Człowiek szczęśliwy

Włodzimierz Kowalewski stworzył opowieść kompletnie odmienną od tego, co się teraz w Polsce pisze. Pełną pogody i optymizmu - choć jej akcja rozgrywa się w ponurych czasach, a bohaterowie skazani są na nędzne życie.

31.07.2007

Czyta się kilka minut

Niedługo po październikowym przełomie 1956 r., na fali chwilowej odwilży, z której skorzystała pewna część emigracyjnej społeczności, wraca z Anglii do kraju Fabian, wzięty muzyk swingowy. Opuszcza Zachód w dość niejasnych okolicznościach (nie spłaciwszy na przykład zaciągniętych zobowiązań finansowych), by zamieszkać w Ciechocinku u swej siostry Wandy, obecnie dentystki, a przed wojną popularnej wokalistki jazzowej.

Jest późna jesień 1957 r., wyjechali ostatni sezonowi kuracjusze, zewsząd wyłania się wczesnopeerelowska szarzyzna i materialna dewastacja. A Fabian, pełen werwy i wigoru, zakłada - jakby na przekór ponurej rzeczywistości - swingujący ansambl (wśród członków zespołu znajdzie się nawet miejscowy milicjant!), by grać radosną muzykę. Ku przyjemności własnej i, jak się szybko okazuje, także coraz liczniejszych słuchaczy. Władza inicjatywę, po chwilowym zdezorientowaniu, popiera i swing rozbrzmiewa po całym Ciechocinku, ba! - po całym regionie.

W życiu Fabiana są jednak liczne zagadki, by nie rzec - tajemnice. Przez nieznane osoby traktowany jest wciąż jak emisariusz przywożący z Londynu instrukcje do walki z komunistyczną władzą; nie wiadomo jednak, czy nie jest to prowokacja bezpieki. Jego flirt, a w końcu romans, z tyleż ponętną, co skrytą Modestą pełen jest niedomówień. Siostra Wanda - zdawałoby się nieuleczalnie chora - zostaje cudownie uleczona dzięki krótkiej przygodzie miłosnej z osobnikiem tak dziwacznym i niezwykłym, że świetnie odnalazłby się jako bohater w słynnym serialu "Z archiwum X". Prawda, że brzmi to jak zajmująca gawęda, nieomal współczesna baśń?

Ale to są wszystko, by tak rzec, bonusy całej historii. Kowalewski już wcześniej udowodnił, że, będąc wytrawnym fabulatorem, umiejętnie łączy realizm z niesamowitością. Przyzwyczaił nas, że jego historie odwołują się - często przewrotnie - do estetyki grozy i romantycznej z ducha fantastyki. To zapewne trybut, choć niewymuszony, jaki autor płaci czytelniczej ciekawości i czytelniczemu zaintrygowaniu. Tak naprawdę - idzie w tej powieści o coś zupełnie innego.

Po pierwsze, są "Excentrycy" książką o smutnym i dewastującym - zarówno cywilizacyjnie, jak i moralnie - dziedzictwie wojny. O pauperyzacji inteligencji, o powojennym zacofaniu. Nie jest to temat z tzw. "gorących", ale pisarzem, jak wypada sądzić, kierowały tu głębsze intencje. Kowalewskiemu idzie o pamięć zbiorową. Pamięć wojny ujętą nie w kategoriach martyrologicznych, ale jako przyczynę późniejszej, także obecnej - w porównaniu z resztą dostatniej Europy - biedy, ekonomicznego oraz społecznego upośledzenia.

Po drugie - przekornie opowiada Kowalewski o prawie człowieka do radości życia, do szczęścia, także w czasach pogardy. Stąd jawne nawiązanie tytułem do znanego wiersza Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, w którym życie sportretowane zostało w rytmie tańca. Niewolnego przecież od upadków, także tego ostatecznego, jakim jest nieuchronna śmierć.

Na czwartej stronie okładki pisarz zamieścił tylko jedno zdanie autorecenzji: "Jest to opowieść o tęsknocie, która ocaliła naród". Ta tęsknota - to marzenia, które pozwalają przetrwać. Fabian jest szczęśliwy mimo wszystko: gra ukochaną muzykę, znajduje przyjaciół, doświadcza uczuciowych uniesień. I to pozwala mu pozostać niepokornym. Jego ostatnie słowa w powieści, choć nieparlamentarne, brzmią jak: "Nic mnie nie złamie!". Pozostaje więc pytanie: czy jednak, mimo zaprzeczeń, nie jest wysłannikiem emigracyjnych kręgów, przysłanym, by dać sygnał do - choćby lokalnego - demontażu Systemu? Nie przez konspirację polityczną czy działalność opozycyjną, ale przez zainfekowanie współrodaków optymizmem i radością - zabójczymi w istocie dla zgrzebnego, "parcianego", jak pisał Zbigniew Herbert, i sierioznego komunizmu.

Przy tym wszystkim powieść Kowalewskiego jest niejednoznaczna ideowo. Ani nie broni PRL-u, ani nie szafuje twardą antykomunistyczną retoryką. Widziałbym w tym raczej zaletę niż wadę. Zwłaszcza obecnie, gdy nasza rodzima, głównie młodsza, proza nurza się w negacji, apoteozowaniu postaw frustracyjnych i dekadenckich lub też - z innej strony - ironicznych grymasach i naśladownictwie poetyki gombrowiczowsko-witkacowskiej. Albo - często naiwnemu estetycznie - zaangażowaniu w modne dyskursy o Odrzuconych, Innych, Wykluczonych. Dobra literatura unika prostych i łatwych morałów, choć nie unika przesłania.

Dodajmy, że jest to powieść sympatyczna, z gatunku tych, do których się wraca, by jeszcze raz, jeszcze chwilę pobyć z jej bohaterami. I jest to wreszcie - last but not

least - książka, dzięki której można pokochać Ciechocinek, nawet jeśli nigdy się w nim nie było. Trochę jak - piszę to świadomie - Warszawę z "Lalki" Prusa.

WŁODZIMIERZ KOWALEWSKI, "EXCENTRYCY", Warszawa 2007, Wydawnictwo W.A.B.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]