Drenda: Gdy trudne jest proste

Jeśli dzieło wydaje się nieprzystępne, udawaj, że tego nie wiesz.

12.06.2023

Czyta się kilka minut

Światło, kolor, kształt. / OLGA DRENDA
Światło, kolor, kształt. / OLGA DRENDA

Gdy byłam w trzeciej klasie podstawówki, a była to zwyczajna tysiąc­latka, naszą szkołę odwiedził kompozytor muzyki współczesnej. Takie to były czasy – zdarzało się, że niespodziewające się niczego szczawiki znienacka traktowano kulturą wysoką.

Wiele dałabym, żeby przypomnieć sobie, kto to był, bo niestety zapamiętałam prawie wszystko – oprócz nazwiska. Być może do wizyty władze szkoły zachęciła sława Wojciecha Kilara, który podbijał wówczas popową publiczność dzięki „Drakuli”, i postanowiono konsekwentnie pielęgnować wizerunek Śląska jako krainy muzyką bogatej? Niezależnie od tego, kto był gościem szkoły, trafił we właściwy czas i miejsce. Gdy opowiadał o tym, jak to jako mały brzdąc napisał pierwszy utwór zainspirowany widokiem motyla na kwiatku, rozległa się niebawem nie skoczna melodia, jakiej być może spodziewały się nasze młode uszy, ale burzliwa, atonalna miniatura. Cokolwiek to było, spodobało mi się to pierwsze zderzenie z muzyką współczesną, choć nie przypominało niczego, co leciało wówczas w MTV, a i moi (zdecydowanie rockowi) rodzice nie przyznawali się do tego rodzaju koneserstwa. Wystarczy jednak czasem szczęśliwe zrządzenie losu – fragment muzyki zasłyszany w kreskówce (pozdrawiam wszystkich, którzy poznali operę za sprawą „Królika Bugsa”), w filmie science fiction, ilustracja w przypadkiem przejrzanej gazecie czy niespodziewane spotkanie – by do zwykłego młodego zjadacza chleba i chipsów przemówiło dzieło uznawane za „trudne”. Trik polega na tym, żeby nie wiedzieć o jego domniemanej trudności i potraktować je jako – no właśnie – np. dziwny, lecz ciekawy utwór o motylu. Aż się prosi, by użyć wytartej frazy „efekt motyla”, więc niech będzie.

To spotkanie przypomniało mi się, gdy dotarła do mnie smutna wiadomość o śmierci Kaiji Saariaho. To kompozytorka niezbyt w Polsce znana, choć stworzyła kiedyś „Nokturn” dedykowany pamięci Witolda Lutosławskiego. Powściągliwa, wyważona, spokojna, tajemnicza (była znana z upodobania do stosowania ­misterioso jako określenia charakteru utworu), komponowała dzieła, które w teorii mogły wydawać się nieprzystępne, jednak bezpośredni kontakt z nimi błyskawicznie ujawniał jasność i piękno trafiające od razu do właściwego ośrodka w mózgu. Spektralizm, szkoła kompozycji, z której wywodziła się Saariaho, jako podstawę kompozycji muzycznej traktuje analizę widma dźwięku i bez uprzedniej wiedzy o teorii muzyki może wydawać się nieprzystępny, ale spróbujmy na chwilę udawać, że tego nie wiemy. Zostaje nam wtedy  „L’amour de loin”, operowa opowieść o średniowiecznym trubadurze Jaufrém Rudelu; „Emilie”, solowy popis sopranowy – sceniczny monolog poświęcony XVIII-wiecznej matematyczce Émilie du Châtelet; oratorium dedykowane Simone Weil, którego inspiracją były, według Saariaho, „ascetyczna surowość i oddanie w poszukiwaniu prawdy” – tak powstała muzyka precyzyjna i przejrzysta, do której nie potrzebujemy koniecznie przewodnika. Przypomina chwilami kontakt z malarstwem, w którym poprzez najprostsze jakości przemawia do nas jasno symbol i mit – jak u Hilmy af Klint czy Urszuli Broll. To odmiana sztuki, w kontakcie z którą czujemy spokój: ktoś dla nas skondensował w muzykę czy obraz niepojęte fenomeny.

Pięknie jest poznawać złożoną fizyczną i matematyczną strukturę zjawisk, ale w bezpośrednim kontakcie działają poprzez proste doświadczenie: kształt, kolor, dźwięk. Większość z nas dysponuje aparatem do ich odbioru i możliwościami własnej interpretacji. Każdy moment, w którym niespodziewanie trafia do nas urywek dzieła sztuki i mamy szczęście odebrać je na własny sposób, może wciągnąć się, może poczuć ambiwalencję, może pokonać dysonans i w końcu pokochać – to skarb: samodzielnie i po swojemu odkrywamy dla siebie kawałek nowego świata. Nie bójmy się próbować.

W często przywoływanym cytacie z jednego z wywiadów Kaija Saariaho wspominała o tym, jak ważne są dla niej marzenia senne. „Traktuję je jako wrota do bytów ukrytych – np. śmierci i miłości – rzeczy podstawowych, o których nie mamy pojęcia” (za artykułem Doroty Kozińskiej „Nieuchwytna struktura kryształu”). Takim korytarzem, który zbliża do podstawowych zjawisk, bywa też obraz i dźwięk, zwłaszcza taki, którego się nie spodziewaliśmy, taki, który z daleka wydaje się trudny, a olśniewa oczywistą klarownością i pozwala powiedzieć sobie z satysfakcją: a więc to tak.©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Badaczka i pisarka, od września 2022 r. felietonistka „Tygodnika Powszechnego”. Autorka książek „Duchologia polska. ­Rzeczy i ludzie w latach transformacji”, „Wyroby. Pomysłowość wokół nas” (Nagroda Literacka Gdynia) oraz rozmów „Czyje jest nasze życie” ­(… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 25/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Gdy trudne jest proste