelskie, inicjatywy oddolne, niezależne i samorządowe, traktując je z wyżyn polityki z ojcowskim pobłażaniem, a niekiedy nieukrywaną pogardą. Po trzecie, wieszcząc istnienie wszechobecnego destrukcyjnego "układu", spisku tych, którzy "stoją tam, gdzie stało ZOMO", a także przenikającej wszystkie środowiska korupcji, wywoływał panikę moralną, gdzie każdy już mógł widzieć w sąsiedzie, urzędniku, adwokacie, lekarzu - cynicznego złoczyńcę. Po czwarte, zapowiadając lustrację, dekomunizację, słowem: powszechne rozliczenia głębokiej przeszłości, i dysponując w tle przepastnym arsenałem haków na każdego pod eufemistyczną nazwą IPN, pogłębiał panikę. Każdy nie tylko sądził, że wokoło ma do czynienia z samymi złoczyńcami, ale nie znał dnia ani godziny, w której mógł zostać napiętnowany i zhańbiony za jakieś, nieraz mało istotne słabości czy potknięcia we własnej biografii.

Te zagrożenia dla zaufania społecznego, zawarte już w samym programie, pogłębiła praktyka IV Rzeczypospolitej. A więc po pierwsze, manifestowana nieustannie nieufność i dezawuowanie autorytetów oraz środowisk opiniotwórczych, które w każdym społeczeństwie stanowią "kotwice" zaufania: naukowców, dziennikarzy, prawników. Po drugie, uparte rozciąganie kontroli nad wszystkimi organami państwa, owo słynne "odzyskiwanie" instytucji, których istotą w każdym demokratycznym społeczeństwie jest właśnie autonomia i niezawisłość i które dają obywatelom poczucie, że rząd jest monitorowany i odpowiedzialny, a więc z mniejszym ryzykiem można mu dać kredyt zaufania, powierzając własne interesy. Trzeci czynnik to rozbudowywanie i tworzenie nowych instytucji kontrolnych, co pokazywało stopień braku zaufania władzy do społeczeństwa, a w rewanżu pogłębiający się brak zaufania społeczeństwa do władzy (zaufanie jest bowiem zawsze relacją wzajemną). Po czwarte, instrumentalne i oportunistyczne używanie prawa, zarówno w fazie legislacji, jak stosowania, czyli niszczenie tej podstawy zaufania społecznego, jaką jest prawo trwałe, jasne i równo egzekwowane wobec wszystkich.

Katastrofalny poziom, na jakim w efekcie takich działań znalazło się zaufanie społeczne po dwóch latach obecnych rządów, pokazują dowodnie i zgodnie liczne sondaże, a także doświadczenia potoczne. Teraz pojawił się gwóźdź do trumny zaufania: odsłonięcie kurtyny i ukazanie, że i tam, na szczytach zaufanie się nie uchowało. Wczorajsi koalicjanci okazują się dzisiejszymi zajadłymi wrogami, bliscy współpracownicy - zdrajcami bądź wtyczkami "układu", a z drugiej strony ci, których wyrzucono z boiska, choć jeszcze wczoraj grali zgodnie w drużynie, dzisiaj zapominają o lojalności i bezlitośnie ujawniają złowrogie kulisy władzy, w której sami przecież uczestniczyli.

Chyba nigdy więc nie łączyły ich wszystkich więzi zaufania czy lojalności, lecz wyłącznie doraźne, własne interesy. Koalicje i współpraca budowane były najwyraźniej tylko na zasadzie, kto kogo przechytrzy, znajdzie więcej haków i lepiej nagra na ukryty magnetofon. A najgorsze jest to, że w cynizmie gry politycznej zniknął nadrzędny cel każdej demokratycznej polityki - dobro wspólne, oraz nadrzędna misja każdego demokratycznego polityka, obojętne z jakiej partii, uczestniczącej we władzy bądź znajdującej się w opozycji - mianowicie służebność wobec obywateli, reprezentowanie ich ambicji, aspiracji, dążeń i interesów. "Solidarne" z autodefinicji państwo zniszczyło solidarność w fundamentalnym sensie: solidarność władzy z obywatelami i solidarność między politykami w imię wspólnej, nadrzędnej sprawy - dobra obywateli.

***

Marzy mi się państwo zajmujące się załatwianiem ważnych spraw i rozwiązywaniem ważnych problemów społecznych, a nie bezustannym budowaniem przyczółków własnego rządzenia. Państwo, w którym rząd współpracuje z lojalną opozycją i szuka kompromisu oraz płaszczyzn wspólnoty, a nie pola bitew. Państwo, które tego zaufania do większości obywateli, także do opartych na kompetencjach i rzetelnych sukcesach elit i autorytetów, a potępia i ściga jedynie tych, którzy to zaufanie nadużywają czynami niegodnymi i bezprawnymi. Państwo, w którym instytucje kontroli, egzekwowania i dociekania prawdy nie są mnożone i "przegrzane do czerwoności" nieustanną, widowiskową aktywnością, lecz stoją w cieniu, na wszelki wypadek, interweniując tylko w koniecznych sytuacjach.

To zły sygnał, niszczący zaufanie do państwa, gdy Trybunał Konstytucyjny musi uchylać liczne ustawy, gdy trzeba powoływać coraz to nową parlamentarną komisję śledczą, gdy istotą działań prokuratorskich stają się pokazy siły, gdy setki obywateli skarżą się do Trybunału w Strasburgu. Marzy mi się państwo, w którym partie polityczne są terenem współpracy, wspólnego wykuwania stanowisk bogatych zbiorową mądrością, a nie zespołem klakierów wpatrzonych w usta nieomylnego wodza. Marzy mi się państwo rzeczywistego dialogu, rozmowy władzy ze społeczeństwem, ale także polityków między sobą, którzy darzą się zaufaniem, widzą wspólny nadrzędny cel, są lojalni wobec poczynionych zobowiązań i którym zamiast ukrytego magnetofonu, wystarczy uścisk dłoni. Słowem: marzy mi się normalne państwo demokratyczne.

Czy te marzenia, zdawałoby się niezbyt wygórowane, są czczą utopią, czy mogą się choć w części ziścić - pokażą nadchodzące wybory. Niedługo piłka będzie po stronie obywateli. Oby tylko zechcieli skorzystać z tej szansy. Byle tylko - jak pisał Wyspiański - zechcieli chcieć.

Prof. PIOTR SZTOMPKA (ur. 1944) jest wykładowcą Uniwersytetu Jagiellońskiego, Wyższej Szkoły Europejskiej im. ks. Józefa Tischnera oraz wielu uczelni w USA i Europie; członkiem PAN, Academia Europea w Londynie oraz Amerykańskiej Akademii Sztuk i Nauk w Bostonie; byłym prezydentem Międzynarodowego Stowarzyszenia Socjologicznego. W 2006 r. otrzymał Nagrodę Fundacji na rzecz Nauki Polskiej, zwaną polskim Noblem. We wrześniu nakładem wydawnictwa Znak ukaże się jego książka "Zaufanie - fundament społeczeństwa".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 34/2007