Ciało pamięci

O Mirosławie Bałce, którego prace prezentują prestiżowe muzea Londynu, Nowego Jorku czy Waszyngtonu, głośno ostatnio w polskich mediach. Czy jednak rzeczywiście rozumiemy jego twórczość? Czy nie chodzi tylko o leczenie naszych kompleksów?

25.01.2011

Czyta się kilka minut

Coś z tym nagłym poruszeniem wokół Bałki jest nie tak. Zastanawia różnica bibliograficzna: w języku polskim nie ma poważnej monografii tego artysty, lektura poświęconych mu obcojęzycznych prac zwraca uwagę nie tylko liczbą, ale i głębokością analizy. Zdumiewa fakt, iż rzeźbiarz praktycznie nie istnieje w naszej przestrzeni publicznej, choć jak niewielu innych rozumie metaforyzującą pamięć konkretnego miejsca. Ba, jego sztuka bierze się wprost z doświadczenia dzieciństwa, spędzonego w niewielkim miasteczku, pełnym tajemniczych cmentarzy, po których oprowadzał go ojciec kamieniarz.

Temperatura życia

Wyjątkiem jest praca "AUSCHWITZWIELICZKA", która przed dwoma laty stanęła w krakowskim Podgórzu, czemu zresztą towarzyszyła medialna przepychanka. Od niedawna jest we właściwym miejscu, na drodze prowadzącej z krakowskiego getta do Fabryki Schindlera, w której znalazło siedzibę muzeum poświęcone dziejom miasta w okresie okupacji. Większość zwiedzających przechodzi przez tunel Bałki, w którym wycięte litery składają się na tytułowy napis - odwołanie do dwóch "obowiązkowych" miejsc przemysłu turystycznego. I być może dla wielu osób obiekt staje się swoistym memento, przypominającym o komercjalizacji pamięci. Praca prowokuje też do postawienia pytania o odpowiedzialność sztuki jako pamięci tej nośnika.

Ta nieobecność Bałki w przestrzeni polskich miast jest zaskakująca. Bałka jest też autorem pomnika, który stanął w Sztokholmie (1998), poświęconego ofiarom katastrofy promu "Estonia". Jego niezwykłość polega na tym, że obiekt utrzymywany jest przez cały czas w temperaturze ciała zdrowego człowieka. Jak wiadomo, najczęstszą przyczyną śmierci na morzu jest wyziębienie organizmu - tak było i w przypadku tej katastrofy. Pamięć zyskuje tu cielesny, dotykalny, niemal intymny wymiar. Szkoda, że nikt nie wpadł na pomysł, by zwrócić się do warszawskiego rzeźbiarza z prośbą, by pomyślał o materialnym upamiętnieniu katastrofy smoleńskiej.

Tu trzeba się zastanowić, czy obecność Mirosława Bałki w polskim dyskursie można uznać za "triumfalny powrót". Przypomnijmy, z jakim oddźwiękiem w pierwszej połowie lat 90. spotkał się w Polsce głos znanego amerykańskiego krytyka Petera Schjeldahla, który pisał o zerwaniu artysty z "polskim idiomem", co sprawia, że zyskał zainteresowanie zagranicznego odbiorcy. Miast zastanowić się, czy coś takiego jak "polski idiom" w ogóle istnieje, albo - jeśli tak - jakim podlegać może współcześnie modyfikacjom, artystę okrzyknięto niemal zdrajcą.

Wątpliwości budziło też w Polsce przejście artysty na początku lat 90. od sztuki figuratywnej do znaku abstrakcyjnego. A przecież nie było to żadne zerwanie; podobnie jak analiza własnego dzieciństwa czy zastawianie się najpierw nad relacjami z religią i Kościołem, by później zająć się problemem Zagłady. Wprost przeciwnie: twórczość Bałki jest niezwykle konsekwentna, nigdy też nie poddała się polityzacji, nie przerodziła się w publicystykę. Zachowała - nawet w najbardziej monumentalnych formach - wymiar indywidualny, intymny, kontemplacyjny. To zapis prywatnego doświadczenia czasu i miejsca, z którego buduje się pamięć.

"Ślad istnienia"

Student warszawskiej ASP, na obronę pracy dyplomowej w 1985 r. zaprosił komisję egzaminacyjną do opuszczonego domu w Żukowie. Z dala od instytucji akademickich, zaproponował "Pamiątkę Pierwszej Komunii". Dziś praca ta znajduje się w łódzkim ms?: widzimy zrobionego z cementu chłopca ubranego w komunijny garnitur, stojącego przy niewielkim stoliku, w którego blat wmontowana została autentyczna fotografia. Zadaniem widza było wbić szpilkę w serce wykonane z krawieckiej poduszki. To bardzo wieloznaczna rzeźba. Przywołuje na myśl "rytuały przejścia", zdaje się podsumowaniem dzieciństwa, a także rozliczeniem z religią. W 1998 r. artysta mówił: "bohaterem mojego dzieciństwa był św. Stanisław Kostka. Często miałem projekcje, jak klęka w błocie, przed figurą Matki Boskiej, i zastanawiałem się, dlaczego nie potrafiłem zdobyć się na taki sam gest. Myślałem o tym, gdy po lekcjach religii biegłem do domu, by zdążyć na »Świętego«, film z Rogerem Moorem".

