Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Kamera jest w filmie austriackiego reżysera namiastką konfesjonału, lustra, bezstronnego przyjaciela, który słucha w milczeniu, ale tym milczeniem wcale nie zaprzecza swej obecności. Czy kamera w filmie "Jezu, Ty wiesz" ma spełniać rolę Boga? Pewnie taka sugestia jest wpisana w film. Sama perspektywa, z której filmowani są "rozmówcy" - zewnętrzna, odgórna, rzec by się chciało: "opatrznościowa" - podpowiada nam, czym może być dla bohaterów filmu nieruchome szklane oko.
W cichym, pustym kościele pojawiają się kolejno młodzi i starzy, mężczyźni i kobiety, przeraźliwie samotni, choć w jakiś sposób połączeni intymnym aktem wyznania. Być może trochę grają, onieśmieleni majestatem kamery czy samego miejsca, ale formułując okrągłe zdanie zaczynające się frazą "Jezu, Ty wiesz...", nie są w stanie zamaskować tego, co zaprowadziło ich do kościoła, a tym samym do filmu Seidla - swojej słabości i bezradności. Starsza kobieta prosi o zdrowie dla męża zniedołężniałego po wylewie, ale tak naprawdę modli się o siły dla siebie - by w swojej funkcji domowej pielęgniarki była zdolna dalej go kochać. Pewien mężczyzna pogubiony w swoim życiu miłosnym pyta rozpaczliwie: "jak mam do niej mówić?!". Młody chłopak opowiada o swoim osamotnieniu w wierze, inny znów przyznaje się do swoich seksualnych fiksacji. O wstydzie, lękach, codziennych niegodziwościach mówią oni wszyscy na zimno, bez histerii, niczym zawodowi aktorzy. Seidl celowo wprowadza do filmu ów efekt obcości. Tak naprawdę nie mamy wstępu do wnętrza któregokolwiek z bohaterów. Filmując ich z bliska, reżyser zakłada jednocześnie pewien nieprzekraczalny dla niego i dla nas dystans. Ale ten dystans dostrzega również w relacji "pionowej". Przed sześcioma laty Wojciech Kuczok w swojej relacji z festiwalu w Karlowych Warach, gdzie film otrzymał nagrodę dla najlepszego dokumentu, zwrócił uwagę na "antropologiczną bezradność filmowca-ateisty". Seidl - pisał Kuczok na łamach "TP" - pozostaje "zadziwiony paradoksem dialogu, w którym tylko jeden z uczestników mówi, zaś samo istnienie drugiego jest zaledwie możliwe". Ale ta chłodna obserwacja zachowań jest jak najdalsza od opisu jakichś ciemnych, zabobonnych praktyk.
Seidl na swój własny, perwersyjny sposób jest wręcz zafascynowany tajemniczą relacją modlącego się i tego, który słucha. Intryguje go ufność i oddanie, z jakim bohaterowie jego filmu próbują zrzucić z siebie ciężar swojego życia. Podpatruje ich również w domach, podczas codziennych czynności, choć zdaje sobie sprawę, że jako niewierzący nie pojmie fenomenu ich wiary. Zazwyczaj w swoich filmach - również fabularnych, takich jak "Upały" czy polecany obok "Import/Export" - opowiada o postępującym odczłowieczeniu człowieka. Widzi go w konsumpcyjnym amoku albo przyklejonego do telewizora, który jeszcze bardziej ten amok napędza. W chłodnym wnętrzu kościoła bohaterowie "Jezu, ty wiesz" chowają się przed życiem niczym w schronie, szukając chwili intymności, próbując wsłuchać się w swój wewnętrzny głos. Sterylny, wystudiowany w każdym ujęciu dokument Seidla próbuje uchwycić to, czego on sam w pustym kościele nie znalazł.
JEZU, TY WIESZ - reż. Ulrich Seidl, Austria 2003, TVP Kultura, wtorek 28 IV, 21.55