Chopina gram tylko w domu

Andreas Staier, wirtuoz klawesynu i historycznego fortepianu: Chopin będąc wielkim rewolucjonistą w zakresie faktury fortepianowej, harmonii czy sposobu zdobienia melodii, czuł się kompozytorem klasycznym. Rozmawiał Piotr Matwiejczuk (Polskie Radio)

27.07.2010

Czyta się kilka minut

Piotr Matwiejczuk: Czy możemy porozmawiać o Chopinie - kompozytorze, którego muzykę wykonywał Pan publicznie tylko raz?

Andreas Staier: Spróbujmy! Grałem Chopina parę razy, ale było to wiele lat temu. I nigdy już do niego nie powracałem. Wydaje mi się, że jestem muzykiem zbyt niemieckim. Chociaż kocham Chopina. Z pewnością bardziej, niż on kocha mnie.

Zdarzyło mi się spotkać ludzi, którzy byli przekonani, że Chopin był Francuzem. Dla nas, Polaków, jest niemalże bohaterem narodowym. Jak to jest z "narodowością" muzyki Chopina?

Myślę, że pan zna odpowiedź najlepiej. To pytanie podobne do tego, jakiej narodowości był Haendel. Anglicy są przekonani, że był kompozytorem angielskim, Niemcy - że niemieckim. A przecież w rzeczywistości był twórcą włoskim. Myślę, że Chopin był tak samo francuski, jak polski. Trzeba pamiętać o tym, że w Polsce prawdopodobnie nie udałoby mu się wiele osiągnąć. Ponieważ żył w okresie, gdy wasz kraj pozostawał pod zaborami, niezwykle istotny w jego muzyce był koloryt narodowy. Dziś, w czasach globalnej turystyki, sprowadzamy go zwykle do egzotycznie brzmiących melodii. Fakt, że mógł inspirować się melodiami w skalach modalnych albo ciekawą rytmiką polskiej muzyki ludowej, także dla Chopina musiał mieć duże znaczenie. Ale pewnie ważniejszy był aspekt polityczny, czego panu nie muszę tłumaczyć.

Pytanie o narodowość Chopina jest z pewnością ważniejsze dla Polaków niż dla kogoś, kto nie jest ani Polakiem, ani Francuzem. Ja dostrzegam również wiele innych źródeł jego muzyki. Chopin był przecież wielbicielem opery włoskiej, zwłaszcza Belliniego. Za jednego z największych kompozytorów uważał Mozarta, a Preludia nie powstałyby, gdyby nie było "Das Wohltemperierte Klavier" Bacha. Geniusz Chopina polegał na połączeniu wszystkiego w niepowtarzalną, bardzo indywidualną całość. I ta mieszanka jest w muzyce Chopina najbardziej fascynująca. Przy czym nigdy nie jest to proste zestawianie poszczególnych elementów, ale zupełnie nowa jakość. Po zaledwie kilku dźwiękach - jednej frazie czy "barwie" jednego współbrzmienia - jesteśmy w stanie rozpoznać Chopina.

Pana koncert Chopinowski, o którym wspomniałem na początku, odbył się w Warszawie podczas ubiegłorocznego festiwalu "Chopin i jego Europa". Akompaniował Pan Christophowi Prégardienowi, który śpiewał po niemiecku pieśni Chopina, uważane zwykle za mniej wartościowe.

Pieśni nie są, oczywiście, najważniejszą częścią spuścizny Chopina. Ale jest różnica między ważną muzyką pisaną przez kompozytora drugorzędnego a mniej istotną, tworzoną przez kompozytora pierwszorzędnego. Przygotowywanie tych pieśni było dla nas wielką przyjemnością. Tak jak w przypadku pieśni Mozarta - to margines twórczości, ale w każdej z nich objawia się geniusz.

Chopin był wybitnym koncertującym pianistą, jak Schumann, Mozart czy Beethoven. Czy fakt ten miał znaczenie dla muzyki, którą pisał?

Właściwie wszyscy kompozytorzy do czasów Chopina grali na instrumentach klawiszowych. Dopiero kilka lat przed nim pojawili się kompozytorzy, jak Rossini, którzy nie rozpoczynali kariery od uderzania w klawisze. Generacja Chopina to też w większości twórcy, którzy byli pianistami. Trudno sobie w ogóle wyobrazić, jak potoczyłaby się historia muzyki europejskiej bez instrumentów klawiszowych. Wśród kompozytorów-pianistów byli tacy, którzy, wychodząc od muzyki fortepianowej, podążali w rozmaitych kierunkach, jak Mozart. Byli też tacy, którzy - cokolwiek pisali - pozostawali pianistami, jak Scarlatti czy Chopin. Komponując na jeden instrument, można stworzyć cały wszechświat.

