Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Nasza kultura jest bowiem kulturą obrazu i słowa mówionego. Najlepszym przykładem połączenia jednego z drugim jest telewizja, która idzie od rana do wieczora, mimo że nikt jej w domu nie słucha. Ale tak jest lepiej, bo telewizja zagłusza milczenie. Kiedy słuchamy czasem rozmów, jakie ludzie prowadzą w sklepach czy innych miejscach publicznych, zdumiewamy się, że można mówić o tak błahych sprawach lub powtarzać to samo dziesiątki razy. Gdyż ludzie wolą mówić, niż milczeć. Czasami nawet wydaje im się, że milczenie jest niegrzeczne, że należy mówić. Kiedy indziej mówią, bo tak jest im łatwiej, i mówią cokolwiek. W pewnym wieku człowiek nabiera zdecydowanej niechęci, do tego, co Anglicy określają mianem "small talk", a co po polsku można by nazwać rozmową z konieczności i z przyzwoitości niepoważną, taką, w trakcie której z zasady nie podejmuje się poważnych tematów. Taka rozmowa w niektórych okolicznościach jest przymusowa, w trakcie dyplomatycznych obiadów czy przy innych półoficjalnych okazjach. Jednak w życiu codziennym small talk jest nie do zniesienia. Znacznie lepsze jest milczenie. Bo przecież zupełnie miło i bezpiecznie można milczeć przy innych.
Czasem milczenie jest swego rodzaju bronią. Jako jeden z nielicznych w redakcji "Tygodnika Powszechnego" pamiętam zebrania zespołu, teoretycznie prowadzone przez Jerzego Turowicza. Teoretycznie, bo Jerzy siedział nie w kręgu zebranych, lecz bokiem przy swoim biurku, czasem słuchał, a czasem czytał gazetę i z niesłychanie rzadkimi wyjątkami milczał. Odzywał się dopiero na koniec zebrania i wtedy wszyscy go słuchali, ale jak słuchali!
Dla niektórych z kolei milczenie związane jest z modlitwą, ale przecież modlitwa to rozmowa z Panem Bogiem i Bóg nie milczy, mimo że jego słowa niekoniecznie do nas docierają. Milczenie więc nigdy nie jest rozmową, nie jest nawet rozmową z samym sobą prowadzoną w myślach. Oczywiście takie rozmowy bywają przydatne, a nawet niezbędne, ale skoro rozmawiamy, to nie milczymy, mimo że innym może się tak zdawać.
Bywa tak, że milczenie jest przypadłością, częścią ludzkiej natury, która nie jest wynikiem starań, lecz temperamentu. Chodziłem kiedyś wielokrotnie na długie spacery z pewnym znanym poetą, który uparcie milczał i całkiem przyjemnie spędzaliśmy w ten sposób czas. Spotkałem go niedawno po latach i zdumiałem się: mówił i to sporo. Opowiedział mi, że mniej więcej przed dwoma laty, ku zdumieniu żony, dzieci i wszystkich znajomych, zaczął dużo mówić, a zdarzyło się to już dobrze po pięćdziesiątce. Czy takie milczenie jest czynnym, pozytywnym milczeniem? Sądzę, że tak, bo jest to człowiek wybitny.
Jednak, żeby zdobyć się na chwile milczenia w ciągu dnia, każdego dnia, musimy się tego uczyć i w tym ćwiczyć. Milczenie przecież nie jest naturalne i chociaż bywa nazywane złotem, wcale nie jest złotem. Jest przede wszystkim formą skupienia, czy, jeżeli ktoś woli, odrzucenia świata słowa i obrazu. Ale milczenie, chwila milczenia, daje nam jeszcze więcej. Pozwala mianowicie przez moment chociaż zamienić nas, skołowanych codziennym życiem i znużonych powtarzanymi czynnościami, w prawdziwych filozofów.