Boją się nawet pamiętać

Rok temu prezydent Uzbekistanu Islam Karimow pod hasłem "walki z terroryzmem kazał strzelać do protestujących na ulicach. Krwawo stłumił bunt w Andiżanie, mieście w Dolinie Fergańskiej, bojąc się, że do jego kraju może dotrzeć fala "kolorowych rewolucji. Dziś państwo Karimowa wróciło do dawnego rytmu życia, jakby nic się nie stało.

30.06.2006

Czyta się kilka minut

Jest późny wieczór, stacja metra Ajbek, przy jednej z głównych arterii Taszkentu. Co sto metrów stoją milicjanci, rzucający groźne spojrzenia na przechodniów. Nagle, jak na komendę, rozlegają się w całej okolicy milicyjne gwizdki, wstrzymany zostaje cały okoliczny ruch. Milicjant każe odsunąć się od ulicy. Za chwilę pojawia się na sygnale kawalkada samochodów poprzedzona przez opancerzonego dżipa, z którego okien wystają lufy karabinów skierowane we wszystkie strony. Sznur samochodów przejeżdża i przywrócony zostaje normalny ruch.

To przejechał prezydent Islam Karimow, codziennie przemierzający tę trasę w drodze do i z pałacu prezydenckiego.

Prezydent czuwa. Jego wizerunki i sentencje są na ulicznych plakatach, słychać go w radiu i telewizji. Piszą o nim wszystkie miejscowe gazety. Odwiedza, wysłuchuje, wykłada, poucza. Jeździ za granicę, zaprasza przywódców, wszędzie odnosi sukcesy. Prawdziwy ojciec narodu.

Kilka lat temu Karimow sprowadził do Uzbekistanu koncern Daewoo i od tej pory Uzbecy przesiedli się z żyguli do nexii. Oczywiście nie każdy. Bo nexia kosztuje 10 tys. dolarów, a średnia pensja w Uzbekistanie to ok. 50 dolarów. Wiele trzeba dorobić, żeby móc kupić sobie wymarzony samochód.

Na ulicach powiewają wszędzie niebiesko-biało-zielone flagi Uzbekistanu, a obok nich kolorowe proporce z wizerunkami młodych, uśmiechniętych ludzi wśród kwiatów. To w związku z Navruz - dniem wiosny, muzułmańskiego nowego roku. Navruz przywrócono po 1991 r., gdy po rozpadzie Związku Sowieckiego Uzbekistan stał się niepodległym krajem; dziś święto to jest jednym z symboli niepodległości. Co nie przeszkadza władzom w celebrowaniu przygotowań w sowieckim stylu: bielenie (dosłownie) drzew i krawężników, sadzenie kwiatów, sprzątanie miast, wszystko to w ramach kultywowanego w ZSRR subbotnika, czyli przymusowej de facto pracy społecznej w dzień wolny.

Tutaj subbotnik nie stracił nic z dawnej świetności. - Szkoda, że nie przyjechałeś tu w lecie - mówi Dilmurad, młody Uzbek. - Wtedy trwa "kampania bawełniana" i subbotnik ciągnie się całe tygodnie, naród wylega na pola i w pocie czoła zbiera bawełnę.

Bawełna, "białe złoto" Uzbekistanu, to faktycznie narodowa uprawa. Gdy zbliża się czas zbioru, miasta wyludniają się. Wszyscy, także uczniowie i studenci, są "zachęcani" do pomocy przy żniwach. - Nie powinniśmy narzekać - mówi Dilmurad. - Jeszcze dwadzieścia lat temu tuż przed zbiorem pola były polewane silnie toksycznymi środkami, powodującymi opadanie liści i tajemnicze choroby wśród kołchoźników.

Ale to jeszcze nic. Przez lata władze ukrywały wysychanie Morza Aralskiego, spowodowane prymitywnym nawadnianiem pól bawełnianych. Doprowadziło to do katastrofy ekologicznej w jego rejonie. Dziś nie tak łatwo już to ukryć, bowiem z dawnego morza pozostały zaledwie cztery małe jeziora. Wokoło panuje ogromne stężenie soli, a władze muszą liczyć na międzynarodową pomoc w walce z zagrożeniem dla środowiska.

Jest wiosenny wieczór, w sąsiedniej Kirgizji trwa długie świętowanie rocznicy "tulipanowej rewolucji". Tymczasem uzbecka telewizja wyświetla film o straszliwych, rzekomo, skutkach tego wydarzenia oraz o podobnych "kolorowych przewrotach", które miały miejsce w Gruzji i na Ukrainie. Przekaz filmu jest jasny: wszędzie została obalona legalna władza, polała się krew, a rewolucje wspomagane przez Zachód nie zmieniły niczego na lepsze, wprowadzając jedynie chaos w życiu zwykłych ludzi.