W 1986 r. Mirosław Bałka wraz z Mirosławem Filonikiem i Markiem Kijewskim utworzyli grupę artystyczną "Neue Bieremiennost" - w kontrze zarówno do oficjalnego, PRL-owskiego obiegu sztuki, ale i do ruchu sztuki "przykościelnej". W tym czasie powstał "Św. Wojciech", "Kain", "Czarny Papież", a także "Chłopiec i Orzeł", odwołujący się do mitu o Ganimedesie porwanym przez Zeusa.

Przełomowe znaczenie miała dla twórczości artysty wystawa "Good God" w 1990 r. Miejsce figury zajęła tam forma zastępcza. Jaromir Jedliński pisał: "odtąd znaki, ślady, wymiary, temperatury, skrystalizowane substancje, zużyte materiały, czasem dźwięki, czasem wonie, zastąpiły reprezentację ciała. Ciało odeszło - pozostała cielesność". Podczas 45. Biennale Weneckiego (1993) rzeźbiarz pokazał intensywnie pachnący "Korytarz mydlany" i lastrykowe płyty podgrzane do temperatury ludzkiego ciała. Mydło to jeden z pierwszych i ostatnich przedmiotów, z którymi stykamy się w życiu: myje się ciało noworodka, ale i zmarłego.

Bałka zaczął tworzyć proste obiekty, dla których modułem stały się wymiary jego własnego ciała, stale też pojawiają się u niego odniesienia do własnej biografii. W 2001 r. w skali 1:1 odtworzył w Zachęcie bryłę rodzinnego domu w Otwocku. Jest w tych działaniach nieustanne zmaganie się z czasem, zderzenie ulotności z materialnością, próba zapamiętania, ocalenia poprzez "ślad istnienia", by użyć sformułowania Andy Rottenberg. Chętnie używa materiałów "z historią". Bywają to szpargały znalezione w rodzinnym domu, ale też pochodzące ze znaczących dla artysty miejsc, jak kolumna ułożona z parkietu zabranego z Galerii Foksal i ustawiona na wystawie w Zachęcie w 1999 r.

Czyściec

W tej chwili dwie - bardzo różne - wystawy Mirosława Bałki obejrzeć można w Madrycie i Warszawie. Trzecia otwiera się właśnie w Dublinie. Projekt hiszpański ma dwie odsłony: w klasztorze w Burgos pokazana została jedna z wczesnych prac artysty: "Czarny Papież i czarna owca". Aby ją zobaczyć, trzeba przejść przez próbę: zejść stromymi schodami do przedsionka, zauważyć klamkę zwisającą z sufitu, wreszcie - pokonać dziwny, budzący lęk obiekt, który okazuje się... częścią szafy. Dopiero po otwarciu jednych z drzwi wchodzimy do sali, gdzie zauważamy postać płaczącą (jak cudowne figurki i obrazy) rzęsistymi łzami. Co oznacza? Jest w tym przedstawieniu coś z historii o "koźle ofiarnym", pewien trop wskazuje też sam artysta, przypominając treść przepowiedni Nostradamusa, które krążyły po Polsce w latach 80.: oto ostatni władca na tronie świata, ten, po którym nastąpi Apokalipsa, ma być smutny - a nie mściwy.

W Museo Reina Sofía artysta wykreował zupełnie nową instalację. Inaczej mówiąc: uruchomił historię tego miejsca. Bo i tym razem zwiedzający musi pokonać drogę, która okazuje się próbą - być może nie do wytrzymania. Próbą, która zapisana jest w masywnym, kamiennym Edificio Sabatini, zbudowanym w XVIII wieku i używanym niegdyś jako szpital. W jego podziemiach przetrzymywano niegdyś chorych psychicznie. Tam właśnie musimy dotrzeć. Gdy zejdziemy już do lochu, zaatakuje nas najpierw widok zimnej, ponurej sali - niemal pustej, jeśli nie liczyć trzech "klatek" wypełnionych pianką. Słyszymy skowyt zza zamkniętych drzwi. Ten, kto odważy się pójść dalej, znajdzie się nagle w absolutnej ciemności, w której nie da się rozpoznać jakiegokolwiek kształtu i w której natychmiast traci się poczucie orientacji. Poczuje tylko na ciele zimne podmuchy wirującego powietrza. Czy to "Czyściec", jak sugeruje artysta? Lub może kolejny święty teatr, rytuał przejścia, inicjacji, w którym zaczynamy uczestniczyć? A jeśli tak - to ku czemu?

