Co z tym minimalizmem?

Podczas krakowskiego festiwalu Sacrum Profanum 75. rocznicę urodzin celebruje Steve Reich - ikona współczesnej kultury, ojciec minimal music, jeden z artystów, którego założenia estetyczne promieniowały zarówno na twórczość akademicką, jak i sferę popkultury.

13.09.2011

Czyta się kilka minut

Zaczęło się pod koniec XIX w. we Francji, od Erika Satie, patrona słynnej kompozytorskiej grupy Les Six, genialnego błazna paryskiego fin de siecle’u, bezkompromisowego kontestatora romantycznych artystycznych wizji i prześmiewcy rodzących się na przełomie stuleci w Europie awangardowych "izmów". Jego "Vexations" z 1893 r. były utworem tyleż banalnym w swojej prostocie, co w historycznym wymiarze - profetycznym. Przeznaczony na instrument klawiszowy drobiazg mieści się wszak na jednej stronie partytury i obejmuje trzynastotaktowy temat oraz jego dwukrotne opracowanie z akompaniamentem. Najciekawsza jednak jest kompozytorska adnotacja - powtórzyć 840 razy...

Francuski artysta stał się tym samym pionierem minimal music, jednego z najbardziej znaczących nurtów muzycznych współczesności, a "Vexations" podglebiem estetycznej rewolucji, która ponad 60 lat później rozegrała się na amerykańskiej ziemi, rychło zresztą znajdując zwolenników na Starym Kontynencie. Stylistyczny przewrót nie mógłby się jednak dokonać, gdyby nie John Cage, enfant terrible współczesnej sztuki, estetyczny anarchista XX w., artysta, który dzięki intuicji ciekawego świata dziecka odnalazł w Paryżu rękopis Erika Satie i doprowadził do prawykonania utworu.

Historia buntu

Narodziny muzycznego minimalizmu nie odbyły się w próżni. I nie chodzi tylko o inspirującą moc sprawczą Erika Satie czy działalność Johna Cage’a, akuszera trwającego ponad 18 godzin dźwiękowego maratonu z radykalnym "Vexations" w roli głównej. Rzecz raczej w zmęczeniu niektórych kompozytorów amerykańskich dokonaniami europejskiej awangardy, wciąż żywą wśród starszej generacji modernistyczną wizją świata, w zakresie wykorzystywania muzycznych środków wszechobecnym terrorem serializmu lub - to druga skrajność - totalną swobodą aleatoryzmu. Młodych twórców, w równym stopniu zachwycających się muzyką Bacha i Strawińskiego, jak nagraniami Johna Coltrane’a i Milesa Davisa, raził estetyczny izolacjonizm akademickich mistrzów, nie zgadzali się na zerwanie kontaktu z publicznością, nie widzieli sensu w naiwnej pogoni za eksperymentem, który wobec rockandrollowego zastrzyku muzycznej energii, nowej płaszczyzny międzyludzkiego porozumienia, jaką dawały masowe koncerty przyszłych gwiazd rocka, stracił ponętną świeżość.

Powstały w latach 60. minimalizm był zarazem odpryskiem kształtującej się postmoderny, znakiem rozpoznawczym rewizjonistycznej postawy dotychczas promowanych artystycznych i filozoficznych poglądów, ale i hippisowskiego rozluźnienia dyscypliny i wyraźnie anarchistycznej działalności wywrotowej. Apologeci ponowoczesności zakładali obalenie mitu historycznej konieczności i odrzucenie prymatu jednej - oczywiście progresywnej - opcji estetycznej, głosili pluralizm stylów i technik, postulowali rozbicie dawnych norm i zburzenie niegdysiejszej hierarchii wartości w sztuce, zrównanie tego, co kiedyś postrzegane było jako dobre i złe, profesjonalne i nieprofesjonalne, pod względem wartości artystycznej - wysokie i niskie.

Podobnie jak wiele stylistycznych kierunków w muzyce ubiegłego stulecia - impresjonizm, ekspresjonizm, witalizm - również minimalizm jest terminologicznym zapożyczeniem ze sztuk wizualnych. Na gruncie muzycznym wprowadził je Michael Nyman w 1968 r., nawiązując bezpośrednio do pojęcia minimal art, którym Richard Wollheim podjął próbę opisania właściwości minimalistycznej sztuki plastycznej. W rzeźbach Sol LeWitta, Donalda Judda, Roberta Morrisa i obrazach Franka Stelli, Charlesa Hinmana czy Rona Davisa można bowiem na poziomie struktury odnaleźć wiele cech wspólnych z minimalistyczną muzyką: redukcję materiału, powtarzalność elementów i kontemplatywną aurę.