Schumann, rówieśnik Chopina i jeden z Pana ulubionych kompozytorów, inspirował się literaturą. To cecha charakterystyczna dla niemieckiej muzyki romantycznej. Chopin nie nadawał swoim utworom tytułów, nie lubił też, gdy doszukiwano się w jego dziełach pozamuzycznych treści. Mimo to, niektórzy je znajdują...

Zasadniczą różnicą między Schumannem a Chopinem są źródła ich twórczości. Schumann znał niemal na pamięć całą współczesną literaturę. W młodości wahał się, czy zostać pisarzem, poetą, czy kompozytorem. Chopin nigdy nie miał takich wątpliwości. Schumann przez wiele lat był niezwykle uzdolnionym dyletantem, który nie miał dobrego wykształcenia muzycznego. Chopin posiadał bardzo solidne, klasyczne wykształcenie kompozytorskie. W wieku 20 lat był w pełni ukształtowanym twórcą i nigdy nie musiał mierzyć się z tymi problemami, które miał Schumann. Z drugiej strony, Schumann, jako amator, był dużo bardziej wszechstronny od Chopina. Jego niepewność, jego wątpliwości, czy powinien w ogóle cokolwiek komponować po Beethovenie, poszerzały jego sferę intelektualną, emocjonalną i twórczą. Zaś akademickie wykształcenie muzyczne jest zawsze konserwatywne, ponieważ nauka opiera się na wzorach z przeszłości. Dlatego tak bardzo ciekawy jest fakt, że Chopin będąc wielkim rewolucjonistą w zakresie faktury fortepianowej, harmonii czy sposobu zdobienia melodii, sam czuł się kompozytorem klasycznym.

Z tego powodu, jak sądzę, trudno mu było zrozumieć entuzjastyczną recenzję, w której Schumann zachwycał się Wariacjami B-dur op. 2. Kiedy mu ją pokazano, wzruszył ramionami i stwierdził, że autor ma chorobliwie bujną wyobraźnię. Nie potrafił odpowiedzieć na słowa Schumanna, ponieważ jego estetyka nie miała nic wspólnego z tego rodzaju estetyką romantyczną, jakiej hołdował Schumann. I to właśnie tłumaczy brak tytułów w utworach Chopina. Prawdopodobnie uważał, że tytuły potrzebne są tylko niedouczonym amatorom, a nadają je kompozytorzy, którzy nie potrafią wyrazić siebie poprzez muzykę, zaś ona sama jest tak niejasna, że nikt nie zrozumie, o co chodzi, jeśli nie będzie dodatkowo opisana. Dla Chopina było to po prostu nieprofesjonalne. W jego czasach takie podejście uważano za bardzo konserwatywne, choć dziś postrzegamy Chopina zupełnie inaczej.

Czasami mówi się, że Chopin był romantykiem klasycyzującym. Jego mistrzami byli Bach i Mozart...

...czego najdobitniejszym dowodem są Preludia, czyli cykl utworów we wszystkich tonacjach durowych i molowych. Ale Chopin - i tu podobny jest do Schumanna - postrzegał "Preludia i fugi" Bacha nie jako całość, ale bardziej jako kolekcję miniatur muzycznych, czyli utworów, w których wszystko wyrażone zostaje na jednej, dwóch stronach. Stąd pomysł, by stworzyć niezwykle krótkie, nasycone, bardzo wyraziste w przekazie, ale nie proste utwory, jest romantyczną interpretacją Bacha. Dotyczy to zarówno Bachowskich preludiów, jak i fug, ponieważ Chopin zainspirował się również Bachowską polifonią, co jest kolejnym dowodem jego geniuszu.

