Dialog się nie starzeje

"Po co Pan Bóg stworzył Michnika?" - żartował ks. Józef Tischner. Odpowiedź przypisywał swoim przyjaciołom-góralom: "Co by mądry zmądrzoł, a głupi jesce barzyj zgupioł". Jedni mądrzeją, drudzy głupieją, a Michnik robi swoje. Adam Michnik, "Kościół, lewica, dialog", I tom Dzieł Wybranych, Biblioteka Gazety Wyborczej, Agora, Warszawa 2009

02.06.2009

Czyta się kilka minut

Paradoks położenia Adama Michnika polega na tym, że z łatwością można się z nim nie zgadzać. Co więcej: jest dziś modnie nie zgadzać się z Michnikiem w każdej możliwej kwestii. Głupiemu - z przytoczonej anegdoty - taka sytuacja jest na rękę i w znacznej mierze ułatwia życie, bo nie domaga się samodzielnego myślenia. Mądremu też jest na rękę i też życie ułatwia (choć przysparza kłopotu), bo skłania do podwójnego krytycyzmu: i wobec Michnika, i wobec własnych sądów budowanych na lekturze tekstów tego autora.

Ukazała się właśnie - dziesięć lat od ostatniego wydania - "Kościół, lewica, dialog", czyli pierwsza i najgłośniejsza książka dzisiejszego redaktora naczelnego "Gazety". W serii wydawniczej, która w siedmiu tomach zaprezentuje Dzieła Wybrane Adama Michnika, klasyczna pozycja sprzed ponad trzydziestu lat, została wzbogacona o szereg późniejszych, a krytycznie nawiązujących do tekstu oryginalnego, esejów naczelnego "Wyborczej".

Zacznijmy jednak od historii, bo to historia ciekawa. "Rok 1968 był końcem złudzeń o możliwości reformy komunistycznego państwa" - mówił ostatnio Michnik podczas spotkania promującego w Warszawie Dzieła Wybrane. Upraszczając: z jednej strony to wtedy pryska przywołane marzenie intelektualistów z lewicy o "socjalizmie z ludzką twarzą", z drugiej strony zaś tę ludzką twarz odsłania przed nimi Kościół (także instytucjonalny) w Polsce.

Michnik, w młodości członek Hufca Walterowskiego ZHP prowadzonego przez Jacka Kuronia, później członek Klubu Krzywego Koła, lewicowy intelektualista, wieczny student - bo wiecznie zamykany lub zawieszany w prawach - rok po roku, aż po wydarzenia Marcowe, przekonywał się, że PRL nie spełni oczekiwań pokładanych w niej mimo wszystko przez osoby o lewicowym etosie. Mniej więcej w tym samym czasie natrafia na tropy, które karzą mu na nowo przemyśleć swój stosunek do Kościoła katolickiego, do tej pory postrzeganego jako wroga: Kołakowski publikuje teksty "Rewanż sacrum" i "Jezus Chrystus - prorok i reformator", Cywiński "Rodowody niepokornych", Mazowiecki esej o Bonhoefferze, Miłosz wprowadzenie do pism Simone Weil w paryskiej "Kulturze". Biskupi zabierają głos w sprawie Marca, "Więź" drukuje na swoich łamach teksty Michnika pod pseudonimem, kiedy ten ma zakaz publikowania, posłowie koła Znak zaznaczają jasno swoją obecność w Sejmie…

Michnik czuje, że czas najwyższy zrewidować swoje przed-myślenie o Kościele. W konsultacji z Kuroniem postanawia napisać esej. Dziś się śmieje, że kompleks grafomana sprawił, iż zamiast zwięzłego tekstu narodziła się książka. Co ciekawe, książka narodziła się w gościnie u sióstr franciszkanek w podwarszawskich Laskach. Pięć miesięcy spędzonych w pokoju Jerzego Zawieyskiego na intensywnej lekturze listów Episkopatu i przemówień prymasa Wyszyńskiego, dało w 1976 roku "Kościół lewicę i dialog" - próbę rewizji poglądów i zachowań ludzi lewicy oraz ludzi Kościoła. Spod pióra Michnika nie wszyscy bohaterowie narracji wyszli cało, ale pomost na drugi brzeg został przerzucony. Odwieczna przepaść zyskała szansę, by zostać przekroczoną - jeden i drugi brzeg otrzymały bowiem jasny sygnał, że nie zostaną strącone w przepaść podczas próby jej przebycia.

