Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Wszystko zależy od szczegółów – tak polscy eksperci komentują propozycję globalnej minimalnej stawki CIT, którą podczas ostatniego szczytu G7 zgłosiły USA. Na razie nie wiadomo, czy np. owe 15 proc. miałoby być stawką nominalną czy efektywną. Tym większe zdziwienie budzi więc alarmistyczny ton, z jakim eksperci do spraw podatków krytykują potencjalną zmianę. Czy faktycznie może ona pozbawić polską gospodarkę zastrzyku inwestycji?
Obecnie firmy mogą zakładać oddziały w krajach, które mają niskie stawki CIT i parkować tam zyski. W ten sposób miliony zarobione na sprzedaży w Polsce można zgłosić jako dochód w oddziale zarejestrowanym np. na Bermudach, gdzie nie ma podatku od osób prawnych. Polski fiskus może się obejść tylko smakiem, mimo że nominalna stawka CIT wynosi u nas 19 proc. Po wejściu w życie zaproponowanych zmian cała kwota wypracowana w Polsce byłaby objęta w kraju 15-procentowym podatkiem (gdyby sprzedaż zadeklarowano w kraju z np. 5-procentową stawką CIT, nasz fiskus mógłby pobrać od niej dodatkowo 10 proc.).
Komentarze ekspertów lekceważą fakt, że ujednolicenie CIT sprawi, iż poziom opodatkowania stanie się niejako neutralny z punktu widzenia prowadzenia biznesu. Polska nie ma zresztą najniższych stawek w regionie, mniej każą sobie płacić m.in. Węgry i Litwa. Jeśli mimo wszystko zagraniczne firmy lokują u nas inwestycje, to znaczy, że w ocenie ich atrakcyjności już teraz nie kierują się głównie parametrami fiskalnymi. Przeciwnie: wiele badań (m.in. Roberta Lucasa z 1990 r.) pokazuje, że o atrakcyjności danego kraju dla inwestorów decyduje przede wszystkim poziom rozwoju jego infrastruktury i stabilność struktur państwowych.
Polski budżet traci przez unikanie podatku CIT ok. 9 mld zł rocznie. To pieniądze, które mogłyby pracować właśnie na rzecz poprawy jakości państwa. ©℗