Co zostanie?

To pytanie stawia każdy, kto choć w części przeżył doświadczenie ŚDM.

01.08.2016

Czyta się kilka minut

 /
/

Jak wiadomo, nie ma zbiorowych nawróceń – a jeśli są, to pozorne. Można jednak mówić o przestrzeni nawróceniu sprzyjającej. Taką przestrzenią były Światowe Dni Młodzieży, o czym świadczyć mogą liczne i poważne spowiedzi. Nie tylko ośmiu penitentów, których wyspowiadał Franciszek. Nie tylko te w parku z konfesjonałami. Ale też te odbywane w nietypowych warunkach: np. na ulicy, przy barierkach sektorów, w łomocie potężnych głośników przed mszą św. w Brzegach. Wiem, o czym mówię, to nie są informacje z drugiej ręki.

Obrazy

Co zostało, pokaże przyszłość. Papież, mówiąc o przyszłości w wymiarze szerszym – Kościoła i społeczeństwa – zachęcał młodzież do „rewolucji kulturalnej”, dziękował młodym za to, że nas, starych „kanapowiczów”, bojących się ryzyka jakiejkolwiek zmiany, uczą marzeń i zmuszają do ruszenia się z bezpiecznej, jak nam się wydaje, kanapy. Ktoś stwierdził, że nauczanie Franciszka to utopia. Tak już chyba papieże mają. Po pierwszej wizycie Jana Pawła II w Polsce także mówiono, że głosi on utopię. A jednak, o dziwo, Duch zstąpił i odnowił oblicze tej ziemi.

Zostaną obrazy. Franciszek, jak jego poprzednik św. Jan Paweł II, jest świadom siły gestu. Odwiedziny w szpitalu u kardynała Franciszka Macharskiego, w szpitalu dziecięcym, milczenie w Auschwitz, Jasna Góra... obiad z przedstawicielami młodzieży (nie szkodzi, że kiedy przyszło im opowiedzieć o treści rozmowy, byli kompletnie bezradni!). Także obrazy towarzyszące Drodze Krzyżowej i mnóstwo innych.

A może najbardziej niedziela i obraz papieża na Kampusie Miłosierdzia w Brzegach. Tego żadna telewizja nie pokaże. Bo kto tam był, kto dzielił trud drogi i ciężar żaru lejącego się z nieba, kto usiłował zobaczyć, dokąd sięga to zgromadzenie Ludu Bożego, i nie był w stanie (chyba że z przelatującego od czasu do czasu helikoptera), kto wraz z tym „nieprzeliczonym tłumem” słuchał papieża Franciszka – nie zapomni tego nigdy. Nie zapomni widoku i zdumienia, że przybyło tu, nieraz kosztem wyrzeczeń, z Polski i wszystkich stron świata, ponad dwa miliony ludzi. Nie na koncert (choć muzyczna oprawa była znakomita), nie na międzynarodowe igrzyska, nie na imprezę. Ale żeby posłuchać starego księdza z Rzymu, który mówi im o Panu Jezusie.
Stary ksiądz, następca Rybaka znad Jeziora Galilejskiego, mówił z prostotą tamtego, sprzed ponad dwóch tysięcy lat, Piotra. Ksiądz prymas, referując na konferencji prasowej spotkanie biskupów z papieżem, powiedział: „mówił do nas jak do dzieci”.

Słowo klucz

Jakkolwiek to zabrzmiało, jest to doskonała charakterystyka stylu Franciszka. Nie znaczy to jednak, że traktuje słuchaczy jak infantylnych idiotów, lecz że przywraca sens najprostszym zasadom. „Przepraszam, dziękuję, proszę” – to tytuł książeczki dla dzieci o tym, że należy się pojednać przed pójściem spać – tego uczono nas od maleńkości. O tym, że nie wolno kapitulować ze strachu przed ryzykiem, zamykać się w egoistycznym świecie własnej wygody itp. – słyszymy na lekcjach religii od dzieciństwa. On po mistrzowsku przywrócił życiową siłę wartościom, które często jesteśmy skłonni traktować jak bajeczki dla grzecznych dzieci.