W Laskach Michnika ze świeżo ukończoną pracą odwiedza Stefan Kisielewski związany z "Tygodnikiem Powszechnym". Kisiel: "Na pewno jakieś bzdury powypisywałeś, przecież ty pojęcia o tym wszystkim nie masz". Trzy dni później publicysta zjawia się znów w Laskach z przeczytanym maszynopisem: "Wiesz, jak na ciebie zaskakująco niegłupie. Napiszę ci wstęp". Tym sposobem "Kościół, lewica, dialog" jest ukończona.

Tyle w telegraficznym skrócie wydarzyło się przed tym, jak czytelnicy mogli - jeśli im się rzecz jasna udało zdobyć egzemplarz w PRL - wziąć do ręki debiut Michnika. A potem? Nie sposób streszczać. Historia nabrała rozpędu, a w krótkim czasie książka się strona po stronie dezaktualizowała.

I czytając ją dziś, "Kościół, lewica, dialog" ma przede wszystkim dwa walory. Pierwszy jest oczywisty: to ciekawa wyprawa historyczna w lata 70. - czas, kiedy nie było jeszcze Solidarności, nie było Jana Pawła II. Szczególnie dla zainteresowanych prześledzeniem dialogu Michnika z wymienionym już na wstępie ks. Józefem Tischnerem, który w niespełna pięć lat po publikacji debiutu Michnika, odpowiedział autorowi - wtedy już swojemu znajomemu - obszerną publikacją "Polski kształt dialogu" (ostatnie wznowienie Kraków 2002). Ale przecież w 1995 roku, po kilku latach demokracji, przyjaźń tych charakterystycznych autorów, ważnych osobistości życia publicznego w Polsce, została zwieńczona opasłym tomem rozmów moderowanych przez Jacka Żakowskiego "Między panem a plebanem". Być może jest to jeden z możliwych sposobów na lekturę książki Michnika współcześnie: włączenie jej w sieć publikacji, które stanowią korespondencję intelektualistów o różnych światopoglądach.

Drugi walor "Kościoła, lewicy, dialogu" już nie dla wszystkich będzie oczywisty - jednak idąc tropem poprzedniej myśli, warto powiedzieć: w rzeczy samej książka daje Czytelnikowi porządną szkołę myślenia w dialogu. W 2009 roku więc nie tyle sama jej treść - obecnie historyczna, jak powiedzieliśmy - co jej metoda, wciąż jest aktualna.

Nie można się zresztą oszukiwać, że dziś taka szkoła - w ujęciu dialogu ludzi o etosie lewicowym (odpowiednio do polskiej rzeczywistości) z osobami identyfikującymi się z Kościołem katolickim w Polsce (choć identyfikacja to nie wszystko, co konieczne do takiego związku) - nie będzie z czasem coraz bardziej potrzebna. Bo będzie i już jest potrzebna. A historyczna rola Adama Michnika - człowieka, który nadal żywo się interesuje Kościołem i, miejmy odwagę to przyznać, ma dającą do myślenia intuicję względem tego Kościoła - powinna być wykorzystana. Choćby łamy "Gazety" (ale nie tylko) mogą stać się nowym pomostem w tej relacji, jeśli tylko obie strony wykażą dojrzałość i chęć.

Rozpoczyna się więc nowe rozdanie kart, a gra zapowiada się trudna - tym bardziej warto zrobić wycieczkę śladami mistrzów. Lektura debiutu Michnika uświadamia, że wyciągnięcie ręki do drugiego - nawet, jeśli bardzo wiele nas z nim dzieli - nie jest zaparciem się siebie, nie jest ujmą, nie jest kompromisem, ale jest dialogiem.

W każdym razie powinno być jasne, że z naczelnym "Gazety" można się nie zgadzać, ale równie jasne musi być, że z tym samym człowiekiem można rzetelnie i krytycznie dyskutować - co w książce (poza tekstem właściwym) symbolicznie widać przez przedmowę Stefana Kisielewskiego i posłowie ks. Józefa Tischnera. Póki co nie przypisujmy więc Adama Michnika do historii, jak można to zrobić z jego książką, ale wykorzystujmy do prowadzenia dialogu.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]