W czasach jego młodości popularni byli tacy kompozytorzy-pianiści jak Hummel czy Kalkbrenner. Ich muzyka była dość schematyczna, formalistyczna i całkowicie homofoniczna, co oznaczało, że lewa ręka nie ma nic do roboty poza akompaniowaniem, zaś prawej powierzone zostają najtrudniejsze wirtuozowskie akrobacje. Kompozytorzy należący do generacji urodzonej ok. 1810 r., każdy na swój sposób, starali się, by partie obu rąk były napisane ciekawie. Z tego powodu mogli zwrócić się w stronę Beethovena, zwłaszcza późnego, ale już trudniej im było zaakceptować Mozarta. Chopin na pewno nie podziwiał fortepianowej muzyki Mozarta, a Bachem zainspirował się tak bardzo ze względu na polifonię. Przecież nawet w utworach, które nie mają formy ścisłej, takiej jak fuga, partie obu rąk pozostają w doskonałej równowadze. Chopin rozwinął to bardzo twórczo, zwłaszcza w późnych dziełach, które są przesycone polifonią, ale nigdy nie naśladują barokowych fug. Cechują się niezwykłym bogactwem w prowadzeniu poszczególnych głosów, tak jak u Bacha. Z kolei Schumann pisał fugi, chociaż nie są to jego najlepsze utwory. Myślał więc podobnie jak Chopin i czasami dochodził do podobnych rezultatów, ale z reguły okazywały się one zbyt akademickie. Wszystko to, oczywiście, było efektem ponownego odkrycia muzyki Bacha, co dla Schumanna, twórcy niemieckiego, było naturalne. Ale już dla Chopina - niekoniecznie.

W czasach Bacha muzyka była nie tylko rozrywką, ale może przede wszystkim - jak ujął to Harnoncourt - "mową dźwięków". Mam na myśli muzyczną retorykę, znaczenia, jakie przypisywano poszczególnym tonacjom, czy barokową naukę o afektach. Czy w muzyce Chopina wciąż możemy tę "mowę dźwięków" odnaleźć?

Oczywiście, choć to zależy od tego, jak bardzo formalnie podejdziemy do barokowego sposobu wyrażania w muzyce afektów. W XVIII w. istniał precyzyjny system odwzorowywania dźwiękami uczuć, który w takiej racjonalistycznej formie nie obowiązywał już w następnym stuleciu. Romantycy uważali to za nudne i pedantyczne. Ale trudno wyobrazić sobie jakąkolwiek muzykę, w której nie obowiązywałyby tego typu zasady. Weźmy sposób zdobienia melodii w Nokturnach - to czysta retoryka muzyczna.

Innym ważnym elementem muzyki Chopina jest brzmienie. Dziś wykonuje się jego utwory na współczesnych fortepianach. Czy tracimy coś słuchając muzyki Chopina granej na steinwayach?

Jeśli posłuchać dawnych nagrań Chopinowskich, np. Raula Koczalskiego, który przecież grał na nowoczesnym fortepianie, okaże się, że w tych interpretacjach niczego nie brakuje. Jest bardzo wiele różnic w brzmieniu fortepianów z czasów Chopina i instrumentów współczesnych, ale nie są one tak zasadnicze, jak różnice między naszymi fortepianami a tymi z czasów Mozarta. To raczej różnice ilościowe, a nie jakościowe. Uważam, że w muzyce Chopina nie ma niczego, co nie byłoby możliwe do zagrania na współczesnym instrumencie. Oczywiście, XIX-wieczne fortepiany mają pewien szczególny wdzięk, a dzięki użyciu pedału można na nich uzyskać specyficzne efekty, do których zresztą Chopin przywiązywał wielką wagę i bardzo precyzyjnie oznaczał w nutach użycie pedału. Takiego brzmienia na pewno nie da się osiągnąć na współczesnym instrumencie. Ale, w porównaniu z fortepianami i klawesynami XVIII-wiecznymi, nie jest to przepaść, której nie da się przekroczyć. Mozart grał na instrumentach, które nie mają nic wspólnego z brzmieniem naszych fortepianów. Dlatego granie jego muzyki na steinwayu wymaga swego rodzaju "tłumaczenia" języka tej muzyki, co nie jest konieczne w muzyce Chopina. Nigdy nie została uwieczniona gra samego Chopina, ale mamy bardzo wiele nagrań pianistów, którzy wywodzą się bezpośrednio z jego szkoły - to na przykład rejestracje z początku XX w., czyli wykonania na takich instrumentach, jakie mamy dziś. I w tych interpretacjach wrażliwość, technika i inteligencja wykonawcy są ważniejsze od samego instrumentu.

W Warszawie Chopin grał na instrumentach z pracowni Buchholza, w Wiedniu używał fortepianów Grafa, w Paryżu - Erarda, w Londynie - Broadwooda, ale najbardziej lubił fortepiany Pleyela...

