Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
To ostatnie nie do końca wypaliło, bo nadawania „na żywo” zabronił sąd. Tyle że TVN24 oraz TVP z obostrzeniami sobie poradziły, zamiast transmisji przeprowadzając... retransmisję, z obrazem opóźnionym w stosunku do rzeczywistych zdarzeń o około 3 minuty 180 sekund nie wystarczyło TVP, by zadbać o ochronę m.in. postronnych, choćby partnera oskarżonego Adama Z., którego danych stacja nie zdołała „wygłuszyć” (i który zastanawia się nad skierowaniem przeciw stacji kroków prawnych).
Skąd zainteresowanie sprawą? – pytają teraz niektóre media (bywa, że te same, które owo zainteresowanie nakręcały). Odpowiedź zdaje się prosta: o skali medialnej burzy decyduje poszlakowy charakter sprawy, jej tajemniczość, a więc coś, co elektryzuje publikę ani nie od dziś, ani nie od momentu pojawienia się mediów elektronicznych.
Czy wobec tego oburzanie się na „medialną histerię” wokół sprawy Tylman jest zajęciem jałowym i niepotrzebnym? Nie, bo wpadka TVP Info jest częścią szerszego zjawiska. Kto pamięta telewizyjny materiał o kobiecie, która zgłaszała na policji gwałt, i została nagrana przez telewizyjną kamerę, ale jej twarz nie została dostatecznie zasłonięta; kto przypomina sobie dziesiątki innych materiałów, w których wizerunki pokazywanych osób były chronione tylko teoretycznie – ten wie, o czym mowa.
Do medialnej pogoni za sensacją – z udziałem telewizji zwanej publiczną – wypada się przyzwyczaić. Do tego, że w tej pogoni ochrona danych i wizerunków staje się przykrym zawodowym obowiązkiem, którego raz udaje się dochować, a innym razem brakuje już na to czasu, przyzwyczaić się nie sposób. ©℗