Cierpliwość pątnika

Turystyka pielgrzymkowa w polskim wydaniu skażona jest tymi samymi błędami, co "świeckie wycieczki autokarowe. Z cwaniackim zacięciem, jak najszybciej, jak najtaniej, jakoś to będzie.

01.08.2007

Czyta się kilka minut

 /
/

Po tym, jak autokar z wiernymi z diecezji szczecińsko-kamieńskiej spadł w przepaść, klienci biur turystycznych dopytują się o każdy szczegół wykupionych podróży autokarowych. W rybnickim biurze San Antonio pracownicy musieli dziesiątki razy odpowiadać na pytania o wiek kierowców, markę i rocznik autokaru. Zdarzały się wyzwiska, z wyjazdu zrezygnowała jedna osoba.

W Orlando Travel, które organizowało tragiczny wyjazd do La Salette, telefony inne: z całego kraju dzwonią księża i dawni klienci z wyrazami wsparcia, podnoszą na duchu, mówią "Jesteście najlepsi, modlimy się za nich i za was".

Setkom artykułów w gazetach, programom telewizyjnym, spekulacjom, śledztwu, łzom rodzin tych, co wyjechali do La Salette, z uwagą przyglądają się piloci wycieczek i kierowcy. Część nie chce występować pod nazwiskiem - czasy są trudne i zbyt długi język może zaszkodzić w kolejnym wyjeździe albo zepsuć kontakty w biurach turystycznych.

Nie chcemy oszukiwać

- Pielgrzym to specyficzny rodzaj turysty. Są ludzie, dla których pielgrzymka autokarowa do Rzymu jest podróżą życia - tłumaczy specyfikę pracy Jolanta Potempa, kierowniczka Duszpasterstwa Pielgrzymkowego w Katowicach. Od sześciu lat spotyka się z ludźmi, którzy odejmują sobie jedzenie od ust, żeby odłożyć pieniądze, wsiąść w autokar i zobaczyć Watykan. Wbrew prognozom, liczba polskich wyjazdów do Rzymu po śmierci Jana Pawła II nie zaczęła maleć. Wcześniej jeździli modlić się wspólnie z polskim papieżem, teraz klęczą przy jego grobie. Często są to mało zamożni, bardzo religijni ludzie. W podróż biorą własny prowiant, piloci opowiadają, że kiedy pielgrzymów nachodzi pierwszy głód, autokary napełniają się zapachem kiszonych ogórków, jajek na twardo i konserw.

Jolanta Potempa jeździ do śląskich parafii, które zamierzają zorganizować pielgrzymkę. Często siada naprzeciwko starszych osób, które przez pięć czy więcej lat z każdego odcinka renty albo emerytury odkładały coś na podróż życia. Słucha cierpliwie życzeń, możliwości finansowych, marzeń księdza organizatora.

A potem, cóż, potem zdarza się, że musi powiedzieć: szanowni państwo, poczekajcie jeszcze rok, może dwa, odłóżcie nieco więcej i wtedy się spotkajmy. Tak będzie lepiej i bezpieczniej. Za pieniądze, które teraz posiadacie, nasze Duszpasterstwo pielgrzymki nie zorganizuje.

Potempa: - To często trudne rozmowy, ale tłumaczę, że kieruje mną szacunek dla tych ludzi i odpowiedzialność za ich bezpieczeństwo. I jeszcze jedno: że nie chcemy ich oszukiwać.

Z Polski do Bari non stop

Anna, pilotka z dużego miasta na południu Polski, próbowała po studiach odnaleźć się w branży turystycznej. Jeździła głównie do Włoch i Francji, często z pielgrzymkami. Wykształcona, spokojna i elokwentna, nie kojarzy się z typem rozćwierkanej pilotki, która sypie anegdotami i błyskawicznie się zaprzyjaźnia. W autobusie brak dystansu może oznaczać, że grupa będzie sprawiać problemy. Nie wspominając o kierowcach, z których część traktuje młode pilotki jako wymarzony obiekt zalotów.

Anna: - Jak przychodzi do biura ksiądz i mówi, że chce zorganizować pielgrzymkę dla parafian, jak najdłuższą i jak najtańszą, niektóre biura rzeczywiście odmawiają. Ale nieliczne, bo konkurencja ogromna. A ksiądz to klient poważny, ma dojście do setek osób. Więc się taką grupę bierze, obiecuje złote góry, a potem, już w podróży, wykreśla z planu kolejne punkty.

