Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Demokracja znalazła się w obliczu być może największego kryzysu od zakończenia II wojny światowej. Autor w swojej powieści „Sto dni” ukazałrozdźwięk pomiędzy intencjami świata zachodniego, a fatyczną realizacją tych, w założeniu bardzo szczytnych, idei. Tragiczny przykład Rwandy doskonale pokazuje, że europejskie (czy szerzej – zachodnie) wyobrażenia na temat reszty świata mogą być nie tylko skrajnie nie trafione, ale również przerażające w skutkach. Co ciekawe, rozdźwięk ten jest na tyle silny, że nawet w obliczu krwawej masakry, wiele osób (w tym także autor) w Szwajcarii i reszcie świata, zwyczajnie nie mogło uwierzyć w to, co widzą. Konsekwencją tego była strategia przemilczania – w Szwajcarii nie pojawiła się żadna próba przepracowania i przemyślenia tego, co się stało. Dlatego też u autora pojawiła się potrzeba opisania tego traumatycznego, ale jednocześnie bardzo skomplikowanego i trudnego do zrozumienia dla ludzi z Europy wydarzenia. Kluczowe wydaje się tu pojęcie „bezpieczeństwa”, które można definiować na rozmaite sposoby. Szwajcaria – kraj dobrobytu i ucieleśnienie zachodniego porządku społecznego, nie potrafiła zrozumieć, że tych standardów nie da się ślepo kopiować w zupełnie innym kontekście. Tu nie było cynizmu – raczej krótkowzroczny idealizm.
Spotkanie prowadził Arkadiusz Żychliński.
CZYTAJ TAKŻE: