Ciało nie jest głupie

Nieczystość nie jest grzechem ciała, tylko duszy. Podobnie czystość nie jest atrybutem ciała czy seksu jako takiego. Czystość dotyczy naszego stosunku do człowieka. I tylko tego.
Rycina z oficyny Paula Fuersta (ok. 1635): "Siedem grzechów głównych" (pierwsza z prawej - Nieczystość) /
Rycina z oficyny Paula Fuersta (ok. 1635): "Siedem grzechów głównych" (pierwsza z prawej - Nieczystość) /

TYGODNIK POWSZECHNY: - Przygotowując się do tej rozmowy, próbowaliśmy przeprowadzić wśród znajomych ankietę. Pytaliśmy: czym jest nieczystość i jak się przejawia? Mało kto chciał na ten temat rozmawiać. Jest on zbyt intymny, czy raczej wymyka się werbalizacji?

WOJCIECH BONOWICZ: - Zauważmy, że słowa, którymi opisujemy pozostałe grzechy główne, nie należą wyłącznie do języka religijnego, lecz doskonale dają sobie radę w mowie potocznej. Ze słowem "nieczystość" sprawa ma się inaczej. Może stąd bierze się trudność mówienia o nieczystości, że trzeba równocześnie dotknąć w sobie sfery religijnej, nieraz bardziej intymnej niż sfera płci. Z drugiej strony - ponieważ nieczystość dotyczy właśnie sfery płci, zwyczajnie wstydzimy się o niej publicznie mówić.

- Może w takim razie nie jest z nami tak źle, skoro wciąż jesteśmy zdolni do wstydu?

- Wstydliwość ma dwa oblicza. Może stanowić rodzaj osłony czy maski, za którą człowiek chowa się, żeby uniknąć konfrontacji ze swoimi problemami. Człowiek nie mówi o czymś, bo boi się śmieszności, krytyki, braku akceptacji - i ten wstyd w pewnym stopniu pomaga mu odnajdywać się w relacjach społecznych, a jednocześnie odsuwa od niego konieczność stanięcia twarzą w twarz z problemem. Sfera spraw, o których "się nie mówi", jest jednak coraz mniejsza. I chyba dobrze. Np. jeszcze kilkanaście lat temu nikt by się nie odważył publicznie przyznać, że był w dzieciństwie molestowany, w związku z czym w społecznej świadomości w ogóle nie funkcjonował problem skutków tego zła.

Ale wstyd może też być wyrazem szacunku, troski o ochronę pewnej delikatnej rzeczywistości, której sami do końca nie rozumiemy, ale czujemy, że jest dla nas ważna.

Lęk

- Dlaczego słowo zapożyczone ze sfery estetycznej jest tak istotne dla naszej religijności i moralności? Czy nie ma tu ryzyka nadużyć?

- Pytanie, czy "nieczystość" rzeczywiście jest kategorią estetyczną? Współcześnie trochę tak ją odbieramy. Tymczasem ta kategoria dotyczy czegoś bardziej pierwotnego, wyrażanego najpierw poprzez rytuały. W Biblii, w Księdze Kapłańskiej, szczegółowe przepisy dotyczące konieczności oczyszczenia znajdują się tuż obok przepisów dotyczących składania ofiar. Ale poczucie skalania ciała i seksualności oraz związana z nim potrzeba oczyszczenia są oczywiście starsze niż Biblia. Ricoeur mówi, że to poczucie skalania jest preetyczne, czyli jest wcześniejsze od świadomości moralnej człowieka. Dlatego nie da się go sprowadzić ani do kategorii etycznych, ani estetycznych. Źródłem tego poczucia jest lęk, który budziła w człowieku jego własna cielesność. Szczególnie intrygowały go - i zarazem przerażały - rozmaite wydzieliny, zwłaszcza krew, wypływająca z rany czy podczas menstruacji. Krew jest znakiem życia, dlatego plama krwi, krew wylana to synonimy śmierci. Gdy do biblijnego Jakuba przychodzą jego synowie i przynoszą zakrwawioną koszulę Józefa, on od razu domyśla się śmierci swego syna. Z kolei u Sofoklesa jest scena, kiedy do Antygony przybiega strażnik z wiadomością, że wyrok na nią już zapadł i że zostanie żywcem zamurowana, "bo nie chcą rozlewać jej krwi". Tajemnica życia i śmierci wyrażana jest tu przez symbolikę krwi i splamienia. Podobny lęk budził - i budzi do dziś - poród. Byłem przy narodzinach dwóch moich synów. Młodszy nie spieszył się z wyjściem na świat, odczekał dwa tygodnie po terminie i kiedy w końcu się narodził, muszę przyznać, że nie był to widok przyjemny. Dawniej taki widok musiał szokować tym bardziej. Stąd rytuały oczyszczające dla położnicy i tych, którzy jej dotykali.