Na 3,5 tys. zarejestrowanych biur turystycznych w Polsce, biura pielgrzymkowe stanowią prawie jedną trzecią. Ich oferta, poza wyjątkami, szczególnie sie od siebie nie różni. Prześcigają się jedynie w wysokości cen za obiecywane usługi.

I tak za dziesięciodniową pielgrzymkę autokarową do Włoch można zapłacić od 790 zł (np. w Orlando Travel, które organizowało wyjazd do La Salette) do ok. 2,2 tys. zł (np. w Duszpasterstwie Pielgrzymkowym Archidiecezji Katowickiej).

To ceny dla klientów indywidualnych. W przypadku zorganizowanych grup kwotę ustala się w zależności od ilości osób oraz jakości usług. Często jest tak, że to lider grupy narzuca limit. Najczęściej liderem jest ksiądz.

- Księża czasem obiecują parafianom za pół darmo przyzwoite hotele, dobre wyżywienie i luksusowy autokar - tłumaczy Marcin, właściciel biura pielgrzymkowego z Górnego Śląska. - Tymczasem niska cena wyklucza wysoką jakość. Budżet w wysokości 1,1 tys. zł na osobę na ośmiodniowy wyjazd do Włoch czy Francji oznacza balansowanie na granicy opłacalności.

Urszula Żach prowadzi biuro pielgrzymkowe od 1993 r. Dziesięciodniowy wyjazd do Włoch kosztuje u niej ponad 1,8 tys. zł. - Jeśli pielgrzymi chcą wjechać do Florencji i Rzymu, spać w porządnych hotelach i jechać przyzwoitym autokarem, cena nie może być niższa - tłumaczy.

Zdarzyło jej się odmówić. - Organizator naciskał, żeby jechać non stop na trasie z Polski do Bari, następnie promem do Aten, bez wykupienia miejsc leżących dla grupy i kierowców - opowiada.

Zlecenie przyjęła inna firma.

Krajową zamiast autostrady

Trzeba więc ciąć koszty.

Biuro Anny i wynajęty przewoźnik, cięli koszty następująco: Luksusowy autokar, zamiast zapowiadanej klimatyzacji, zazwyczaj miał nawiew. Dwóch kierowców ustawiało tachograf tak, jakby jechał z nimi trzeci kolega, dzięki czemu mogli jechać nawet dziewięć godzin dłużej bez przerwy. W razie zatrzymania przez policję mówili, że kolega właśnie wysiadł i czeka na ich powrót w motelu.

Anna widziała, jak kierowcy przesiadali się w trakcie jazdy, żeby nie zatrzymywać autobusu.

Jak najmniej przystanków, jak najmniej noclegów. - To się łatwo da zrobić. Jak jeden kieruje, to zmiennik idzie do szlafkabiny, takiej kapsuły - tłumaczy Jacek Bednarski, który na zagranicznych trasach spędził 18 lat. Jeśli kapsuła jest przed przednią osią, jak w Neoplanach, daje komfort, bo jest wyciszona. Większość autokarów ma ją jednak z tyłu, przy silniku.

W Asyżu pilot informował, że parking jest zamknięty i trzeba wysiąść przy ruchliwej ulicy. Autobus stawał na światłach awaryjnych przy krawężniku, pielgrzymi, niektórzy w podeszłym wieku, przechodzili na przełaj. 50 euro za parking mniej.

W Wenecji pielgrzymi słyszeli, że do miasta wjazdu nie ma. Autokar jedzie na dalekie obrzeża, pielgrzymi wsiadają na łódź (półtorej godziny morzem), nie trzeba płacić za parking i 160 euro tzw. wjazdówki - opłaty dla samochodów ustanowionej przez największe włoskie miasta.

W Rzymie pilot informował o zakazie wjazdu do centrum. Kierowca na tzw. checkpoincie wykupywał najtańszą wjazdówkę, na najbliższym parkingu zatrzymywał się na kwadrans (bo darmowo), dalej 50-osobowa grupa jechała z obrzeży do centrum metrem. O tej niespodziance pielgrzymi dowiadywali się najczęściej w ostatniej chwili. Co prawda pozwolenie na rotację w obrębie murów rzymskich można otrzymać na co najmniej dziesięć dni przed planowanym wjazdem. Należy zwrócić się do włoskiego biura transportu Romotur, określając dokładną datę, planowany czas i trasę przejazdu przez Rzym. Dla biura wygodniej jest jednak, jeśli to pątnik wyciągnie euro na bilet metra ze swojej kieszeni.

Dociekliwi, którzy pytali, co w centrum robią autokary niemieckie, słyszeli, że Niemcy widocznie złamali prawo. W tym czasie kierowca parkował pod supermarketem, lub, jeżeli był bardziej zmyślny, objeżdżał miasto obwodnicą (im więcej kilometrów na liczniku, tym większy zarobek kierowcy).

