Czarny kot przebiega przez miedzę

Rosjanie używają powiedzonka na określenie stosunków między ludźmi, którzy się pokłócili: "Między nami przebiegł ­czarny kot". Gdy patrzy się na stosunki rosyjsko-ukraińskie, trudno oprzeć się wrażeniu, że między Moskwą i Kijowem przebiegł nie jeden czarny kot, lecz całe stado.

11.08.2008

Czyta się kilka minut

Na liście pretensji znajduje się przede wszystkim dążenie Ukrainy do Unii Europejskiej i NATO. Zwłaszcza to drugie odbierane jest w Rosji wręcz jako zdrada; Ukraina z kolei alergicznie reaguje na próby zawracania jej z tej drogi. Na ostrzu noża postawiona została też kwestia języka rosyjskiego (zdaniem Rosjan poddawanego na Ukrainie szykanom) i obecność rosyjskiej bazy Floty Czarnomorskiej w Sewastopolu. Obie strony zarzucają też sobie wzajem wypaczanie historii - różne są interpretacje Wielkiego Głodu na Ukrainie w latach 1932-33, roli UPA w II wojnie światowej, wojny w ogóle, wreszcie oceny reżimu stalinowskiego. No i jest jeszcze gaz: wieczne źródło konfliktu o ceny, dostawy i stawki za tranzyt.

Kilka liczb

Znamienne, jak zmieniły się nastroje wśród Rosjan wobec Ukrainy w ciągu ostatniego roku. W zeszłorocznych sondażach, prowadzonych przez moskiewskie centrum WCIOM, wrogie nastawienie względem Ukrainy zadeklarowało 7 proc. Rosjan. W kwietniu tego roku na to samo pytanie twierdząco odpowiedziało aż 21 proc. Dla porównania: tak w ubiegłym, jak i bieżącym roku jako państwo wrogie wobec Rosji 25 proc. respondentów wskazało na pierwszym miejscu USA; Ukraina znalazła się na trzecim miejscu tego rankingu.

Ukraińcy nie są w stosunku do wschodniego sąsiada tak nieprzyjaźni. W sondażu ukraińskiego Centrum Razumkowa z grudnia 2007 r. 67 proc. pytanych stwierdziło, że należy pogłębiać współpracę Ukrainy z Rosją. Poziomu wrogości nie badano.

Dziś na kijowskim Majdanie Nezałeżnosti można wprawdzie kupić koszulki z napisem "Dzięki Ci Boże, że nie jestem Moskalem". Ale, po pierwsze, kolejki się po nie wcale nie ustawiają. A po drugie, nie można traktować takiej manifestacji poważnie.

"Nasze stosunki w średnioterminowej perspektywie będą konglomeratem współpracy, konkurencji i konfrontacji; miejsce licznych deklaracji i pogróżek, graniczących z mieszaniem się w wewnętrzne sprawy, mogą zająć realne działania i wyzwania" - piszą z niepokojem i nadzieją w kijowskim tygodniku "Zierkało Niedieli" Wałerij Czały i Michaił Paszkow. Czy to tylko życzenia, czy faktycznie rosyjscy i ukraińscy politycy są w stanie się dogadać?

Gorzki cukierek

Ukraińska scena polityczna zaczyna się przygotowywać do wyborów prezydenckich, planowanych na koniec 2009 r. Stosunki z Rosją będą w grze wyborczej jednym z punktów ważkich, choć nie najważniejszym. Na pytanie, czy Rosja poprze kogoś w walce o prezydenturę na Ukrainie, moi kijowscy rozmówcy - politolodzy i dziennikarze - jednym głosem odparli, że na pewno nie, gdyż premier Władimir Putin i jego drużyna nie zaryzykują, po porażce z 2004 r., otwartego wspierania żadnego z polityków.

Pół żartem, pół serio warto przypomnieć, jak w 2004 r. w internecie chodził filmik przedstawiający scenę z trybuny, na której w Kijowie przyjmowali defiladę politycy ukraińscy i rosyjscy. "Desant" z Moskwy na najwyższym szczeblu przybył do przedwyborczego Kijowa w listopadzie 2004 r., by zaświadczyć o poparciu dla kandydata partii władzy: premiera Wiktora Janukowycza. Ten wyjął paczkę dropsów i zaczął częstować kolegów. Prezydent Putin odmówił, a stojący obok szef prezydenckiej administracji (dziś prezydent) Dmitrij Miedwiediew, owszem, przyjął poczęstunek. Ten ukraiński cukierek do dziś chyba stoi w gardle Miedwiediewowi: był on wtedy jedną z osób odpowiadających za przygotowanie ukraińskiej "operacji" i sparzył się równie dotkliwie jak Putin - tyle że jego potknięcia nie było tak widać. Ale przykry osad niewątpliwie w nim pozostał.

Dziś Kijów spekuluje, kto będzie startować w wyborach. Wśród kandydatów wymieniani są obecny prezydent Wiktor Juszczenko, premier Julia Tymoszenko oraz lider opozycyjnej Partii Regionów i ekspremier Janukowycz. Żadnego zaskoczenia: same znane twarze.

Trochę tak, a trochę nie

I nie ma dziś w Kijowie wróżki, któraby wskazała, kto z nich wygra. Główne siły na Ukrainie sczepione są i powiązane rozlicznymi zobowiązaniami i zależnościami. Kombinacji, które mogą zdecydować o wyborze prezydenta i zmienić (lub zachować) układ sił, jest wiele.

