Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
MAGDALENA RITTENHOUSE: Czy Benedykt XVI czymś Panią zaskoczył?
HELEN ALVARÉ: Po pierwsze tym, jak bardzo koncentrował się na sprawach pozytywnych. To nie powinno zaskakiwać, bo że taki jest wiedziałam od dawna. Wystarczy wspomnieć o Deus caritas est. Niemniej było to zdumiewające. A po drugie tym, jak wiele uwagi poświęcił kwestii skandali seksualnych. Dużo miałam w przeszłości do czynienia z ich ofiarami, więc wiem, jak bardzo ci ludzie oczekiwali, aby ktoś uznał, że doznali cierpień, by szczerze za nie przeprosił. I by Kościół przyznał, że sprawy nie były załatwiane tak, jak powinny. Benedykt XVI wszystkim tym oczekiwaniom wyszedł naprzeciw. Pokazał, że rozumie ludzki aspekt tej sprawy.
Odnoszę wrażenie, że został bardzo ciepło przyjęty. Byłam nawet trochę zaskoczona pozytywnym nastawieniem amerykańskich mediów, które przecież nie zawsze do Papieża i Kościoła katolickiego odnoszą się przychylnie.
To prawda. Choć jeszcze przed przyjazdem Papieża było sporo krakania. Pojawiały się doniesienia, jak to on wszystkich ustawi w szereg, jak pogrozi palcem. Komentatorzy mówili: być może jest miły, ale strasznie zatwardziały, konserwatywny, zwłaszcza jeśli chodzi o kwestię seksu - to wszystko, co zawsze uwielbiają media. Ale rzeczywiście podczas wizyty coś się zmieniło. Był odbierany bardzo ciepło.
Na ile uważnie słuchano tego, co miał do powiedzenia?
Jego przesłanie - że zostaliśmy stworzeni do życia w harmonii, nie w konflikcie, że jesteśmy powołani do miłości, a nie do egoizmu - to coś, za czym w głębi duszy tęskni każdy człowiek. Oczywiście nie są to łatwe wyzwania. Ale w ciągu tego tygodnia udało nam się na chwilę pozbyć sceptycyzmu, na chwilę uwierzyć, że to możliwe. Papież odnowił w nas pewną wewnętrzną potrzebę. Zainspirował do wiary i nadziei. Ta tęsknota za pięknem, za prawdziwą wolnością obecna jest w każdej ludzkiej duszy. Papież nam o tym przypomina. I każe nam wcielać to w życie.
Ile z tego pozostanie?
Oczywiście to, co powiedział, na pewno ulegnie rozmyciu. Już dziś rano słyszałam komentatorów, którzy jego słowa o potrzebie jedności umieszczali w kontekście obecnej kampanii wyborczej i dowolnie interpretowali. Benedykt XVI mówił o konieczności poszukiwania prawdy. To ogromne wyzwanie. Zapewne zaraz pojawią się tacy, którzy powiedzą, że nie ma jednej prawdy. Albo tacy, którzy zaczną wymyślać swoje własne prawdy, bo mają kłopoty z podporządkowaniem się i posłuszeństwem, o których także Benedykt XVI mówił.
On wysoko stawia poprzeczkę?
W Kościele katolickim poprzeczka była ustawiona wysoko od zawsze. W tym sensie Benedykt nie przyjechał z niczym nowym, choć nowy, dostosowany do współczesności był język, którym o tym wszystkim mówił. Ale rzeczywiście, to przesłanie jest trudne.
Gdyby Pani miała podsumować tę wizytę jednym zdaniem, co było najważniejsze?
To, że amerykańscy katolicy przez chwilę potrafili kogoś posłuchać. Jak wiadomo, nie jesteśmy najlepszymi słuchaczami na tej planecie.
HELEN ALVARÉ jest profesorem prawa na katolickim Uniwersytecie Ameryki w Waszyngtonie. W przeszłości prowadziła kampanie medialne, m.in. w kwestii aborcji, dla Konferencji Biskupów Amerykańskich.