Anna: - Zamiast autostrady można pojechać drogą krajową, zamiast dłuższej trasy wybrać krótszą, co w niektórych wypadkach oznacza niebezpieczeństwo, tak jak w La Salette. Proszę zrozumieć, w autobusie toczy się gra. Kierowca chce jechać jak najdłużej, a ja za każdy dodatkowy kilometr tracę 4 zł z pensji.

Jolanta Potempa: takich właśnie sytuacji unikamy. Powiem szczerze, ja się nawet nie chcę interesować tym, co robi konkurencja. Nie wolno w ten sposób oszukiwać ludzi.

Na opiece przewodnika też można zaoszczędzić. Tanie pielgrzymki wchodzą na teren Watykanu bez przewodnika, dzielą się na dziesięcioosobowe grupy (wtedy przewodnik nie jest wymagany), biorą ksera z encyklopedii lub albumów o historii sztuki, bądź też rolę przewodnika przejmuje pilot, co oznacza dla niego ryzyko wysokiego mandatu. Wszystko po to, by oszczędzić od 150 do 300 euro.

Miał prawo nie wiedzieć

Jacek Bednarski, katowicki kierowca z bujną czupryną, wąsem i ciągłym zapaleniem spojówek, nie widzi różnicy między grupami pielgrzymkowi a zwykłymi wycieczkami. Jego zmęczenie jest takie samo, pośpiech grup jest ten sam. Kiedyś pojechali przez całą Europę do Lourdes na dwie godziny. To taka sama zabawa jak wycieczki pod tytułem "Dziesięć krajów w dwanaście dni".

Już nie jeździ, po tym, jak przez niecałe dwa lata przejechali ze zmiennikiem 500 tys. km. Wysiadły mu oczy, żona dowoziła do firmy ubrania i jedzenie. Bednarski: - Tu jest większy problem niż oszczędzanie na groszach czy robienie pielgrzymów w balona. Tak teraz pracują polscy kierowcy. Na pielgrzymce, na liniach i na zwykłych wycieczkach. Część prysnęła za granicę, jak z tej firmy, co wiozła pielgrzymów z La Salette. Zostało trochę doświadczonych kierowców i kupa dzieci. Jak ja zaczynałem, to nie do pomyślenia było, żeby na taką trudną trasę jak pod Grenoble wypuszczać chłopaka, co ma rok prawo jazdy. A teraz przewoźnicy nie mają wyjścia. Chcą przeżyć, to zatrudniają za grosze chłopaków. Znam tamto miejsce i jestem pewien, że gdyby wtedy za kierownicą siedział stary kierowca, jakoś by uradził. Silnikiem hamować, drugim, trzecim hamulcem, w ostateczności wywrócić autobus na bok. Ale młody stracił głowę. Miał prawo nie wiedzieć. Zdarzyła się tragedia z pielgrzymami, ale mogliby to być równie dobrze zwykli wczasowicze, nie ma tu reguły. Wszędzie jadą po kosztach.

***

Anna rzuciła pracę w swoim biurze po tym, jak do autokaru przeznaczonego dla 45 podróżnych ksiądz przyprowadził dwóch pasażerów więcej i nie chciał słyszeć, że nie mogą jechać. Pojechali, Anna spędziła większość podróży na schodkach autobusu, z kilkoma tysiącami euro przyklejonymi do pleców. Biuro oszczędzało na międzynarodowych przelewach.

Ale i tak wyjazdy z pielgrzymami wspomina nie najgorzej. Pielgrzym zazwyczaj nie narzeka, nie dopomina się, nie pyta, czy to klimatyzacja, czy nawiew, dlaczego nie wjechali autokarem pod katedrę. Jak są kłopoty, ksiądz mówi do mikrofonu, że pielgrzymka to trud i trzeba się pomęczyć. Więc jeżdżą metrem po Rzymie, oglądani zza szyb klimatyzowanych autobusów przez zdziwionych turystów.

Anna: - A jak pojawiają się prawdziwe kłopoty, cały autobus zaczyna odmawiać różaniec. I wtedy jest tak, jakby ich nie było.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, reportażysta, pisarz, ekolog. Przez wiele lat w „Tygodniku Powszechnym”, obecnie redaktor naczelny krakowskiego oddziału „Gazety Wyborczej”. Laureat Nagrody im. Kapuścińskiego 2015. Za reportaż „Przez dotyk” otrzymał nagrodę w konkursie… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 31/2007