- Wspomnieliśmy o ryzyku manipulacji tym pojęciem, gdyż najłatwiej człowieka poniżyć i zdyskredytować, wmawiając mu, że jest "brudny". Antysemicka propaganda w hitlerowskich Niemczech o Żydach nie mówiła inaczej niż jako o "zawszonych"; z kolei nasza Młodzież Wszechpolska rozdawała uczestnikom Parady Równości mydło.

- Można dawać przykłady jeszcze mocniejsze: czystki etniczne, łaźnie z Cyklonem B, anus mundi, czyli obóz koncentracyjny jako "odbytnica świata", przez którą usuwany jest brud zanieczyszczający społeczny organizm - w tym wszystkim jest, przy całym zwyrodnieniu, odwołanie właśnie do tego pierwotnego lęku przed skalaniem. Z czasem bowiem do tego lęku dołączył lęk przed obcością.

Stało się tak dlatego, że w świat pierwotnej symboliki wkroczyła świadomość etyczna. Człowiek zaczął łączyć symbolikę plamy z jakimś złem. Jak działa to zło? Przede wszystkim plami, zostawia ślad. Co ciekawe, zostawia ślad z wierzchu, nie od środka. To myślenie było bardzo mocno zakorzenione: plami choroba, nieszczęście, upływ krwi. Wszystko to staje się znakiem jakiegoś zła. Właściwie dopiero Jezus dokonuje odwrócenia tej symboliki: można jeść "nieczyste" pokarmy, można dotknąć kobiety cierpiącej na krwotok, można wejść do domu poganina i się nie "ubrudzić". Do dziś jednak tkwią w nas irracjonalne lęki przed skalaniem, np. wskutek kontaktu z obcymi czy "naznaczonymi" (jak nosiciele HIV). Stąd też - niezależnie od rzeczywistych problemów, wynikających z różnic kulturowych - powszechny brak akceptacji dla małżeństw mieszanych religijnie czy rasowo.

Z drugiej strony poczucie skalania wskutek kontaktu ze złem nie musi być irracjonalne. Wyraźnie dochodzi ono do głosu np. w wojennych wierszach Baczyńskiego, który wiedział, o jaką sprawę walczy, a równocześnie czuł, że walka, zabijanie go brudzi.

- Wspomniałeś o kobiecie cierpiącej na krwotok, która dotknąwszy ukradkiem Jezusa, zostaje uzdrowiona. Gdy Jezus pyta: "Kto mnie dotknął?", uzdrowiona przeżywa lęk, bo wie, że złamała prawo - jako "nieczystej" nie wolno jej było nikogo dotykać. Tymczasem Jezus chwali jej wiarę.

- Jeżeli nie mamy świadomości, czym było wylewanie się krwi dla człowieka tamtej kultury, to ta ewangeliczna perykopa nie robi aż takiego wrażenia. Gdy zaś uzmysłowimy sobie, że utrata krwi to było naznaczenie śmiercią, jakimś przerażającym piętnem, zaczynamy zdawać sobie sprawę, jakiej rewolucji dokonał Jezus. Znaczenie symboli zostaje odwrócone: ciało i krew przestają być czymś, co brudzi, a stają się czymś, co zbawia. Chrystus wybiera krew i ciało jako znaki swojej zbawczej obecności. Z czasem chrześcijaństwo przełamuje także nieczystość etniczną i związaną ze spożywaniem posiłków. Św. Paweł w Liście do Tytusa powie: "Dla czystych wszystko jest czyste".

