Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Wiadomo, że nie święty, bo święci mieli wady i zostali kanonizowani nie dlatego, że byli bez wad. Jednakże nieco banalnie brzmi popularne twierdzenie, że każdy z nas ma jakieś wady. Właściwie dlaczego? A może są wśród nas tacy, którzy wad nie mają? A w każdym razie nie mają wad pospolitych, codziennych, drobnych, chociaż często uciążliwych. Może są idealnymi ludźmi, mężami, ojcami, przyjaciółmi, pracownikami. Intuicja i doświadczenie podpowiadają nam, że to niemożliwe. I słusznie.
Albowiem człowiek bez wad musiałby być człowiekiem bez namiętności, bez silnych uczuć, całkowicie racjonalny. Otóż, tak jak nie wierzę w skonstruowanie komputerowej repliki człowieka, tak też nie wierzę w człowieka bez wad. Na szczęście w naszym życiu kierujemy się w znacznie większym stopniu emocjami i jesteśmy częściej ofiarami losu czy też przypadku, niż zwykliśmy sądzić. Człowiek bez wad musiałby być wolny od tych przypadłości, a zatem nie byłby człowiekiem. Wprawdzie socjologowie i inni uczeni lubią rozważać teorię "racjonalnego wyboru", ale stoi ona na bardzo słabych fundamentach. Zakłada bowiem że wiemy, czego dokładnie chcemy, i że wiemy, jak to osiągnąć. Jednak doświadczenie życiowe pokazuje, jak bardzo nietrafne są to hipotezy lub założenia. Wprawdzie często wiemy, czego chcemy, ale ponieważ - znowu na szczęście - nie znamy przyszłości, więc nasza wiedza jest ograniczona i nawet kiedy podejmujemy tak zasadnicze decyzje jak wybór pracy czy wybór partnera życiowego, to podejmujemy niebywałe ryzyko, chociaż często, pewni siebie lub zakochani, sądzimy, że trafiliśmy w dziesiątkę, a dopiero potem okazuje się, że jest z czego się cieszyć, jeżeli trafiliśmy w szóstkę.
Powodowani emocjami lub namiętnościami musimy być nieco egoistyczni, nieco ambitni, nieco zawistni i tak dalej. I nie ma w tym zasadniczo nic złego, dopóki potrafimy czasem zdać sobie z tego sprawę i potrafimy nasze namiętności trzymać w ryzach. Nie jest to wcale takie proste i wielokrotnie my sami, a także ludzie wokół nas ulegają namiętnościom i zachowują się całkowicie nieracjonalnie. To już jest niedobrze. Między superracjonalnym zachowaniem oczekiwanym przez teorię "racjonalnego wyboru" a zachowaniem całkowicie nieracjonalnym jest przepaść. Dlatego, żeby uniknąć silnie negatywnych skutków naszych nieuniknionych wad, trzeba potrafić panować nad namiętnościami i nie oburzać się na to, że świat, w jakim się znajdujemy, jest zawsze odrobinę absurdalny, czyli nie w pełni zrozumiały, a czasem zupełnie niezrozumiały. Nie możemy przecież pojąć, jeżeli los nas dotknie w jakiś wyjątkowo przykry sposób, dlaczego to właśnie nas, skoro byliśmy całkiem przyzwoici i cnotliwi. Kościół ma na to odpowiedź, ale nie wszystkich ona zadowala.
Nie obawiajmy się zatem naszych wad, to nie one stanowią poważny problem, lecz to, czy i jak potrafimy sobie z nimi radzić. Czyli problemem jest rozumienie samego siebie i zdawanie sobie sprawy z własnych mankamentów. I tu sprawy się komplikują, ponieważ rozumienie samego siebie wymaga myślenia, a to nie jest - jak wiadomo - zajęcie nadmiernie upowszechnione. W naszym życiu, z różnych powodów, z braku czasu, braku zdolności do skupienia, braku przykładów i wzorów, przeważa stan bezmyślności lub myślenia doraźnego: co mamy załatwić jutro i kiedy pójść na obiad. W takim stanie bezmyślności wady pospolite czują się jak ryba w wodzie. Zaczynają szaleć, a my stajemy się ich ofiarami. I nic nas nie usprawiedliwia, gdyż do stanu bezmyślności dopuściliśmy sami, sami zaniedbaliśmy siebie i naszych najbliższych. Jeżeli jednak - by skończyć optymistycznym akcentem - stać nas na odrobinę myślenia o samych sobie, to z pojedynku z wadami pospolitymi wyjdziemy zwycięsko.