[*] dla Dżej Pi Tu

To bezprecedensowe przedsięwzięcie w historii internetu. Portal Onet.pl postanowił wydać Księgę Kondolencyjną, którą udostępnił dla internautów po śmierci Jana Pawła II. 20 września w siedzibie Kurii krakowskiej odbędzie się uroczystość przekazania egzemplarzy abp. Stanisławowi Dziwiszowi.

25.09.2005

Czyta się kilka minut

O skali świadczy sama ilość wpisów, które internauci zamieścili pod założonym przez portal adresem - ponad milion sto tysięcy. Wszystkie pomieściła drukowana wersja Księgi, która ukaże się w trzech edycjach - każda po trzydzieści sześć tomów, każdy tom po dziewięćset stron. Jeden komplet otrzyma Muzeum Jana Pawła II w Wadowicach, drugi - rzymski Ośrodek Dokumentacji i Studium Pontyfikatu Jana Pawła II, trzeci pozostanie w Krakowie, przy osobistym sekretarzu Papieża.

W jakim celu powstała papierowa wersja Księgi? - Szanujące się portale dbają o to, aby cenne rzeczy, które zostały umieszczone w wirtualnej przestrzeni, przetrwały i nawet po latach można sięgnąć do archiwum i odtworzyć nastrój, atmosferę tamtych dni. - mówi ks. Józef Kloch, rzecznik Episkopatu, od dawna zajmujący się rolą informatyki i internetu w Kościele. - A w tym wypadku dzieje się coś jeszcze bardziej pozytywnego, gdyż zawartość przestrzeni wirtualnej będzie utrwalona na papierze, który z reguły jest internetowi obcy.

- Pomysł pojawił się, gdy Archiwum Dokumentacji Pontyfikatu Jana Pawła II zwróciło się do nas z prośbą o przekazanie Księgi - tłumaczy redaktor naczelny portalu Onet.pl, Radosław Krawczyk. - Pomyśleliśmy, że możemy to także wydrukować.

Idea podoba się także internautom. Elżbieta Palmi zamieściła kondolencje w Księdze 8 kwietnia, niedługo po pogrzebie Papieża. - Trudno byłoby zapomnieć o tak wielkiej, spontanicznej akcji - mówi dziś. - Ten ból i żal ludzi zapisany w internecie będzie miał teraz nie tylko wirtualny ślad.

Anna Leśniczak z Poznania: - Wydrukowałam to sobie natychmiast, bo nie wiedziałam, co się z tym stanie. Teraz wiem, że Księga przetrwa.

Małgorzata Cieślik: - Są jeszcze ludzie, dla których tradycyjne środki przekazu liczą się bardziej niż elektroniczne. Dla nich papierowa Księga będzie ważniejsza.

Cud społeczny

2 kwietnia. Onet.pl zmienił szatę graficzną. Błękit i żółć zastąpiła żałobna czerń. Popularny portal informacyjno-rozrywkowy skupił się na wiadomościach i artykułach związanych ze Zmarłym. We współpracy z “Tygodnikiem" powstał serwis tematyczny. Obok - internetowa Księga Kondolencyjna.

Podobnie postąpiły inne polskie portale: Interia, Wirtualna Polska, Tlen, Gazeta.pl. Za nimi poszli administratorzy lokalnych serwisów, a nawet właściciele prywatnych stron. Niektóre - jak choćby strona ulubionego klubu Papieża, Cracovię - na czas żałoby zawiesiły działalność. Inni zamieszczali fotografie Jana Pawła II lub symbol czarnej wstążki. Zniknęły krzykliwe reklamy, wszędobylski spam, plotki ze świata rozrywki, ostre komentarze i prowokacje na internetowych forach.

Także w internecie wydarzył się w kwietniu - mówiąc wprost - cud. - Ta erupcja przekroczyła wszelkie przewidywania. Ale każdy “cud społeczny" ma swoją podstawę. - tłumaczy prof. Tomasz Goban-Klas, medioznawca. - W tym przypadku był to charyzmat medialny Papieża, który miał niezwykły talent dwustronnej komunikacji na wszystkich trzech poziomach: międzyosobowym, grupowym i masowym. Gdy Go zabrakło, ludzie chcieli jeszcze przez chwilę utrzymać tę komunikację.