Grzech

- Jezus uwewnętrznia nieczystość, wskazuje na jej duchowy i moralny wymiar: kala nas jedynie grzech. "Co wychodzi z człowieka, to czyni go nieczystym. Z wnętrza bowiem, z serca ludzkiego pochodzą złe myśli, nierząd, kradzieże, zabójstwa, cudzołóstwa, chciwość, przewrotność, podstęp, wyuzdanie, zazdrość, obelgi, pycha, głupota". Dlatego "błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą".

- Słowa te wskazują, że nieczystość jest grzechem ducha, a nie ciała. Jeżeli ktoś ma czyste serce, to rozmaite jego przywiązania nie krępują go, żyje w wolności - także w stosunku do własnej cielesności. Dlatego na przykład Mistrz Eckhart wolał mówić o "wolnym sercu". Wolne, czyste serce to takie, które widzi w drugim to, co boskie.

- A co jest w człowieku boskiego?

- Właściwie można by zapytać: co nie jest? Chyba tylko grzech...

- Filozofowie chrześcijańscy dowodzili, że boska jest dusza, czyli rozum i wola, w przeciwieństwie do ciała i zmysłowości…

- To jest ta nieprzezwyciężalna skłonność, by dzielić człowieka na duszę i ciało. Przypominam sobie słowa ks. Tischnera: po Wcieleniu nie można już mówić, że ciało jest głupie - że jest czymś gorszym, co trzeba koniecznie przezwyciężyć. Wizja biblijna jest inna. Człowiek jest jednością. Z tego zresztą powodu Chrystusowe nauczanie o zmartwychwstaniu ciała było dla apostołów o wiele bardziej zrozumiałe niż dla Greków. Na areopagu Grecy mówili św. Pawłowi: "Posłuchamy cię innym razem", bo dla nich takie zmartwychwstanie to był powrót duszy do cielesnego więzienia. Gdy Kościół zaczął wyrażać swoją wiarę, zapożyczając pojęcia z filozofii greckiej, zaczął też mieć kłopoty z uchwyceniem jedności człowieka. I w zasadzie trzeba powiedzieć, że boryka się z tymi kłopotami do dziś.

- Czy dlatego dzisiaj nieczystość w nauce Kościoła i w naszym myśleniu kojarzy się prawie wyłącznie z seksualnością?

- Sądzę, że taki jest główny powód. Już Cyryl Jerozolimski w IV w. zauważył, że jeśli ktoś wierzy, iż ciało nie ma nic wspólnego z Bogiem, a dusza mieszka w jakimś obcym sobie naczyniu, to taki ktoś "chętnie posłuży się tym ciałem do nieczystości".

- Czy można wskazać na sytuacje czy fenomeny czystości albo nieczystości doświadczane w naszym codziennym życiu?

- Dla mnie takim zetknięciem z czystością jest przede wszystkim doświadczenie rodzicielstwa. Małe dziecko jest czyste w swoich zachowaniach; dopiero z czasem zaczyna się "brudzić", i to na ogół, niestety, wskutek wychowywania... Uwielbiam patrzeć, jak małe dziecko śpi. Wydaje mi się wtedy, że jego sen usprawiedliwia istnienie świata. A przecież to nie ma nic wspólnego ze sferą seksualną.

- Na czym ta czystość zatem polega?

- Na paradoksie "niewinnej interesowności". Kiedy dziecko pojawia się na świecie, z początku ma wyłącznie interesy do załatwienia. Głównym interesem jest oczywiście poczucie bezpieczeństwa. Dziecko jest całkowicie uzależnione od dorosłych, a jednocześnie samo całkowicie ich od siebie uzależnia. W tym wszystkim jest zupełnie niewinne: przyjmuje nas takich, jakimi jesteśmy, akceptuje wszystko, co mu z siebie dajemy. W tym sensie ma czyste serce - w nas, rodzicach, widzi Boga.

- Czy to działa także w drugą stronę: patrząc, jak śpi, dając siebie dziecku, stajemy się bardziej czyści?

- Jest taki piękny wiersz Jacka Podsiadły o byciu Mikołajem, zaczynający się od słów: "Kładąc Dawidowi pod poduszkę prezenty / po pierwsze, niespodziewanie jestem kimś świętym...". Rzeczywiście, czasem ku swojemu zdumieniu odkrywamy, że dzięki dziecku jesteśmy lepsi, niż się nam wydawało.

