Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
To właśnie punkty dużo bardziej niż mandaty są postrachem kierowców, grożą przecież utratą prawa jazdy. Nowy taryfikator zaostrza niektóre kary – znamienne, które.
Podwyższono liczbę punktów grożących m.in. za te zachowania, które można nazwać wykroczeniami przeciw kulturze jazdy. Taryfikator wydaje się wymierzony w kierowców, którzy mają w serdecznym poważaniu, że nie są na drodze sami, i którym droga służy do rekompensowania sobie rozmaitych deficytów, a nie do wspólnego, bezpiecznego przemieszczania się. Będą np. 2 punkty za wjeżdżanie na skrzyżowanie, jeśli nie ma na nim miejsca do kontynuowania jazdy (dotychczas niepunktowane), czyli za postawę: „co z tego, że zablokuję drogę innym, za to zajmę sobie miejsce”. Oraz za objaw kuriozalnego kompleksu niektórych kierowców – za przyspieszanie, gdy jest się wyprzedzanym – co traktuje się na naszych drogach nie jak element płynności ruchu, tylko jak sztubacką rywalizację („ja pierwszy!”). Za skrajnie niebezpieczne nieustąpienie pierwszeństwa pieszemu na przejściu będzie aż 10 punktów. Tyle samo – za niezatrzymanie się, gdy przez jezdnię przechodzi osoba niepełnosprawna (dotąd 8). Punkty będą też za parkowanie na miejscu dla niepełnosprawnych, z którego przecież jest o trzy metry bliżej do hipermarketu (nie po to ma się prawo jazdy, żeby musieć chodzić).
Szkoda, że kultury jazdy trzeba w Polsce uczyć sankcjami. Ale trzeba. Zwłaszcza że dostajemy właśnie do dyspozycji kilometry autostrad, z którymi wielu z nas nie umie się obchodzić. Problem w tym, że policja, by skutecznie egzekwować np. zakaz przyspieszania przy byciu wyprzedzanym, musiałaby wyjechać z chaszczy na drogi i patrolować je w ruchu, a do tego potrzeba pieniędzy na paliwo. Może warto ich trochę wysupłać z opłat za te autostrady?