Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Jak powszechnie wiadomo, kultura jest najważniejsza (zaraz po Polsce). Sinfonia Varsovia – zaiste, najpierw w Warszawie, w różnych lokalizacjach, a następnie pod Wawelem. „Kiedy słyszę »kultura«, odbezpieczam rewolwer” – miał powiedzieć Joseph Goebbels, ale nie powiedział. To tekst ze sztuki Hannsa Johsta, a dr Goebbels był człowiekiem głęboko kulturalnym, do szpiku nordyckich kości wierzącym w sprawczą moc sztuki, był dozgonnym sztuki mecenasem (sztuki białego człowieka, z wyjątkiem tej zdegenerowanej), spiritus movens arcydzieł większych i mniejszych, gotowym pod sam koniec wojny przerzucić ponad sto tysięcy żołnierzy Wehrmachtu z frontu na plan filmu „Kolberg”, aby antynapoleońskie sceny batalistyczne w dziele Veita Harlana wyglądały wiarygodnie. I wyglądały, blockbuster à la podróż w czasie udał się znakomicie, istna Wunderwaffe, tylko nie było już ani kin, żeby ją wyświetlać, ani widowni, żeby ją podziwiać. Natomiast muzyka w „Kolbergu” była przewidywalnie bombastyczna, aby zagłuszyć strach.
Proces słuchania jest trudny, wymaga skupienia i empatii, nawet jeśli dzierży się laskę marszałkowską, którą następnie można gdzieś wynieść, aby stuknąć gdzie indziej, gdzieś, gdzie nie zagłuszają, dajmy na to, przykładowo (ale nie przykładnie, bo – bądź co bądź – skandal). Proces słuchania jest jeszcze trudniejszy, jeśli dzierży się człowieka, który dzierży laskę marszałkowską. „W czyim ręku Prospera tajemnicza laska?” – dramatyczne pytanie odbija się szerokim echem. Czego słucha Prospero? „Gracza” czy „Holendra Tułacza”? „Zemsty nietoperza” czy „Chowańszczyzny”? „Erwartung” czy „Götterdämmerung”? Co brzmi w jego uszach? „Życie za cara” czy „Rycerskość wieśniacza”? „Oprycznik” Czajkowskiego? „Waldszenen”? „Opera za trzy grosze” czy prokofiewowska „Opowieść o prawdziwym człowieku”?
„Tam-tam nazywa się narzędzie w orkiestrze, które dzwon udaje”.
Muzyka łagodzi obyczaje... Co będzie dalej? „Cwał Walkirii” czy raczej „Pastoralna”? „Jowiszowa” czy „Popołudnie fauna”? „Schwanengesang”, „Jezioro łabędzie”, a może „Il ritorno d’Ulisse in patria”? Chociażby ze względu na czarny protest „Babi Jar” nie wchodzi w rachubę, mam nadzieję, podobnie jak „Leningradzka”. Hmm, kolejna „Niedokończona”? Imitacje grzmotu? Tremolo na kotłach w fortissimo? Pizzicato czy raczej col legno? A może w ogóle radykalna zmiana instrumentarium à la Karlheinz Stockhausen: „Kwartet helikopterowy”. ©