Czwarta próba Tuska

Wysoka inflacja i słaby wynik PSL to dwa problemy, które mogą pokrzyżować plany szykującej się do wyborów Platformie.

17.05.2011

Czyta się kilka minut

PO jest jedyną partią zainteresowaną rządzeniem, dlatego zapewne wygra te wybory. Trudniej będzie jej jednak wygrać także władzę - zwłaszcza w obecnym kształcie. Do wyborów zostało kilka miesięcy, z czego część przypadnie na spokojniejsze w polityce lato.

Patrząc z perspektywy ostatnich 3,5 roku, trudno wskazać temat, na którym rząd Tuska mógłby się potknąć. PO nie musi zmieniać ani strategii, ani taktyki. Komentatorzy mogą narzekać na brak śmiałych reform, na prymat PR nad prawdziwą polityką - ale póki Polski nie dotknie kryzys, ta technika się sprawdzi. Wystarczy, że w czasie kampanii pozyska się jeszcze kilkoro znanych ludzi, przejmie kilku polityków i przypomni się o groźbie powrotu PiS (albo ono samo o sobie przypomni).

Trzy próby

Co mogłoby stanowić realne zagrożenie dla rządów PO w następnych latach, i to takich, jakich ta partia by sobie życzyła? Wynik wyborów, który uniemożliwiłby odtworzenie obecnej koalicji. Platforma może więc wygrać wybory i nie być zdolna do współrządzenia z PSL - jeśli temu tandemowi braknie kilku głosów, lub jeśli PSL w ogóle do Sejmu nie wejdzie (choć jeszcze nigdy się to nie zdarzyło).

Ani SLD, ani PiS w ostatnich miesiącach poważnie rządzącym nie zagroziły. Rocznica 10 kwietnia nie stała się politycznym przełomem, nawet jeśli część komentatorów powtarzała, że PiS i jego zwolennicy mają "opowieść", bądź "narrację" na temat katastrofy bardziej przekonującą niż to, co mówi rząd. Wydarzenia związane ze Smoleńskiem w dłuższym terminie być może okażą się formacyjne i zaowocują wzmocnieniem prawicy (brało w nich udział sporo młodych ludzi), ale widać już, że platformerscy stratedzy nie muszą tego brać pod uwagę, kreśląc plany na najbliższą kampanię. PiS bowiem tyleż szkodzi PO swoją krytyką, co jej pomaga, odstraszając własnym radykalizmem.

Były też inne próby. Pierwszą było odejście Janusza Palikota. PO na tym nie straciła, co pokazuje śladowe poparcie dla inicjatywy polityka z Lublina.

Drugą było pojawienie się ugrupowania Polska Jest Najważniejsza. Przez chwilę wydawało się, że PO zostanie zmuszona do konfrontacji z racjonalną, nowoczesną prawicą. Powietrze, jeśli w ogóle było, z PJN szybko jednak uszło (więcej o tym pisze obok Konrad Piasecki), a najnowsze hasło PiS "Polska jest jedna" stanowi skuteczny kontrargument.

Trzecią próbę stanowiła dyskusja, którą wokół OFE rozpętał Leszek Balcerowicz. Okazała się ona - pod względem medialnym - próbą najcięższą, zwłaszcza że obok ekonomistów zaczęli Platformę krytykować ludzie o znanych nazwiskach, np. Marcin Meller. Wygląda na to jednak, że Balcerowicz ożywił dyskusję o państwie, ale PO na niej w ostatecznym rachunku nie straciła.

Jedność i siła

Skonfrontowana z takimi wyzwaniami PO radzi sobie stosując stare metody. Na tle PiS, z którego stale ktoś odchodzi albo jest wyrzucany, prezentuje jedność (wyjątkiem była secesja Palikota). Mało tego: partia Tuska jest w stanie wykradać polityków PiS-owi, ale też lewicy. Ostatnie przejście Bartosza Arłukowicza do obozu Platformy jest tego dobrym przykładem. Tak jak rozmowy o wsparciu Marka Borowskiego czy Włodzimierza Cimoszewicza do Senatu. Wcześniej wokół prezydenta Bronisława Komorowskiego pojawili się, ostatnio zmarginalizowani, choć wciąż szanowani politycy dawnej Unii Wolności. Na warszawskiej liście PO do Sejmu na dobrym miejscu znajdzie się Marcin Święcicki. To pokazuje, że PO umie budować "obóz zgody narodowej", a co najmniej sprawiać wrażenie, że taki obóz buduje. To, co potrafił kiedyś Aleksander Kwaśniewski, Donald Tusk doprowadził do perfekcji - także dlatego, że nie ma takich biograficznych ograniczeń.

Układanie list wyborczych będzie idealną okazją, by dokonywać spektakularnych transferów, zaś zapowiedziana na 11 czerwca konwencja partii ma być demonstracją siły. A demonstrować jest co, bo PO osiągnęła coś, czego nie dokonała żadna partia w ponad dwudziestoletniej historii III RP: utrzymała świetne poparcie przez okres niemal całej kadencji. A nie był to czas spokojny: kryzysy, powodzie, katastrofa smoleńska, afera hazardowa.

Paradoksalnie, gdy tylko w kraju dzieje się coś bulwersującego, premier ściąga białe rękawiczki. Tak było ze słynną wypowiedzią o pedofilu, tak było, gdy Tusk poszedł na wojnę z dopalaczami, i tak jest teraz, gdy rząd wziął się za kiboli. Padają podobne słowa: "żarty się skończyły", "nie ustąpimy ani na krok". Aż dziw, że ta metoda okazuje się skuteczna, bo przecież doraźne reakcje, nie zawsze przemyślane, muszą budzić wątpliwości. A jednak, choć jak zgryźliwie zauważył Ludwik Dorn, "premier Tusk na dopalaczach kastruje kibiców" - ludziom to się podoba.

Zielony półwysep

Ilu z nas jednak chodzi na mecze piłkarskie, a ilu na zakupy? Wzrost cen stanowić będzie dla obecnego rządu czwartą, najtrudniejszą próbę. Dane GUS-u są przygnębiające: inflacja wyniosła w ubiegłym miesiącu 4,5 proc. Żywność podrożała o blisko 8 proc., zaś paliwa o 14 proc. Analitycy są zgodni - to nie koniec złych wiadomości.

Dalszy wzrost cen i zmasowana krytyka - nie tyle opozycji, co różnych środowisk (jak samorządowcy) - może spowodować odwrócenie się wyborców od rządzącej partii, nie nagłe, ale stopniowe, które sprawi, że partia nawet jeśli wygra wybory, przegra władzę. PO o tym wie: zapowiada wysiłki na rzecz podtrzymania wzrostu gospodarczego i uzdrawiania finansów państwa. O tym ostatnim najtrudniej będzie przekonać, gdyż sam premier publicznie przyznał, że do osobistych porażek zalicza rozrost pochłaniającej pieniądze podatników biurokracji. Zapowiedzi zmniejszenia liczby parlamentarzystów są rytuałem, który Tusk praktykuje od co najmniej 10 lat. Na razie rząd zapowiedział zmniejszenie inwestycji drogowych i nałożenie ograniczeń finansowych na samorządy - co musiało wywołać kontrę.

Sytuacja jest, i nie jest, poważna. Ekonomiści sugerowali, że "zamach na OFE", a następnie "wojna z samorządami" spowodowane były jakąś finansową katastrofą, do której rząd przyznać się nie chce. Trudno liczyć, by w ekipie PO znalazł się ktoś w typie Jarosława Bauca, który będąc ministrem finansów AWS, pokazał dziurę w budżecie i rozłożył ręce, grzebiąc tym samym swoje ugrupowanie. W porównaniu z nim minister Jacek Rostowski to wytrawny pokerzysta.

Na korzyść rządu działać mogą i inne okoliczności. Polacy narzekają na ceny, nawet jeśli, w przeciwieństwie do lidera PiS, robią zakupy w tanich dyskontach, ale słyszą też, że co rusz kolejne państwo w Europie staje na krawędzi bankructwa. W porównaniu z tymi wiadomościami Polska wciąż jawi się jeśli nie jak "zielona wyspa", to chociaż półwysep. W dodatku nadchodzą miesiące, w których część produktów rolnych stanie się bardziej dostępna, a prace sezonowe sprzyjać będą wzrostowi zatrudnienia. To nie będzie bez wpływu na nastroje społeczne.

Prezydencja, rząd i sztab

PO ma jeszcze jeden atut: polską prezydencję w UE. Choć po traktacie lizbońskim jej znaczenie jest mniejsze, to dobrze sprawowana, będzie z jednej strony okazją do prestiżowych wydarzeń, z drugiej argumentem za obniżaniem kampanijnej temperatury - czyli krytyki rządu. Ten bowiem będzie mógł przywoływać przykład czeskiej prezydencji, która nie okazała się - delikatnie mówiąc - sukcesem tego kraju właśnie z powodu wewnętrznych turbulencji. Na stronie PO już dziś można znaleźć cytat z premiera: "Jeśli ktoś będzie chciał w czasie prezydencji zaszkodzić - nie Tuskowi, ale zaszkodzić Polsce i naszemu narodowemu wizerunkowi, to intuicja mi podpowiada, że Polacy ocenią to bardzo krytycznie".

W kontekście prezydencji nie dziwi też wybór Radosława Sikorskiego na szefa kampanii: będzie on mógł pojawiać się w mediach ni to jako minister, ni to jako szef kampanii, pokazując, że dzięki PO Polska jest krajem cenionym w Europie. Nawet skomplikowany problem krajów arabskich, który innych przywódców kontynentu przyprawia o ból głowy i zepchnął na dalszy plan Europę Wschodnią, właściwie może pomóc Platformie. To wschód Europy miał być priorytetem naszej prezydencji. Jednak Białoruś - gdzie Sikorski angażował się osobiście, jeżdżąc do Mińska z szefem niemieckiej dyplomacji - brutalnie pokazała ograniczenia polskiej i unijnej polityki w tym regionie. Teraz jednak nikt z braku sukcesu na odcinku wschodnim rozliczać polskiej prezydencji nie będzie - bo przecież na tapecie jest Bliski Wschód. A któż w kraju może rozliczać PO za to, jak jej przywódcy poradzą sobie z sytuacją w dalekich krajach arabskich? Nikt, bo nikt nie ma do tego tytułu.

Na pozór wystarczy więc nie popełniać kardynalnych błędów - w kwestiach Bliskiego Wschodu być tam, gdzie Sarkozy, Cameron, Merkel i Berlusconi, a w kwestiach Wschodu przeprowadzić sprawnie szczyt Partnerstwa Wschodniego. Dotyczy to także polityki krajowej. Wiele można mówić o Donaldzie Tusku i jego otoczeniu, ale - ku zrozumiałej frustracji opozycji - kardynalnych błędów wciąż nie popełniają.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Publicysta, dziennikarz, historyk, ekspert w tematyce wschodniej, redaktor naczelny „Nowej Europy Wschodniej”. Wieloletni dziennikarz „Tygodnika”. Autor i współautor książek: „Przed Bogiem” (2005), „Białoruś - kartofle i dżinsy” (2007), „Ograbiony naród ‒… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 21/2011