Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
To słowo paradoksalne, kodujące w sobie mocne napięcie – między zewnętrzną zwyczajnością, prostotą, codziennością, wręcz zgrzebnością Oblubienicy, a Jej wewnętrznym pięknem, budzącym zachwyt i pociągającym Oblubieńca. Już w starożytności – przypomnę – odnoszono te słowa zarówno do Maryi (o tym pisałem tydzień temu), jak i do Kościoła (o tym chciałbym napisać dzisiaj).
Tak jak w przypadku Maryi, również i w przypadku każdego i każdej z nas – oraz w przypadku Kościoła jako tworzonej przez nas wspólnoty – prawdziwe piękno jest wewnątrz i jest w nas dziełem miłosiernej łaski Boga.
W tym duchu komentowano owo zdanie z Pieśni nad pieśniami w starożytnym i wczesnośredniowiecznym Kościele: „Czarna jestem, ale piękna – pisze św. Grzegorz w swoim „Expositio super Cantica Canticorum” – czarna jestem waszym osądem, lecz piękna dzięki oświeceniu łaski; czarna sama z siebie, piękna przez obdarowanie; czarna jestem z powodu mej przeszłości, piękna dzięki temu, kim zostanę uczyniona w przyszłości” – tekst równie piękny, co konkretny, trzyma się realności życia, może się też stać punktem odniesienia dla naszego rachunku sumienia. Ile razy stajemy się „czarni” – oczerniani – cudzym osądem? Ile razy my sami oczernialiśmy innych? Ile razy jesteśmy „czarni” brudem własnych czynów, myśli, decyzji?
Podobny – tak w treści, jak i w przenikającej sile – jest komentarz Justusa z Urgel, hiszpańskiego biskupa ( zm. 550 r.), autora komentarza „Explanatio in Cantica Canticorum”: „Czarna jestem poprzez wyznanie grzechów, lecz piękna łaską sakramentu”.
Właśnie tak! Kiedy wyznaję swoje grzechy, decyduję się odkryć – uzewnętrznić – moją brzydotę, szpetotę mojego grzechu. Wyjawiam – przed Bogiem, przed Kościołem, najpierw przed samym sobą – trudną prawdę o sobie. Oczywiście nie muszę. Mogę próbować sam się „wybielić”. Czynię to zresztą nieraz nawet wtedy, gdy wyznaję swoje grzechy: przerzucam odpowiedzialność na innych, na okoliczności, na geny.
A przecież można inaczej.
Można poddać się Temu, który jest prawdziwym Artystą, i potrafi – jeśli trzeba, po raz tysięczny – wydobyć z naszego wnętrza ukryte tam i stanowiące naszą najgłębszą tożsamość prawdziwe piękno.
Jest w tym niewątpliwie pewien trud. Może nawet ból. Ale cała owa operacja jest prawdziwa i skuteczna.
Jej przeciwieństwem jest tendencja – dość powszechna w naszym świecie – którą papież Franciszek z właściwą sobie ostrością i darem syntezy opisał jednym zdaniem: „kosmetyka zamiast gimnastyki”.
Jezus mówi na ten temat jeszcze ostrzej: „Biada Wam, obłudnicy! Bo podobni jesteście do grobów pobielanych, które z zewnątrz wyglądają pięknie, lecz wewnątrz pełne są kości trupich i wszelkiego plugastwa. Tak i wy z zewnątrz wydajecie się ludziom sprawiedliwi, lecz wewnątrz jesteście pełni obłudy i nieprawości” (Mt 23, 27-28).
To nie osąd. To wezwanie, by poddać się mocy Jego Odkupienia.©