Strzępy rzeczywistości

Tymczasem w Zamku Ujazdowskim po raz pierwszy można oglądać tak obszerny wybór prac wideo Bałki, który po kamerę sięgnął w 1998 r. Można odnieść wrażenie, że ktoś rozsypał po salach prace artysty niczym wielką układankę, zaś zadaniem widza jest stworzyć ekspozycję dla siebie, za każdym razem od nowa.

Jeden wątek musi się jednak narzucić. Artysta rejestrował swoje pobyty w miejscach Zagłady. Ogląda je tu i teraz, nie rekonstruując przeszłości. W "Carrousel" (1999/2004) znajdujemy się w centrum obozu. Na czterech ścianach wyświetlane są widoki baraków. Obraz wiruje, zwalnia i przyspiesza. Zarysy budynków zaczynają się zacierać - jakbyśmy znaleźli się na karuzeli i z tej perspektywy obserwowali świat. W "Winterreise/Bambi" (2003) sarny szukają pożywienia, rozgrzebują śnieg między resztkami zabudowań Birkenau. Widać drut kolczasty, dawne strażnice. Panuje tu cisza, spokój. Gdyby nie świadomość miejsca, byłby to sielankowy pejzaż. Do tego tytuł, przywołujący słynne pieśni Schuberta, a zarazem film Disneya. Piękno i kicz mieszają się w tym szczególnym miejscu.

W filmie "B" (2006) widzimy jedynie fragment napisu na bramie głównej Auschwitz ze znaczącą, odwróconą literą "b" - znakiem protestu więźniów, ich cichym buntem. Jednocześnie słyszymy głosy młodych ludzi, pokrzykiwania, chichoty. To współcześni zwiedzający. Groza ulega zatarciu. W "I Knew It Had 4 In It" (2008) kamera pokazuje jedynie cyfrę "4", zbliża się do niej, cyfra chwilami zamienia się w znak krzyża, po chwili oddala. Ta minimalistyczna praca odwołuje się do pytania postawionego jednej z rozmówczyń w "Shoah" Lanzmanna: "Czy wie pani, ilu Żydów tam wymordowano? I w padającej na to odpowiedzi: "Coś cztery, czterysta tysięcy... czterdzieści tysięcy?".

Bałkę interesuje nie tyle przeszłość, ile forma pamiętania o niej. To, w jaki sposób przypomina ona o sobie, uobecnia się w teraźniejszości. Pokazuje, że zawsze mamy do czynienia z jej strzępami. Także filmy są jakby urywkami, wyimkami. W większości utrzymane są w czarno-białej kolorystyce, obraz bywa rozmyty, nieostry. To raczej cień rzeczywistości niż ona sama. Cienie nas zwodzą, oszukują, ale też na ich podstawie musimy budować sobie obraz świata.

***

Wystawę na Zamku Ujazdowskim zatytułowano "Fragment". Można to odebrać jako przejaw skromności. Wszak pokazano jedynie wyimek z twórczości artysty. Ale tytuł można też odnieść do całej twórczości Bałki, który ujawnia jedynie fragmenty, ślady, pojedyncze widoki. Niczym bohaterowie W.G. Sebalda skazani jesteśmy na to, by na podstawie fotografii czy strzępów rozmów odtwarzać rzeczywistość. Zawsze mamy do czynienia jedynie z fragmentem. A jednak, jak pisze Zygmunt Bauman, w przypadku Bałki mamy do czynienia z dziełem, "które zmusza nas do dostrzeżenia czegoś, co normalnie nam umyka, co zazwyczaj muskamy tylko przelotnie i w gruncie rzeczy staramy się przeoczyć".

Mirosław Bałka "Ctrl", Burgos, Abadio de Santo Bóvedas, Madryt, Museo Nacional Centro de Arte Reina Sofía, kurator: Lynne Cooke, wystawa czynna do 25 kwietnia.

Mirosław Bałka, "Fragment. Wideoprojekcje", Warszawa, Centrum Sztuki Współczesnej - Zamek Ujazdowski, kurator: Marek Goździewski, wystawa czynna do 3 kwietnia 2011 r.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, historyk i krytyk sztuki. Autorka książki „Sztetl. Śladami żydowskich miasteczek” (2005).
Krytyk sztuki, dziennikarz, redaktor, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Laureat Nagrody Krytyki Artystycznej im. Jerzego Stajudy za 2013 rok.

Artykuł pochodzi z numeru TP 05/2011