Taka sama retoryka obowiązuje przy interpretacji "zajść andiżańskich".

Rok temu w maju doszło w Andiżanie do starć mieszkańców z milicją i wojskiem. Ludzie zaprotestowali przeciw uwięzieniu swoich pracodawców. Władze oskarżyły organizacje islamskie (w Uzbekistanie 80 proc. społeczeństwa to muzułmanie sunniccy) o prowokowanie zamieszek i wysłały przeciw demonstrującym wojsko. Zginęło nawet do tysiąca osób, choć władze podają uparcie liczbę niespełna 200 (dowodząc, że wśród nich było wielu milicjantów i żołnierzy).

Uzbecy z Doliny Fergańskiej boją się wspominać te wydarzenia, natomiast ich rodacy po kirgiskiej stronie granicy opowiadają wszystko ze szczegółami. O tym, jak zaraz po ataku wojska na demonstrantów tysiące mieszkańców Andiżanu uciekły przez granicę do Kirgizji, jak stamtąd zostali wysłani do Europy, tak bardzo bali się wrócić do kraju. Wreszcie o tym, że region fergański to najgęściej zaludniony region w Uzbekistanie, celowo niedofinansowany, przez co problemy społeczne są tu poważniejsze. A także o rozpowszechnianej przez otoczenie Islama Karimowa "sławie" Doliny jako źródła islamskiego fundamentalizmu.

W rocznicę wydarzeń andiżańskich mało kto - prócz rodzin zabitych i słabych opozycyjnych mediów - odważył się wspominać tamto wydarzenie. Większość społeczeństwa albo nie dowiedziała się o nim, albo uwierzyła w wersję "oficjalną". Ostatni bastion opozycji - obrońcy praw człowieka z pozarządzowej Koalicji Słoneczny Uzbekistan - niedawno zostali oskarżeni o przestępstwa gospodarcze i otrzymali długoletnie wyroki. Władze odwróciły się też od swojego niedawnego sojusznika: Stanów Zjednoczonych. Gdy rząd USA skrytykował Karimowa i mówił o przestrzeganiu praw człowieka, prezydent wyprosił z kraju żołnierzy NATO (baza Sojuszu w Uzbekistanie była ważnym punktem logistycznym, zaopatrującym wojska międzynarodowe stacjonujące w pobliskim Afganistanie), szukając zarazem mniej kłopotliwych przyjaciół. Takim partnerem okazała się Rosja, która powraca teraz do Azji Centralnej w roli lokalnego mocarstwa. - Znów zaczynamy uczyć się rosyjskiego - mówi Dilmurad.

Ale Rosjanie mieszkający w Uzbekistanie nie są optymistami wobec tej nowej polityki Karimowa. Wasilij, działacz Rosyjskiego Centrum Kultury, głównej organizacji zrzeszającej coraz mniej liczną w Uzbekistanie diasporę rosyjską, czarno patrzy w przyszłość: - Zaraz po ogłoszeniu niepodległości przez Uzbekistan okazało się nie tylko, że jesteśmy poza własnym państwem, ale że jesteśmy mniejszością pogardzaną. Wczorajsi znajomi stali się wrogami.

Po 1991 r. z Uzbekistanu wyjechało ponad pół miliona Rosjan, głównie z powodu pogarszających się warunków życia i antyrosyjskiej retoryki władz. Wasilij dodaje ze smutkiem: - To wszystko prowokowali ci sami ludzie, którzy dzisiaj z takim wytęsknieniem patrzą na Rosję. Jadąc dziś przez niektóre miasta, mija się puste osiedla, z których wyprowadzili się Rosjanie. Sam mam trzypokojowe mieszkanie w jednym z takich wyludnionych miast, w Angrenie niedaleko Taszkentu. Wartość tego mieszkania tak spadła, że teraz nie sprzedałbym go za więcej niż 50 dolarów. A prezydent mówi o dobrobycie i o przyjaźni z Rosją.

Wasilij z rozbawieniem opowiada, jak ostatnio z ulic Taszkentu znikły wszelkie amerykańskie symbole, nawet z szyldów restauracji: - Wystarczy wyjść na ulicę

i rozejrzeć się dookoła, od razu wiadomo, kogo dziś popieramy. Nie trzeba nawet czytać gazet.

- Zresztą - dodaje - i tak nic się z nich nie można dowiedzieć.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 27/2006