- Był pierwszym Papieżem, który korzystał z internetu - podkreśla ks. Kloch. - Sam pisał o internecie, a Papieska Rada ds. Środków Masowego Przekazu w 2002 r. opublikowała dwa dokumenty poświęcone sieci.

Oczywiście, jeszcze przed śmiercią Papieża internauci nauczyli się składać kondolencje pod depeszami i tekstami wspomnieniowymi zamieszczanymi po śmierci znanych i cenionych osób. Poruszyły ich śmierć Marka Kotańskiego, Waldemara Milewicza czy Czesława Miłosza. Dopiero jednak śmierć Papieża wywołała reakcję na niespotykaną dotychczas skalę i sprowokowała dyskusję o pozytywnych i negatywnych aspektach sieciowych kondolencji.

- Ludzie mają potrzebę wyrażania emocji, a internet jest medium, które jest zawsze blisko użytkowników - wyjaśnia Radosław Krawczyk. - Bardzo ciężko jest milionowi osób napisać do gazety lub zadzwonić do telewizji. A w internecie wystarczy kliknąć parę razy w klawiaturę i wyrzucić z siebie emocje.

Samotność poza siecią

Ważna jest też interaktywność - uczestnictwo w dwustronnej wymianie informacji. To, że nie jest się wyłącznie pasywnym odbiorcą, ale ma się także wpływ na jakość przekazu. - To prowadzi do wzmacniania relacji społecznych między internautami, mną i innymi osobami, które wpisały się do Księgi - twierdzi Elżbieta Palmi.

Anna Leśniczak precyzuje: - Szczególnie chodzi o ludzi skrytych, którzy nie mają odwagi podzielić się z kimś emocjami, gdy przeżywają trudne chwile. Na tym ekranie mogą wyrazić to, co czują. Ktoś to być może przeczyta, a może nikt. Ale czują się o wiele lepiej, gdy mogą to napisać.

Internet to także anonimowość i ogólnodostępność - dla jednych wady, dla innych zalety sieci. Nie każdy mógł być pod Kurią, na Błoniach, na placu Piłsudskiego. Nie każdy chciał. - Wpisywali się ludzie poszukujący, często z dala od Kościoła czy w ogóle niewierzący - mówi ks. Kloch. - Odczuli, że odszedł ktoś wielki, że w ten sposób chcą mu również oddać hołd. Na swój sposób - w internecie.

W tamte dni Internet był szczególnie ważny dla Polaków za granicą. Umiarkowany smutek, a nawet obojętność reakcji na śmierć Papieża w innych krajach mogły pogłębiać w nich uczucie osamotnienia, alienacji, powiększać psychologiczny dystans dzielący ich od ojczyzny. Polskie media interaktywne spełniały częstokroć rolę jedynego łącznika z Polską.

Tak było w przypadku Małgorzaty Cieślik z Radomia, która pracuje w angielskim Huddersfield. Kilka dni wcześniej była w Polsce na Wielkanoc. Nie mogła wrócić. Skończył się jej urlop. - Kiedy przyszłam do domu, dziewczyny oglądały akurat BBC. Zobaczyłam, że Papież umarł. - opowiada. - To były Estonki. Nie bardzo orientowały się w sprawach religii.

Nie miała w Anglii nikogo, by się wypłakać: - Internet był dla mnie głównym środkiem łączności z Polską. W sieci czułam się, jakbym była w kraju.

Wpis zanotowała w nocy na kartce. Nie wiedziała o Księdze. Dopiero następnego dnia zorientowała się, że może go opublikować.

Małgorzata prowadzi też bloga. Opisuje życie i pracę w obcym kraju. 11 kwietnia zanotowała: “Nie wiem, jak wyglądał ten tydzień w Polsce; tu nie było śladu żałoby ani jakiejś specjalnej zadumy. A na kilkadziesiąt osób, z którymi pracuje, tylko jedna skojarzyła fakt, że pochodzę z tego samego kraju co Jan Paweł II i zapytała co czuję...".

"Płaczę po stracie idola"

Pojawiły się głosy, że na początku kwietnia internetowi moderatorzy surowiej oceniali wpisy i cenzurowali nawet wyważone głosy, polemicznie odnoszące się do pontyfikatu czy żałoby.

Redaktor naczelny Onetu zaprzecza: - Przypadki nieodpowiedzialnych wypowiedzi były nieliczne. Jeśli ktoś chciał wziąć udział w dyskusji, miał na portalu mnóstwo miejsca. W samej Księdze takich wpisów nie było dużo. Podobnie jak wpisów obrażających Kościół.

