Czy Donald Trump naprawdę chce być prezydentem?

„Dam ci znać, co w tej sprawie myślę, po tym, jak zwyciężę” – odpowiedział ostatnio dziennikarzowi nieprzewidywalny miliarder.

12.07.2016

Czyta się kilka minut

Donald Trump przemawia w Virginia Beach, 11.07.2016 r. /  / Fot. Steve Helber/AP/FOTOLINK/EASTNEWS
Donald Trump przemawia w Virginia Beach, 11.07.2016 r. / / Fot. Steve Helber/AP/FOTOLINK/EASTNEWS

W zeszły czwartek reporter New York Timesa Jason Horowitz zapytał kandydata, czy jeśli wygra, to na pewno złoży ślubowanie i obejmie urząd. A nieprzewidywalny zazwyczaj miliarder uśmiechnął się szeroko jak Joker z Batmana, puścił do dziennikarza oko i odparował: „Dam ci znać, co w tej sprawie myślę po tym, jak zwyciężę”, po czym zakończył briefing dla mediów i odleciał na wiec do New Hampshire. Czy to prowokacyjna anegdotka czy też naprawdę The Donald nie myśli serio o prezydenturze?

Zapytaliśmy o to Marianne LaFrance, psycholożkę polityki z Uniwersytetu Yale. – Trump opowiada o swoich ambicjach politycznych i woli startu w wyborach od 1988 roku. W zeszłym roku po raz pierwszy to zrobił i wbrew wszelkiemu prawdopodobieństwu prawybory wygrał. Ale to jest przede wszystkim showman i nie zdziwiłabym się, gdyby cała jego kampania była wykalkulowana na zdobycie publiczności, która potrzebna mu będzie gdyby wystartuje z jakimś nowym programem telewizyjnym. Poza tym prezydentura to jest ciężka praca: mnóstwo wrogów dookoła, konieczność permanentnego chodzenia na kompromisy i często nierozwiązywalne problemy. Po co to narcyzowi, który lubi pstryknąć, żeby sprawy załatwiły się same? – mówi. 


CZYTAJ TAKŻE:

Ameryka wybiera – korespondencje Radosława Korzyckiego z USA


Scenariusz z rezygnacją po ewentualnej wygranej wydaje się nieprawdopodobny, ale też w tak osobliwych czasach nie jest niewykluczony. Borisowi Johnsonowi po Brexicie polityka zbrzydła i wycofał się do tylnych ław w Izbie Gmin. Jakie są wobec tego scenariusze, gdyby rzeczywiście Trumpowi się odechciało?

Gdyby rzucił ręcznik na matę zanim zbierze się Kolegium Elektorskie, wówczas przypisani mu elektorzy mogliby głosować na kogokolwiek. Jeśli okazaliby się lojalnymi politykami Partii Republikańskiej to uzgodniliby wspólnego kandydata i wybrali go prezydentem. Mogłyby się wówczas spełnić marzenia przewodniczącego Izby Reprezentantów Paula Ryana, który zamieszkałby w Białym Domu bez konieczności babrania się w żmudną i niewdzięczną kampanię. Jeśli jednak elektorzy by się nie porozumieli i głosowali na kilku różnych pretendentów, a żaden nie uzyskał ponad połowy głosów, nowego prezydenta wybrałaby Izba Reprezentantów. Każdy stan ma jeden głos. W 30 z 50 stanów przewagę mają republikanie więc zwycięzca pochodziłby z tego stronnictwa.

Jeśli Trump zrezygnowałby już po głosowaniu elektorów, wybuchłby chaos, bo konstytucja nie przewiduje do końca, co robić w takiej sytuacji. W czasach Ojców Założycieli wiceprezydentem zostawał ten, który w głosowaniu elektorskim zajął drugie miejsce. Ale ten zwyczaj zniosła 12. poprawka, w myśl której wiceprezydenta wybiera się w odrębnym głosowaniu. 20 poprawka jeszcze bardziej uporządkowała sprawy: „Jeśli obrany prezydent umrze przed terminem, oznaczonym jako początek jego kadencji, osoba obrana wiceprezydentem zostanie prezydentem. Gdyby prezydent nie został obrany przed terminem rozpoczęcia urzędowania albo gdyby obrany prezydent nie był zdolny do pełnienia urzędu, wówczas osoba obrana wiceprezydentem będzie pełniła obowiązki prezydenta do chwili odzyskania przez prezydenta zdolności do sprawowania urzędu.” Ne ma tu nic o rezygnacji. Znaleźliby się konstytucjonaliści argumentujący, że odnosi się do tego przepis mówiący o śmierci elekta, ale zaraz pojawiliby się drudzy, zgłaszający zdanie odrębne. I tu chyba ruszyliby do boju prawnicy przegranej w tym scenariuszu w Kolegium Elektorskim Hillary Clinton i zaczęli kampanię sądową, powołując się na precedensy sprzed ponad 200 lat.

Jeżeli The Donald zrezygnowałby po inauguracji, sprawa jest prosta. Prezydentem zostałby wybrany wspólnie z nim wiceprezydent.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Zajmuje się polityką zagraniczną, głównie amerykańską oraz relacjami transatlantyckimi. Autor korespondencji i reportaży z USA.      więcej