W czasach Chopina fortepiany konstruowane w Wiedniu były już przestarzałe. Złota era tych instrumentów zakończyła się mniej więcej w latach 30. XIX w. Wówczas zaczęto konstruować większe i cięższe fortepiany po to, by były głośniejsze. Instrumenty wiedeńskie stały się przez to "wolniejsze" i po prostu trudniej się na nich grało. Fortepiany "wolne" i "ciężkie" nie interesowały Chopina, dlatego szybko przestał na nich grać. Najbardziej wygodne były wówczas instrumenty Erarda, posiadające podwójny wymyk. Jest to mechanizm, który po uderzeniu w strunę trzyma młoteczek blisko niej, dzięki czemu można od razu powtórzyć uderzenie. Jednak na erardach, choć nie wszystkich, dźwięk wybrzmiewa dość krótko. Natomiast pleyele, przynajmniej te, które znam, urzekają wyjątkowo pięknym brzmieniem i możliwością płynnej gry legato, choć na pewno wymagają lepszego opanowania techniki gry. Ich dźwięk jest amabile - "miły", długo wybrzmiewa, jest bardziej intymny i mniej "brawurowy" od brzmienia erardów. Chopin był niezwykłym pianistą o fantastycznej technice, ale na pewno nie był typowym wirtuozem. Dość wcześnie przestał nawet występować na dużych publicznych koncertach. Nie lubił bowiem w ten sposób komunikować się ze swoimi słuchaczami. Jego pianistyka, a także jego muzyka, były zdecydowanie bardziej intymne. I to nie z powodu jakichś braków technicznych, ale dlatego, że jego temperament był zupełnie inny niż np. Franciszka Liszta. Jeśli zaś chodzi o broadwoody, to nie znam żadnego instrumentu, który można by porównać z pięknem brzmienia pleyelów. Ta angielska fabryka fortepianów swój najlepszy okres przeżywała na przełomie XVIII i XIX w., a nie w czasach Chopina. To zawsze kwestia osobistych upodobań, ale ja nigdy nie byłem zwolennikiem tych instrumentów, których dźwięk wydaje mi się nieco "banalny", nieinteresujący. Broad­wood produkował fortepiany przede wszystkim na potrzeby wirtuozów, którzy koncertowali w dużych salach, a nie w prywatnych salonach.

Czy miałby Pan jakieś rady dla pianistów, którzy grają Chopina?

Chopin jest największym spośród tych kompozytorów, których tradycję wykonawczą mamy uwiecznioną na nagraniach. Myślę, że ciekawie byłoby posłuchać tych nagrań, zapominając o naszych współczesnych przyzwyczajeniach koncertowych, i zadać sobie pytanie: co ci pianiści robią inaczej? Wówczas dostrzeglibyśmy pewne niuanse charakterystyczne dla sposobu gry szkoły, którą moglibyśmy nazwać chopinowską. Mam tu na myśli takie elementy interpretacji, jak arpeggio i rubato, które sprawiają, że muzyka staje się bardziej retoryczna. Rubato - wahania tempa, zwalnianie lub przyspieszanie - nie jest przecież celem samym w sobie. Kryją się w nim znaczenia, konkretne afekty, czyli uczucia. Ale warto też zwrócić uwagę na inną cechę dawnych interpretacji, zwłaszcza Koczalskiego. Mimo giętkości gry, pianiści ci nigdy nie przekraczają pewnej granicy, nigdy nie są w swojej grze przesadni. To zupełnie inaczej niż dziś. Choć, oczywiście, wszystko zaczyna się od głębokiego przeżycia uczuciowego. Dawniej pianiści grali też w sposób bardziej polifoniczny, niż to się praktykuje obecnie. W ich interpretacjach słychać wyraźnie nie tylko melodię i akompaniament, ale również pozostałe głosy, których przecież u Chopina jest wiele. Poza tym potrafili zmieniać barwę wraz ze zmianami harmonicznymi. Najlepiej byłoby posłuchać nagrania jednego utworu i dokładnie je przeanalizować patrząc jednocześnie w nuty.

Czy jest szansa, że usłyszymy kiedyś Pana grającego muzykę Chopina?

Chopina gram w domu, tylko dla własnej przyjemności, i to nawet często. Publicznie wykonam jego muzykę wtedy, gdy poczuję, że moja interpretacja jest na tyle dobra, by ktoś chciał jej słuchać. Ale na pewno nie zdarzy się to w tym roku w Warszawie.?

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 31/2010

Artykuł pochodzi z dodatku „Kwartalnik Chopinowski 2 (31/2010)