Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Pięć lat po brytyjskim referendum skutki brexitu stają się faktem dla obywateli Unii Europejskiej żyjących na Wyspach: 30 czerwca minął termin, do którego musieli zalegalizować swój pobyt, wnioskując o status osoby osiedlonej lub tymczasowo osiedlonej. Gwarantuje on prawo do legalnej pracy czy opieki zdrowotnej.
W terminie złożono 5,6 mln wniosków (najwięcej złożyli Polacy: prawie milion) i w ogromnej większości zostały rozpatrzone pozytywnie (odrzucono 2 proc.). Wprawdzie 400 tys. osób nadal czeka na decyzję, ale władze zapewniają, że opóźnienie w rozpatrywaniu podań nie wpłynie na ich prawa. Obawy budzi za to los tych – trudno oszacować ich liczbę – którzy o status nie aplikowali, mimo ogłoszeń informacyjnych w telewizji, apeli ambasad i pomocy organizacji pozarządowych. Mogą to być osoby, które z powodu epidemii nie mają potrzebnych dokumentów lub po prostu nie wiedzą, że nowe prawo ich dotyczy (np. osoby starsze, które żyją tu od dekad, mają tu rodziny i emeryturę, i sądzą, że brexit nie zmienił ich sytuacji). Władze odmówiły przesunięcia terminu, ale chcą wysyłać do spóźnialskich ponaglające listy i dać im dodatkowe 28 dni, o ile mieli istotny powód spóźnienia.©℗
Czytaj także: Nie wszyscy Europejczycy złożyli wniosek. Dlaczego? – Powodów jest kilka, ale przede wszystkim dotyka to najsłabszych grup, ludzi najbardziej bezradnych – mówi „Tygodnikowi” Elena Remigi z projektu In Limbo, w ramach którego zbierane są relacje dotkniętych przez brexit obywateli Unii na Wyspach i Brytyjczyków w Europie.