Inny zarzut: luźna konwencja internetowych postów oraz żargon zakorzeniony w kulturze sms-ów nie licują z powagą wydarzenia.

Zwraca na to uwagę Anna Okrasko w cyklu prac “Znicze dla Ojca Świętego", prezentowanych w lipcu w krakowskiej Otwartej Pracowni. Na białych płótnach cytowane żółtą akrylową farbą wpisy z nickami: “Płaczę po stracie mojego idola ~Kisiel", “Janie Pawle Wielki byłeś aniołem zesłanym przez Wszechmogącego i uzdrowiłeś planetę ze zła ~Rafał", “Gdyby każdą śmierć uczcić ciszą na tak długo jak zmarła osoba sobie na to zasłużyła to w ten wieczór cały świat zamilkłby na zawsze ~Pokolenie Dżej Pi Tu".

- Jest w tych tekstach pewna nieporadność językową. To, że nie umiemy mówić o śmierci. - tłumaczy artystka. - Miesza się tam język niczym z lekcji religii, ze słowami takimi jak “niebiosa" albo “grzechy, które są ciężkie jak żelazo", z netspeakiem, z emotikonami, buźkami i skrótami myślowymi czy błędami stylistycznymi. Robi się z tego kuriozalny slang. Zapewne niespotykany w tradycyjnych księgach kondolencyjnych.

- Wszystkie te wypowiedzi są do siebie strasznie podobne. - dodaje Okrasko. - Dochodzi jeszcze sprawa z nickami. Podpis “owca" w połączeniu z wzniosłymi wyrazami smutku jest dosyć śmieszny.

- Nie można od przeciętnego użytkownika sieci oczekiwać tworzenia przekazu literackiego na miarę Miłosza - usprawiedliwia prof. Goban-Klas. - To przecież język sms-ów. Przekazy nie miały służyć pokazaniu ich piękna, ale wyrażeniu emocji. Dlatego emotikony, do których przyzwyczailiśmy się w mailach czy sms-ach, mnie tu nie dziwią. Chodziło przecież o mnogość, powszechność tych przekazów.

Radosław Krawczyk: - Gdybyśmy wymagali od ludzi, aby każdy wpis miał np. minimum 500 znaków, to by się to kompletnie nie udało. Były wpisy: “Smutno mi" i kropka. Ale to przecież sposób przekazania emocji.

- Wszelka sztuczność była wykluczona - zapewnia Goban-Klas. - Niby przed kim miałaby być odgrywana? Przekazy mogły być proste, ale nie były grafomanią.

Czy jednak takie formy wyrażania uczuć nas nie zubażają?

Prof. Irena Borowik, socjolog religii: - To tak, jakby zubożeniem nazwać to, że zamiast iść na piechotę, jedziemy samochodem. Przecież świat naokoło miga i nie zobaczymy wszystkiego, co moglibyśmy dostrzec, idąc pieszo.

- Nowoczesne formy szokują. Wydają się sztuczne, na pokaz. Zapalenie znicza na grobie wymaga więcej wysiłku. W internecie jest szybsze, łatwiejsze, ale czy mniej wartościowe? - zastanawia się szef Onetu.

- Było bardzo wiele innych sposobów bezpośredniego przeżywania żalu - podsumowuje prof. Borowik. - To tylko jedna z wielu. Bardzo praktyczna, szybka i skuteczna.

[*][*][*]

Inna praca Anny Okrasko, “Zapalanie zniczy": farba fluorescencyjna, lampa uv, internetowe symbole żałoby, jeden przy drugim: [*][*][*]. Świecą na zielono (“ma się kojarzyć z ekranem komputera"). Są ich tysiące, całe ściany (“chciałam podkreślić masowość zjawiska").

Nie spotkałam osoby, która powiedziałaby, że zapaliła taki znicz w internecie po to, żeby nie zapalać go na ulicy - stwierdza artystka. - Te dwie rzeczy nie muszą się wcale wykluczać.

Współpraca Michał Kuźmiński

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz od 2002 r. współpracujący z „Tygodnikiem Powszechnym”, autor reportaży, wywiadów, tekstów specjalistycznych o tematyce kulturalnej, społecznej, międzynarodowej, pisze zarówno o Krakowie, Podhalu, jak i Tybecie; szczególne miejsce w jego… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 39/2005