Dwa księżyce

Od kilku lat nie jeździłem na festiwal do Kazimierza. Męczyły mnie tłumy pijanych, agresywnych widzów i niewyszukana oferta. W tym roku tłumy były mniejsze, a impreza powróciła do kameralnych początków.

21.08.2005

Czyta się kilka minut

Festiwalu miało zresztą w ogóle nie być. W końcu, po przenosinach Lata Filmów do Torunia, na dwa miesiące przed rozpoczęciem imprezy prawa do niej przejęła telewizja publiczna. Festiwal wystartował z nowym producentem, Niezależną Fundacją Filmową, i pod zmienioną nazwą - Wysokie Temperatury Filmowe. To udany debiut.

***

Na pierwszy, zorganizowany przez Romana Gutka festiwal pojechałem jako świeżo upieczony licealista. Jakaś starsza pani zgodziła się, byśmy rozbili namioty w jej ogrodzie. Ogród pachniał maciejką, na ganku kwitły nasturcje. Przekwitłe słoneczniki straszyły wydziobanymi oczodołami. Maleńkie, dzisiaj już nieczynne, kino wypełnione było tylko w połowie, ale za to jakie wtedy pokazano filmy! “Kurka Riaba" Konczałowskiego, “Serce jak lód" Sauteta, “Orlando" Sally Potter...

Oglądanie w plenerze “Dwóch księżyców" Andrzeja Barańskiego miało w sobie coś ze święta. Przyszli niemal wszyscy kazimierzanie. W opowiadającym o Kazimierzu filmie zobaczyli siebie inaczej. W pewnej chwili siedząca obok kobieta chwyciła mnie za ramię i krzyknęła: “Ja ją przecież znałam, tyle godzin u mnie przesiedziała!". Tak mówiła o Krystynie Feldman, filmowej żebraczce Agacie. Kino stawało się życiem. Pewnie tak samo mieszkańcy Rimini oglądali filmy Felliniego.

Potem ranga festiwalu z roku na rok malała. Posiłkując się głównie repertuarem znanym już z kin, Lato Filmów zbierało przypadkową widownię, złaknioną lekkiej wakacyjnej rozrywki. W tym roku ta sama widownia czuła się zagubiona i zdezorientowana. Ambitny repertuar, ułożony przez dyrektora festiwalu Dariusza Jabłońskiego, nie ułatwiał jej zadania. I dobrze.

Ten festiwal nie powinien ścigać się z Cieszynem, Łagowem czy Zwierzyńcem. Trudno liczyć, że młodzi fani i fanatycy kina przywędrują gremialnie do Kazimierza. To raczej Wysokie Temperatury powinny stopniowo wychowywać nową młodą publiczność. Nawet w tym roku, w ekspresowo przygotowanym programie, było w czym wybierać. Kilkadziesiąt tytułów, w tym kilkanaście premier, teatry telewizji, dokumenty, spotkania z twórcami (Stuhr, Falk, Cembrzyńska), ale i z pisarzami (Mentzel, Tym, Shuty), prowadzone w przeniesionej z Warszawy kawiarni Czuły Barbarzyńca. Wieczorami Amfi-bar rozbrzmiewał muzyką smooth jazzową, swingiem i jazzem.

Filmy pokazywano w ogromnym namiocie i kilku mniejszych salach, ale także, co stało się dobrą tradycją, w plenerze. Wielki ekran ustawiony pośrodku Rynku wyglądał tak, jakby spełniał się sen Salvatore, bohatera “Kina Paradiso". A na ekranie “Cztery pory roku" Andrzeja Kondratiuka (bohatera festiwalowej retrospektywy), “Austeria" Jerzego Kawalerowicza, legendarny “Trzeci człowiek" Carola Reeda z 1949 roku w nowej, odrestaurowanej wersji. Późno w nocy na Małym Rynku odbywały się przedpremierowe projekcje telewizyjnego cyklu “Kocham Kino" (“Siostra Betty" Neila La--Bute, “Człowiek, którego nie było" braci Cohen, “Gosford Park" Altmana, “Księżniczka i wojownik" Tykwera). Wydarzeniem był “Niepochowany" Márty Mészáros, bardzo ciekawa próba zmierzenia się z biografią Imre Nagy’a, z popisową rolą Jana Nowickiego. Otwartą projekcją “Amatora" zainaugurowano Rok Kieślowskiego, którego kulminację (z udziałem gwiazd światowego kina) zapowiedziano na przyszłoroczną edycję imprezy.

