Co lepi Paulo Sousa

Wiemy to od niemal pół wieku, czyli aż za dobrze: remis z Anglikami jest prawie jak wygrana. Ale w naszym dzisiejszym świętowaniu chodzi o coś więcej niż korzystny wynik w meczu z arcyrywalem.

09.09.2021

Czyta się kilka minut

Damian Szymański strzela wyrównującą bramkę w meczu Polska-Anglia, Warszawa, 8 września 2021 r. / Fot. Andrzej Iwańczuk / Reporter / East News /
Damian Szymański strzela wyrównującą bramkę w meczu Polska-Anglia, Warszawa, 8 września 2021 r. / Fot. Andrzej Iwańczuk / Reporter / East News /

Ależ to smakuje. Wyrównanie w doliczonym czasie gry, to jasne. Wyrównanie po akcji, w której wykorzystuje się błąd w ustawieniu rywala, gubi się krycie, oddaje tak zwany strzał rozpaczy, dopada jako pierwszy do zablokowanej piłki, dośrodkowuje ją słabszą teoretycznie nogą (czy Lewandowski ma w ogóle coś słabszego?) na głowę wbiegającego między przeciwników kolegi. Fakt, że to wyrównanie jest efektem trwającej już kilka minut dominacji. Fakt, że po stracie gola nikt nie ma zamiaru spuścić głowy. Fakt, że trener dokonuje dobrych zmian (bramkę dla Polski zdobył jeden z rezerwowych, w dodatku taki, którego obecność na boisku wcale nie była oczywista, a powołany został w ostatniej chwili, już po tym, jak reprezentację dotknęła plaga kontuzji). Że jego podopieczni nie boją się ryzykować pojedynków jeden na jeden, brać odpowiedzialność za trudniejsze podanie czy dalszy przerzut. Że agresywnie doskakują do rywala. Że po wygraniu drugiej piłki zagrywają ją do przodu. Że się ze sobą komunikują. Że po stracie potrafią się wzajemnie asekurować. Że - mówiąc to najkrócej i najprościej - od pierwszej minuty sprawiają wrażenie takich, którzy nie tylko wiedzą, co mają robić, ale i wierzą, że to ma sens. Że sprawiają wrażenie takich, których cieszy możliwość rozegrania jakiejś kilkupodaniowej akcji (zgoda: czasami obliczonej na faul rywala), a nie tylko wyjścia z kontrą jak to drzewiej bywało. Że ich lider pracuje dla drużyny, a drużyna dla lidera. Że w ogóle jest to drużyna, czyli organizm, w którym wypadnięcie kluczowych zawodników (zdrowi Klich i Zieliński byliby przecież pewniakami na mecz z Anglią, przed którym liczba kontuzjowanych kadrowiczów doszła do dwucyfrowej) nie oznacza paraliżu. Że Polacy w końcu wiedzą, co to pressing, że wytrzymują kondycyjnie trud biegania za szybkimi rywalami albo że nie muszą wcale biegać tak dużo, bo podchodząc wyżej potrafią zminimalizować zagrożenie w inny sposób. Pierwszy strzał Anglików padł dopiero w 53. minucie, pamiętajmy.

Jasne, można by tę historię opowiedzieć z perspektywy Anglików. Przyjechali po remis i remis osiągnęli, najtrudniejsze już za nimi, są jedną nogą w finałach mistrzostw świata. Owszem: po golu Kane’a mogli być już pewni awansu, ale co się odwlecze to nie uciecze. W wielkim turnieju na tych parę minut rozluźnienia w samej końcówce spotkania, kiedy to dali się zepchnąć przed własne pole karne, z pewnością by sobie nie pozwolili, ale to przecież tylko te długie i męczące eliminacje. A poza tym ich rywal grał ostro, kopał po nogach i szczypał po policzkach, nie mówiąc już o buczeniu przy hymnie i podczas przedmeczowego przyklęknięcia. Z angielskiej perspektywy pozytywów wciąż było całkiem sporo: środkowi obrońcy radzący sobie (poza jednym momentem gapiostwa) z najlepszym napastnikiem świata, dobrze wkomponowany w drużynę, świetnie współpracujący z Sterlingiem czy Shawem Grealish, uważny Rice, no i ten strzał Harry’ego Kane’a… Ani się obejrzymy, a napastnik Tottenhamu stanie się najlepszym strzelcem w dziejach swego kraju.


Czytaj także: Michał Okoński: Skarb kibica


Jasne, naprawdę świetnie Polacy grali przez pierwszych dwadzieścia minut. To wtedy nie tylko imponowali pressingiem, podchodzili wysoko (Krychowiak!), notowali kolejne przechwyty, ale i potrafili uruchomić celnym podaniem Lewandowskiego, który radził sobie nawet z dwoma-trzema rywalami. Jasne, druga połowa przebiegała już zdecydowanie pod dyktando gości, a dystans między polskimi formacjami zrobił się stanowczo zbyt duży. Z drugiej strony jednak wspominam teraz te wszystkie rajdy Puchacza, odbiory Modera, podania Linetty’ego, pojedynki Krychowiaka czy Glika, czujność Bednarka i Dawidowicza - to wszystko, co działo się obok i za plecami Lewandowskiego - i zwyczajnie cieszę się, że nie poszły na marne.

Wiele się w ostatnich tygodniach mówiło, że nad głową Paulo Sousy po zmianie prezesa PZPN zawisł miecz, a Cezary Kulesza stał się niczym Dionizjusz Starszy. Że Portugalczyka zastąpi Stanisław Czerczesow, a może Czesław Michniewicz - i że stanie się to nawet pomimo faktu, że po mistrzostwach Europy reprezentanci Polski jasno deklarowali wiarę w sens dalszej wspólnej pracy z tym selekcjonerem. Każdy kolejny mecz dostarczał argumentów i zwolennikom, i przeciwnikom Sousy: momenty były, zamysł było widać, ale zbyt często rujnowały go irytujące błędy w obronie. Polska traciła i traci bramki. Polska dawała się przechytrzyć, co bolało szczególnie w ostatnim meczu mistrzostw Europy, ze Szwedami. Ba, jeszcze tydzień temu Polska sprawiła, że Albańczycy - mimo porażki - wyglądali na zespół piłkarsko ciekawszy. Teraz jednak Polska zremisowała z Anglią, wicemistrzem Europy, rywalem z historycznych powodów uznawanym nad Wisłą za jednego z najważniejszych, rywalem z pewnością najsilniejszym w grupie. Co ważniejsze - i co każe przypomnieć także o meczu z Hiszpanami na Euro - zremisowała po prostu grając nowoczesną piłkę i pokazując, że granie nowoczesnej piłki ma sens. W sumie to chyba właśnie to smakuje najbardziej, że remisując z Anglikami reprezentacja Polski kupiła czas swojemu selekcjonerowi. I dobrze, bo jego piłkarski projekt wydaje się zrobiony z jakiejś lepszej gliny niż nadwiślańska.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, redaktor wydań specjalnych i publicysta działu krajowego „Tygodnika Powszechnego”, specjalizuje się w pisaniu o piłce nożnej i o stosunkach polsko-żydowskich, a także w wywiadzie prasowym. W redakcji od 1991 roku, był m.in. (do 2015 r.) zastępcą… więcej