Nagość

Natomiast przykładem doświadczenia czystości związanego ze sferą seksualną może chyba być moment pierwszego odkrycia kobiety, pierwszego spojrzenia na jej nagość (mówię to oczywiście z męskiej perspektywy). Jest w tym niesłychana wzniosłość, pod warunkiem, że dzieje się to w miłości, a nie z przypadku czy przymusu.

- "Ta, która tylko przede mną objawia się jako kobieta" - mówił o żonie Petrarka...

- Mężczyźni na ogół bardzo długo noszą też w pamięci pierwsze zdjęcie nagiej kobiety czy pierwszy film erotyczny, jaki zobaczyli. Widocznie takie obrazy znajdują w męskiej świadomości niezwykle podatny grunt. Czasem myślę, że w sumie nie był to głupi pomysł, by przez tyle wieków mierzyć się z tą rzeczywistością za pomocą rozmaitych zakazów. Choć to, oczywiście, bardzo bolało i powodowało szereg dramatów. Może jednak w tej walce, w tym zmaganiu, ukształtował się jakiś nasz szczególny ethos - szereg kategorii, bez których etyka nie byłaby możliwa.

- Wróćmy jeszcze do czasów dawniejszych: w starożytności także aktywność seksualna objęta była rytuałem, np. bachanalia. Jakie to miało znaczenie?

- W rytuałach orgiastycznych krzyżowały się dwa motywy: z jednej strony lęk przed ciałem i śmiercią, o którym wspominałem, a z drugiej - fascynacja płciowością, która przecież dawała życie; przetrwanie każdej wspólnoty zależało od jej witalności. Zresztą kult witalności, płodności był czymś długotrwałym. Jeszcze sto lat temu na wsiach w niektórych regionach Polski po zaoranym i zasianym polu tarzano kobiety. Dlaczego? To pozostałość o wiele dawniejszego zwyczaju, który nakazywał wiosną na polach uprawiać seks, aby zapewnić ziemi płodność.

- Bachanalia, pomijając perwersje, są nam kulturowo i etycznie obce...

- Niekoniecznie. Znalazły one później przedłużenie w karnawale, który stał się częścią naszej kultury. Dziś to się trochę zatarło, bo "karnawał" odbywa się co tydzień: w sobotnich dyskotekach dokonuje się jakieś rytualne "oczyszczenie", którego efekty bywają nieraz opłakane... Niemniej jakiś rys w naszej świadomości pozostał. W głośnym filmie "Matrix" jest taka scena: ludzie żyjący w podziemiach w lęku przed prześladującymi ich maszynami uczestniczą w czymś, co wygląda jak połączenie dyskoteki i nabożeństwa. Wspólny taniec poprzedza płomienna, natchniona mowa przywódcy - Morfeusza. To święto ciał ma zdjąć z nich lęk przed czekającą ich nierówną walką.

- Jezus jednak wyraźnie wiąże aktywność seksualną z małżeństwem, przypominając przykazanie "nie cudzołóż", które stoi na straży czystości.

- Nie wiem, czy w ten sposób nie mieszamy dwóch nieco różnych spraw. Przykazania szóste i dziewiąte stoją na straży nie tyle czystości, co instytucji małżeństwa. Można być seksualnie czystym i zarazem niewiernym. Ktoś może porzucić żonę czy męża, i w tym sensie zdradzić, a zarazem z nikim innym się nie związać. Historia instytucji małżeństwa - bogata przecież - jest zarazem historią prób wpisania sfery płci w inne sfery życia: własności, władzy, dziedziczenia, porządku społecznego... Grzech cudzołóstwa to pierwotnie grzech przeciw własności. Dzisiaj kojarzymy instytucję małżeństwa z miłością, i słusznie, ale trzeba pamiętać, że to także są nieco odmienne porządki. Mimo wszystko Księga Pieśni nad Pieśniami, w tak niezwykły sposób opiewająca ludzką miłość, jest wyjątkową księgą Biblii i - jak wiadomo - z dużymi oporami trafiła do kanonu.

