Bunt w Toskanii

Dzisiejsza Europa to starzejąca się kobieta, zamożna i wyzwolona, która lubi dobre wino, szybkie samochody i egipskich kochanków.

06.05.2019

Czyta się kilka minut

Krystyna Janda i Kasia Smutniak w filmie „Słodki koniec dnia” / NEXT FILM
Krystyna Janda i Kasia Smutniak w filmie „Słodki koniec dnia” / NEXT FILM

Albo inaczej: dzisiejsza Europa to osiadła w Toskanii intelektualistka, wierząca w moc sztuki i wartości, które ufundowały jej świat, ale niemająca złudzeń, że ten świat powoli umiera. Bywa też bezczelna, arogancka, trochę wampiryczna i orientalizująca w swoich namiętnościach, a jednocześnie oschła jako matka. Czy to streszczenie niewydanej jeszcze powieści Michela Houellebecqa? Nie, to najnowszy film Jacka Borcucha, w którym Krystyna Janda, nagrodzona za tę rolę na festiwalu Sundance, staje się wyrazicielką nie tylko niepokojów na temat przyszłości starego kontynentu, ale także wydumanych problemów pierwszego świata, omawianych kulturalnie przy butelce chianti.

O miasteczku Volterra, gdzie toczy się akcja filmu „Słodki koniec dnia”, mówi się, że to kolebka europejskiej cywilizacji, zbudowana przez Etrusków i Rzymian. Kolebki mają jednak właściwości usypiające i tak też wygląda z bliska życie w malowniczym miejscu pośród zielonych wzgórz.

Do czasu. Graną przez Jandę polską noblistkę, która otoczona rodziną wiedzie beztroski żywot rentierki, poznajemy w trakcie urodzinowego przyjęcia. Radosna konsumpcja, palenie skrętów, ekstatyczne korowody w stylu Felliniego czy Sorrentina, przeplatają się z ważkimi dysputami. Poetka Maria Linde trzyma się od tych ostatnich raczej na dystans. Przestała już udzielać wywiadów na tematy polityczne, ignoruje też dochodzące zewsząd złowrogie pomruki: podobno imigranci zabierają miejscowym chleb; ponoć nadchodzą ciężkie czasy, trzeba więc skupować złoto; policja ostrzega, że z pobliskiego obozu zbiegło właśnie kilku uchodźców... Twórcy filmu próbują grać również i naszym strachem, kiedy nagle ginie gdzieś bez śladu wnuk Marii.

Bohaterka zdaje się doskonałą ikoną europejskiej gościnności i tolerancji – zarówno jako dziecko ocalałych z Holokaustu i niegdysiejsza uchodźczyni, ale także jako osoba dojrzała i zamężna, ukrywająca romans z młodszym o połowę Nazeerem (Lorenzo de Moor), który prowadzi w miasteczku trattorię, lecz dla miejscowych ciągle pozostaje tym „beżowym”. Po krwawym zamachu terrorystycznym na Campo di Fiori nieoczekiwanie Maria przerywa milczenie. Podczas odbierania honorowego obywatelstwa w volterskim ratuszu wygłasza przemowę, w której emocje biorą górę nad polityczną poprawnością. Wycięty z kontekstu fragment jej wystąpienia, zapowiadający zrzeczenie się Nagrody Nobla i porównujący akt terroru do dzieła sztuki, zaczyna żyć własnym życiem w internecie, wywołując najbardziej skrajne reakcje. Tymczasem na miejskim placu jakiś współczesny artysta ustawił pustą klatkę upamiętniającą uwięzienie Ezry Pounda, sympatyzującego ongiś z faszyzmem. Nietrudno zgadnąć, kto będzie następny.

Sam film Borcucha chwilami przypomina właśnie taką ciasną klatkę, do której twórcy (współscenarzystą był Szczepan Twardoch) próbują wtłoczyć najbardziej kłopotliwe problemy współczesności: kryzys uchodźczy, nierówności społeczne, wielokulturowość, terroryzm, a do tego refleksję na temat bezwładu elit kulturalnych, które nawet wybudzając się na chwilę z intelektualnego dolce far niente, zapominają jednocześnie, czym powinna być w dzisiejszych czasach odpowiedzialność za słowa i jak łatwo stać się pożytecznym idiotą czy politycznym zakładnikiem.

Wszystko to brzmi bardzo atrakcyjnie i na czasie. Przyznać też trzeba, że „Słodki koniec dnia” unika jednoznacznych tez czy ideologicznych manifestów. Maria także okazuje się postacią wystarczająco skomplikowaną – irytującą i fascynującą jednocześnie, samodzielnie myślącą, a zarazem potwornie egocentryczną i okopaną na swoich pozycjach. Również udział Jandy, niewidzianej w głównych rolach filmowych od dekady, czyli od czasów „Tataraku” Wajdy, to w tym przypadku coś więcej niż tylko dobra rola. To kawał historii polskiego kina wpisanej tym razem w bardzo europejskie konteksty. Niby ciągle jej pełno na ekranie, a jednak ta wielowymiarowa postać pozostawia niedosyt, ometkowana zbyt wieloma ważnymi hasłami i przez to chwilami jakby w tym wszystkim pretekstowa.

A przecież portret Marii Linde to bardzo ciekawe odwrócenie stereotypowych ról: przed nami nadzwyczaj witalna starsza pani, która ma odwagę – ale też stać ją – aby żyć całkowicie po swojemu. Która teoretycznie już nic nie musi, lecz dalej uczestniczy, zabiera głos i sięga po to, na co ma ochotę. Swoje starzejące się ciało traktuje niczym „jedną z sukienek” i nawet jeśli nie ma w czymś racji, pozostaje buntowniczką. Tymczasem bunt starszych kobiet, o ile w ogóle pojawia się na ekranie, bywa traktowany jako coś skandalicznego czy groteskowego. Reżyser pozwala swojej bohaterce po prostu być sobą, dlatego szkoda, że scenariusz nie wniknął w tę postać jeszcze głębiej, nie pozwolił jej na poważniejszy eksces.

Choć przypomnijmy, że Borcuch to przecież nie Michael Haneke, swoje filmy (patrz: „Wszystko, co kocham” czy „Tulipany”) traktuje czułymi muśnięciami, bardziej dbając o ulotne klimaty niż o głębię ostrości. Tu owa klimatyczno-impresyjna metoda (szczególnie zmysłowe zdjęcia Michała Dymka) zderzona została z zagęszczonym materiałem wyjściowym. Daje to chwilami ciekawy, dekadencki efekt: pod nieco zgaszonym słońcem Toskanii, w atmosferze zabawy, kłębią się wszystkie lęki i zwątpienia współczesnych Europejczyków. „Chciałem być wolny jak wy” – mówi Nazeer, wykształcony egipski Kopt, pytany przez Marię, dlaczego jego pobratymcy tak tłumnie przybywają dzisiaj do Europy. W eleganckiej, choć chwilami nazbyt konfekcyjnej formie Borcuch pyta o cenę, jaką trzeba za tę niezależność zapłacić. ©

SŁODKI KONIEC DNIA – reż. Jacek Borcuch. Prod. Polska 2019. Dystryb. Next Film. W kinach od 10 maja.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 19/2019