Polityczne ciasto miesi się nieustannie, a potencjalni kandydaci prowadzą z Rosją swoje rozgrywki. Zarówno Juszczenko, jak i Tymoszenko starają się jak najlepiej wypaść w kontaktach z rosyjskim establishmentem, upiec swoje polityczne i - przy okazji - biznesowe pieczenie oraz wykorzystać moskiewskie wizyty do poprawy własnego wizerunku. Wychodzi im to raz lepiej, raz gorzej.

Juszczenko byłby dla Rosji partnerem najmniej wygodnym. Jedynie on z trójki ewentualnych kandydatów deklaruje otwarcie i twardo zamiar włączenia Ukrainy do struktur euroatlantyckich, co jest przez Kreml postrzegane jako rzecz nie do przyjęcia. Tymoszenko umiejętnie gra: wykręca się od konkretnych deklaracji, a niechętni jej kijowscy analitycy mówią, że jest nastawiona wyłącznie na realizowanie własnych celów politycznych, nie zaś na zadowolenie Moskwy. Choć tego ostatniego nie należy wykluczać, jeśli będzie to odpowiadać akurat interesom pani premier. Janukowycz, niesłusznie obdarzony etykietką polityka prorosyjskiego, nie będzie być może stawiać w stosunkach z Rosją kwestii drażniących na porządku dziennym, ale z kolei nie będzie odpowiadać Moskwie jako członek grupy biznesowej, która konkuruje z kapitałem rosyjskim na Ukrainie.

Gaz, flota, język...

Ważnym punktem w agendzie jest gaz: dostawy i tranzyt przez terytorium Ukrainy gazpromowskiego gazu na Zachód. Co kilka miesięcy odbywa się szarpanina, osiągająca apogeum w okolicy Nowego Roku, gdy okazuje się, że "kurek" jest zakręcany, a zawiłe schematy rozliczeń przez sieć pośredników stają się nieaktualne (wokół "rury" wiszą winogrona firm zainteresowanych zarabianiem na tych nieprzezroczystych schematach).

Szarpanina trwać będzie dopóty, dopóki Ukraina nie zacznie płacić cen za gaz wedle stawek europejskich (teraz cena na każdy rok jest uzgadniana w trakcie często niezrozumiałych pertraktacji i jest niższa od tzw. ceny europejskiej) i nie ustali rynkowych cen za tranzyt. A to nastąpi nieprędko.

No i jeszcze Sewastopol… - Baza Floty Czarnomorskiej w Sewastopolu ma dla Rosji znaczenie prestiżowe - przewiduje Witalij Portnikow, dziennikarz Radia Swoboda. - Domaganie się przez Juszczenkę, by zacząć rozmowy o jej planowym wycofaniu [wg umów ma być wycofana do 2017 r.], jest przyjmowane w Moskwie z wściekłością. Sewastopol to symbol chwały rosyjskiego oręża. Dziś Rosji chodzi o zablokowanie programu NATO przygotowującego Ukrainę do członkostwa, dlatego kwestia Krymu jest tak rozdmuchiwana, moim zdaniem sztucznie. Jeśli po latach mozołów Ukraina w końcu wstąpi do NATO, może Sojuszowi nie będzie przeszkadzać obecność rosyjskiej przestarzałej floty.

Może - choć obca baza na terenie NATO to nie jest rzecz obojętna.

Kolejnym alergenem jest kwestia języka. Ukraina pozostaje ukraińsko- i rosyjskojęzyczna: oba języki współistnieją w przestrzeni publicznej i prywatnej. Telewizja mówi po ukraińsku, ale na porządku dziennym są programy, w których prowadzący używa ukraińskiego, a gość rosyjskiego - i nikomu to nie przeszkadza. Teraz falę krytyki w Rosji wywołał wprowadzony na Ukrainie obowiązek tłumaczenia list dialogowych filmów obcojęzycznych (także rosyjskich), emitowanych w ukraińskiej TV; w prasie rosyjskiej obśmiewano niewybrednie dialogi "Siedemnastu mgnień wiosny" po ukraińsku. - To kolejny sztuczny problem - mówi Portnikow. - Niepotrzebnie władze Ukrainy starają się wyrugować rosyjski z przestrzeni publicznej. To wywołuje nie tylko wściekłe reakcje Rosji, ale też niezadowolenie wielu mieszkańców Ukrainy, dla których rosyjski to język ojczysty.

A rosyjski jest mocno obecny także w prasie: większość najważniejszych tytułów ma wersję rosyjskojęzyczną lub ukazuje się wyłącznie po rosyjsku. Wreszcie, szczególnie wiele emocji wywołują potyczki historyczne - władze obu krajów mają alergię na traktowanie wydarzeń wspólnej historii w sposób odmienny i w tej materii czarne koty biegają po rosyjsko-ukraińskiej granicy w obie strony…

Ale to już temat na inną opowieść.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
W latach 1992-2019 związana z Ośrodkiem Studiów Wschodnich, specjalizuje się w tematyce rosyjskiej, publicystka, tłumaczka, blogerka („17 mgnień Rosji”). Od 1999 r. stale współpracuje z „Tygodnikiem Powszechnym”. Od początku napaści Rosji na Ukrainę na… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 32/2008