Gdyby spytać o słowo klucz tego nauczania, okazałoby się, że nie jest nim ani „miłosierdzie”, ani „odwaga” czy „ryzyko”, lecz słowo-imię, które często bezmyślnie powtarzamy i którego nadużywamy. Słowem kluczem jego nauczania jest Jezus.
Tak trzeba odczytywać wszystko, co mówił o imigrantach i o małżeństwie, o cierpieniu i samotności, o historii Polski i kapłaństwie. Wszystko, co mówił, było prostym wyznaniem wiary w miłosiernego Boga, w Chrystusowe orędzie miłości, „która daje życie, aby inni mieli życie”, i życiu przywraca sens. Świadectwem wiary była charakterystyka zawodności filozofii życiowej „niebo tu i natychmiast” i konfrontowanie z wiarą cierpienia i trudów życia. Mówił do wątpiących nie z góry, ale z pozycji człowieka, który sam zwątpienia doświadczył. Papieża, który wie, czym są takie pytania, jak to o cierpienie dzieci, na które trzeba odpowiedzieć: „nie wiem”. Z prostotą mówił o tym, jak sobie z tymi pytaniami radzi. Księżom, darzącym – wiedział o tym z własnego doświadczenia – sympatią św. Tomasza Apostoła, który zwątpił, powiedział, że cała rzecz w tym, żeby z tym zwątpieniem iść – jak Tomasz – do Jezusa.

Prostota

Nie wiem, czy w czasie ŚDM zdarzyły się cuda, lecz korci mnie, by uznać za cud to, co się stało z pogodą. Wybór Brzegów na wielkie zgromadzenie niósł ze sobą ryzyko. Obawiano się, że po silnych deszczach miejsce to zmieni się w morze błota. Widząc w niedzielę o świcie tysiące młodych ludzi śpiących na Campus Misericordiae, wyobraziłem sobie, jak by to wyglądało w razie nocnej ulewy. Zwykle odnosiłem się sceptycznie do modlitwy o pogodę (Bóg nie jest regulatorem pogody!), ale przecież nikt mi nie powie, że kardynał Dziwisz wiedział, iż ulewa na Brzegach rozpocznie się dopiero godzinę po zakończeniu ŚDM.

Czego mi zabrakło w tych pięknych dniach? Zabrakło mi moich znajomych, krakowskich bezdomnych. Daremnie ich szukałem na Plantach, gdzie po posiłku na Reformackiej drzemią na ławkach w pobliżu placu Szczepańskiego. Szukałem ich przy dworcu, przy Starym Kleparzu… zniknęli. Będę ich musiał spytać, gdzie wtedy byli. Szkoda, że papież Franciszek nie odwiedził, chociaż na pięć minut, np. ośrodka Dzieła Pomocy św. Ojca Pio przy ul. Smoleńsk (z Franciszkańskiej pięć minut piechotą). Mógłby to zrobić w tym czasie, w którym spowiadał pięciu wybranych grzeszników. Nawet jeśli ta spowiedź była inicjatywą papieża, nie wydaje mi się pomysłem najszczęśliwszym. Spowiedź u każdego księdza, nawet niezbyt mądrego czy wręcz grzesznego, ma tę samą sakramentalną wartość, co spowiedź u papieża. Ten sakrament – w moim odczuciu – nie lubi ostentacji.

Nie przeszkadzały mi za to ociekające banalnością przemówienia naszych VIP-ów kierowane do papieża. Bo pomogły zobaczyć kontrast między naszym sposobem „pobożnego przemawiania” a sposobem mówienia Franciszka, który konkretnością i prostotą trafia do serc i te serca podbija.

P.S. Docierają do mnie pytania, czy wspólna fotografia Tomasza Terlikowskiego ze mną, która w ostatnich dniach obiegła portale społecznościowe, to fotomontaż. Odpowiadam – jest autentyczna. Niektórzy internauci ostrzegają mnie przed naiwnością i namawiają, bym nie wierzył w wygłoszone przy okazji tego spotkania przeprosiny pana Tomasza za wszystkie te przypadki, kiedy mnie „łomotał”. Autorom gratuluję zrozumienia papieża Franciszka. Te (na szczęście nieliczne!) głosy niepokoją – czyżby z jego nauczania pozostało w nas tak niewiele? ©℗


Więcej o Światowych Dniach Młodzieży w Krakowie czytaj w naszym serwisie specjalnym na www.TygodnikPowszechny.pl/sdm2016 >>>

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodził się 25 lipca 1934 r. w Warszawie. Gdy miał osiemnaście lat, wstąpił do Zgromadzenia Księży Marianów. Po kilku latach otrzymał święcenia kapłańskie. Studiował filozofię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował z młodzieżą – był katechetą… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 32/2016