Bohaterowie

Pierwszy wyłom w murze wieży z kości słoniowej modernistów uczynił Terry Riley. W 1964 r. napisał "In C", utwór repetytywny, w którym kilkadziesiąt razy muzycy powtarzają krótkie formuły melodyczne osadzone w tonacji C-dur. Ów manifest nowego nurtu był projekcją najważniejszych jego muzycznych założeń: rezygnacji z mnogości muzycznych rozwiązań, uproszczenia dźwiękowego kodu, częstego posługiwania się neotonalnością, powtarzalności figur dźwiękowych, a więc swoistej anarracyjności i transowości. Obok wielbiącego rytmiczny puls Rileya, mistrzem w rozciąganiu muzycznego czasu był La Monte Young, kompozytor o wyglądzie hippisa, jeden z najbardziej wyrazistych członków grupy Fluxus, którego utwory trwały kilka godzin, a na ich materiał dźwiękowy składało się ledwie kilka dźwięków.

W prawykonaniu słynnego "In C" udział wziął Steve Reich. Było to dla młodego kompozytora wydarzenie, które wyznaczyło na długie lata przestrzeń jego artystycznych poszukiwań. Początkowo wzorując się na twórczości Rileya i Younga - muzycznych awanturników o robotniczym rodowodzie, którym mantrowy przebieg dźwiękowy służył do wyzwalania stanów psychodelicznych - hołdował koncepcji przesunięcia fazowego. Doszedł do niej przez przypadek, przygotowując na tanim sprzęcie elektroniczną kompozycję "It’s Gonna Rain". Zgrywając do dwóch kanałów materiał zarejestrowanych fragmentów apokaliptycznego kazania o ostatniej misji patriarchy Noego, wygłaszanych przez ulicznego kaznodzieję, zauważył, że ścieżki dźwiękowe nie pokrywają się, lecz stopniowo rozjeżdżają się w czasie. Zafascynowany efektem, w kolejnych utworach zapętlał muzyczne motywy, powtarzał je z niewielkim odchyleniem agogicznym, tworząc gęstą sieć nakładających się na siebie fraz, przypominających skomplikowaną strukturę polifoniczną. Technikę tę wkrótce zastosował także w utworach przeznaczonych na tradycyjne instrumentarium - m.in. w "Piano Phase", "Violin Phase".

Wyraźne inklinacje twórczością egzotyczną - kompozytor na początku lat 70. odwiedził Ghanę, by studiować tamtejszą twórczość perkusyjną, zajmował się także badaniem muzyki balijskiego gamelanu - wyznaczają dojrzały etap twórczości Reicha. Jednym z pierwszych utworów, w których zastosował doświadczenia z muzyką afrykańską, był "Drumming". Kolejne dzieła to świadectwo powrotu do korzeni, do nigdy dość poznanej w dzieciństwie tradycji judaistycznej, nauki biblijnego języka hebrajskiego, ale także próby mierzenia się ze skomplikowaną historią Żydów oraz umieszczenia jej w kontekście ogólnohumanistycznej refleksji ("Tehellim", "Different Trains", wideo-opera "Three Tales"). W ostatnich latach coraz wyraźniejsze jest odchodzenie Reicha od aspektów czysto rytmicznych, raczej wiązanie ich ze strukturą transponowanych na dźwięki

***

Minimalizm jak żaden z innych nurtów współczesnej twórczości złamał paradygmat elitarności sztuki muzycznej. Dzięki dokonaniom Steve’a Reicha, ale i Philipa Glassa, przyjaciela z czasów studiów, drugiego z wielkich minimalistów, którego domeną od zawsze było poszukiwanie utraconej melodii, dzięki ich działalności kompozytorskiej, lecz także odtwórczej rów pomiędzy wykwitami kompozytorów akademickich a działalnością niepokornych artystów pop został zasypany. Lista dłużników obu twórców jest długa. Od DJ-ów, którzy inspirowali się techniką loopowania, przez Briana Eno i Davida Bowiego, pod wpływem minimalistów deformujących dawne kanony pieśniarskie, po subtelnie cieniowane odmiany techno. A gdyby jeszcze do tego włączyć kolejne generacje postminimalistów, rekrutowanych z kręgów akademickich, okaże się, że estetyczna wolta, której sprawcami byli twórcy prezentowani na tegorocznej edycji Sacrum Profanum, pod względem znaczenia w ostatnich dekadach nie miała sobie równych.

Festiwal Sacrum Profanum 2011, Kraków 11-17 września

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Muzykolog, publicysta muzyczny, wykładowca akademicki. Od 2013 roku związany z Polskim Wydawnictwem Muzycznym, w 2017 roku objął stanowisko dyrektora - redaktora naczelnego tej oficyny. Stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”.

Artykuł pochodzi z numeru TP 38/2011