***

Warto wspomnieć choć o kilku z kilkudziesięciu filmów. “Łuk" Kim Ki Duka: Ona i On. Ona ma piętnaście lat, od dziesięciu lat mieszka z Nim na zniszczonym statku. Ona jest piękna, on zazdrosny, stary i bezsilny, nie umie odrzucić pożądania - znużony Faust, którego - jak u Goethego - “nęci tylko cera jędrna, zdrowa". Pożądanie u Kim Ki Duka jest jednak czymś więcej: starciem cielesności, samotności i nienawiści.

Po II wojnie światowej w Odessie mieszkało 180 tysięcy Żydów. Została garstka. W filmie “Odessa, Odessa" Michali Boganim znowu jesteśmy w Odessie. Dwie staruszki: wesołe, chyba także szczęśliwe. Przewrotka geograficzna. W Brighton Beach, tak zwanej “Małej Odessie", tańczą i śpiewają Żydzi. Wokalistka nuci: “Mamuśka Odessa idzie do tańca w parze z tatuśkiem Brighton".

Siłą “36", rasowego kryminału Oliviera Marchala, jest przede wszystkim aktorstwo; gliniarzy po przejściach zagrali tu Gerard Deperdieu i Daniel Auteuil, uosobienie zła i dobra. Wiesław Saniewski pokazał “Rozdarcie", fabularyzowany dokument o pobycie Witolda Gombrowicza w Berlinie Zachodnim w 1963 roku na zaproszenie Fundacji Forda. “Muzyka słońca. Brasileirinho", muzyczny dokument Miki Kaurismäki, to filmowy poemat poświęcony muzyce choro. “Jest starsza od jazzu, od samby. Starsza i mądrzejsza, radośniejsza" - mówi jeden z wokalistów. Lider zespołu Brasileirinho myśli o niej nawet w pracy (wykonuje zdjęcia RTG); oglądając zdjęcie czaszki pacjenta, mówi o mózgu prześwietlonym choro...

Podobały się autoironiczne “Ty i ja i wszyscy, których znamy" Mirandy July, poruszające “Głosy niewinności" Luisa Mandokiego (zwycięzca konkursu publiczności). Były także, niestety, nieporozumienia. “Skazany na bluesa" Jana Kidawy-Błońskiego, typowana na wydarzenie biografia Ryszarda Riedla, to film bez kręgosłupa, właściwie nie wiadomo o czym, bo na pewno nie o liderze Dżemu i jego drodze do sukcesu. Reżyser nie tłumaczy, dlaczego pogrążający się w narkotykowym uzależnieniu Riedel pisał tak wstrząsające teksty, jaki był naprawdę jego stosunek do żony, do dzieci, do zespołu. W zamian serwuje tanią psychologię i kiczowate grepsy. Rozczarował także pokazany na zamknięcie “Komornik" Feliksa Falka, luźno nawiązujący do legendarnego “Wodzireja".

***

Jeszcze tylko pożegnalny spacer. Z Małego Rynku maszeruję w stronę słońca, którego przez tydzień prawie nie oglądaliśmy. Wzdłuż Fary, szlakiem wspomnień. Zupełnie pusto. Bez tłumów Kazimierz wydaje się gotową filmową scenerią. Na bulwarach wiślanych porządki po wczorajszych wieczornych ekscesach. Stromymi schodami, po których wędrowała żebraczka Agata w “Dwóch księżycach", idę do kościółka, potem skręcam w Klasztorną. Bistro z naleśnikami - jeszcze nieczynne, kilka kafejek. W jednej z nich, pamiętam, na kolanach gości siadywały piękne koty. Może siedzą tam nadal?

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 34/2005