Nie jest pewne, czy za awaryjnymi zatrzymaniami pociągów, do których doszło kilka dni temu w województwach podlaskim, pomorskim i zachodniopomorskim, faktycznie stoją rosyjskie służby. Władze dawkują informacje – wiadomo tylko, że w związku ze sprawą zatrzymano dwie osoby. Oprócz włamań do tzw. systemu „Radio-Stop”, 24 sierpnia doszło do trzech wykolejeń pociągów; w poprzednich tygodniach zaś w węźle warszawskim kilka składów skierowano na niewłaściwe tory. Co więcej, dziennik „The Washington Post” opisał – a nasze władze potwierdziły – rozbicie grupy młodych „szpiegów-amatorów”, którzy mieli działać m.in. na polskiej kolei.
Czy jest się więc czego obawiać? „Radio-Stop” to wprowadzony po serii tragicznych katastrof kolejowych na przełomie lat 70. i 80. XX w. system bazujący na łączności radiowej; pozwala maszyniście (a w praktyce każdemu operatorowi krótkofalówki, który zna właściwą częstotliwość) wstrzymać na krótko ruch kolejowy w danej okolicy. Zdaniem kolejarzy, ta prostota wielokrotnie ocaliła życie pasażerów; jest też jednak słabym punktem systemu – według portalu „Rynek Kolejowy” w Polsce co roku notuje się średnio 567 włamań do niego. „Radio-Stopem” nie da się kontrolować ruchu pociągów – jest on raczej odpowiednikiem hamulca ręcznego w wagonie, którego może użyć każdy pasażer kolei.
Pułkownik Grzegorz Małecki, były szef Agencji Wywiadu, mówi „Tygodnikowi”, że rosyjski wywiad może obecnie testować reakcję polskich służb, a także wypróbowywać nietypowe sposoby działania [patrz rozmowa obok]. Po wydaleniu z Polski w 2022 r. kilkudziesięciu rosyjskich dyplomatów, którym Warszawa zarzucała działalność szpiegowską, Rosja nie może już polegać na swojej rezydenturze – i niemal na pewno szuka nowych metod.
Należałaby do nich wspomniana grupa „szpiegów-amatorów” – w większości młodych uchodźców z Ukrainy – których GRU miało w Polsce zwerbować w sieci społecznościowej Telegram pod pozorem ogłoszeń o pracę. Zrazu chodziło o wywieszanie niewinnych plakatów, potem o dystrybucję prorosyjskiej propagandy. Ostatecznie, według cytowanego przez „The Washington Post” anonimowego funkcjonariusza ABW, rekruci mieli w marcu otrzymywać polecenia podpaleń, a nawet zabójstwa. Za większością członków grupy stały prawdopodobnie motywacje finansowe, a nie ideologiczne. Rekrutów podzielono na komórki, z których każda miała własnego oficera prowadzącego; jej członkowie nie wiedzieli o sobie nawzajem do momentu, gdy nie stawało się to konieczne. Spisek miał zostać ostatecznie rozpracowany dzięki sygnałowi od obywatela, który zauważył podejrzaną kamerę na drzewie w pobliżu linii kolejowej; grupę rozbito wiosną, gdy jej członkowie zaczęli otrzymywać polecenia wykolejenia składów z bronią jadących w stronę Ukrainy. Służby aresztowały 12 Ukraińców, jednego Rosjanina i trzech obywateli Białorusi.
Nielegałowie są wśród nas. Rozmowa z byłym szefem Służby Wywiadu Wojskowego
Wzmożenie aktywności grupy na początku roku zbiegło się w czasie z ukraińskimi przygotowaniami do kontrofensywy na froncie oraz wzrostem natężenia tranzytu broni przez Polskę. Wzrostem tak dużym, że obciążone wcześniej lotnisko w Rzeszowie-Jasionce stało się drugoplanowanym hubem – duża część zachodniego sprzętu wojskowego trafia już na naszą wschodnią granicę właśnie koleją.
W ciągu ostatnich 16 miesięcy dostarczono do Ukrainy ok. 150 tys. ton broni i amunicji – 80 proc. transportu odbywa się przez Polskę. Patrząc na to z tej perspektywy, można więc powiedzieć, iż dużym sukcesem polskich i zachodnich służb jest to, że dotąd nie doszło (a w każdym razie nie wie o tym opinia publiczna) do żadnego poważnego rosyjskiego sabotażu. „Jest dla mnie zdumiewające, że minęło 18 miesięcy wojny, a oni [Rosjanie] nie byli w stanie zniszczyć ani jednego konwoju czy pociągu. Żaden ruchomy cel nie został trafiony” – mówił „The Washington Post” gen. Ben Hodges, były dowódca armii amerykańskiej w Europie. Poufne analizy wywiadu USA, do których dotarł dziennik już w lutym, ostrzegały, że wobec trudności działania „z otwartą przyłbicą” na terytorium NATO Rosja może uciec się do metod, które będzie trudno przypisać jej służbom.
Putin szykuje wybory. Wiadomo, kto ma zwyciężyć
Nic z tego nie powinno być dla polskiego kontrwywiadu zaskoczeniem. Co więcej, byłoby dziwne, gdyby poza „szpiegami-amatorami” Kreml nie wypróbowywałby obecnie w Polsce innych metod, nie budował bardziej trwałych struktur, obliczonych na działanie przez wiele lat. Mimo nowych technologii elementarz szpiegostwa nie zmienia się przecież od dekad.