Nadmiar

- Na czym zatem polega seksualna nieczystość w małżeństwie?

- Dzisiaj byśmy odpowiedzieli, że na egoi­zmie i wynikającym z niego przedmiotowym potraktowaniu drugiej osoby: on nie jest ważny jako on, i ona nie jest ważna jako ona. Ważna jest jej czy jego seksualność, z której mogę korzystać, jak mi się podoba. Brak wówczas głębszej więzi osobowej, jest tylko wzajemne lub jednostronne używanie. Zauważmy, że cały system społeczno--etycznej regulacji sfery seksualnej opiera się na przekonaniu, że pojedynczy człowiek ze swoją seksualnością sobie nie poradzi: jego możliwości seksualne są większe niż to, czego oczekuje od niego dana społeczność. Gdybyśmy w tej dziedzinie "poszli na żywioł", społeczne skutki byłyby opłakane. To widoczne jest nawet w języku: "rozpusta", "nierząd" czy "rozwiązłość" oznacza brak hamulców, rozerwanie istniejących więzi, chaos.

Z drugiej strony doświadczamy tego, że miłość fizyczna musi być trochę egoistyczna, że po prostu nie da się jej uwolnić od pożądania. Byłoby to zakwestionowaniem jej natury. W miłości fizycznej jest pragnienie zawładnięcia drugim i nawet może się pojawić pewien element przemocy, naturalnie nie patologicznej. Miłość ta nie musi też wcale być piękna, w sensie idealnej harmonii ciał, dźwięków, działania - o co innego tu chodzi. Krzysztof Michalski w drukowanym na tych łamach eseju "Wieczna Miłość" wskazywał, że zawiesza ona jakby wszelkie kategorie funkcjonujące w naszym świecie: etyczne, estetyczne, a nawet egzystencjalne. Zbliża się do doznania, które jest bardzo blisko śmierci, zgubienia własnego "ja". Oczywiste jest więc, że takie doświadczenie musi budzić lęk. Dawniej ten lęk łagodzono rytuałem czy surowym obyczajem, a dzisiaj w pewnym sensie zostaliśmy z nim sami. Sami musimy sobie znaleźć własne rytuały. Czy miłość fizyczna jest czysta, czy nieczysta - o tym decyduje coś, co nie tkwi w niej samej. Decyduje cały jej kontekst. W chrześcijaństwie ten kontekst tworzy wcielenie Boga - ze wszystkimi jego konsekwencjami.

- Czy nie dlatego najlepszym dla niej miejscem jest właśnie małżeństwo - decyzja bycia ze sobą na stałe w wielu ważnych wymiarach życia? Jeśli przebywam z bliską mi osobą 24 godziny na dobę, jeśli razem staramy się projektować nasze życie, to trudno mi ją potraktować przedmiotowo, nawet w porywie największej namiętności.

- Zapewne. Ale chcę też zwrócić uwagę, że wokół seksu skupia się dziś wiele spraw, które do jego istoty tak naprawdę nie należą: problem wolności człowieka, jego autoekspresji, władzy, miejsca w społeczeństwie, leczenia rozmaitych kompleksów. To wszystko wchodzi w seks, choć nie jest i nie ma być jego treścią. Jego treścią jest przecięcie na chwilę przyczynowo-skutkowego łańcucha zdarzeń i wyrwanie się z tej rzeczywistości, a zarazem - otwarcie się na życie, cokolwiek miałoby to znaczyć.

- Jak zatem chronić czystość?

- Już mówiliśmy, że nieczystość nie jest grzechem ciała, tylko duszy. Podobnie czystość nie jest atrybutem ciała czy seksu jako takiego. Czystość dotyczy naszego stosunku do człowieka, i tylko tego. Dlatego ochrona czystości to troska o nasze relacje. W języku religijnym powiedzielibyśmy: troska o to, by widzieć w innym Boga. To pewnie was nie zadowoli, ale czystość to po prostu miłość.

Wojciech Bonowicz (ur. 1967) jest redaktorem wydawnictwa Znak i stałym współpracownikiem "TP". Opublikował m.in. biografię ks. Józefa Tischnera, rozmowę-rzekę z Janiną Ochojską i kilka tomów poezji.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 15/2006