Bóg chce nas odczarować

Krystyna Klara, Mała siostra Jezusa: On się naprawdę wcielił. Jest w drugim człowieku, niekoniecznie pięknym, czasem denerwującym, którego omijamy szerokim łukiem.

13.12.2015

Czyta się kilka minut

Małe siostry: Polka Wiola i Rwandyjka Dativa z zaprzyjaźnionymi Tuaregami we wspólnocie Małych Sióstr Jezusa w Bankilare (Niger) / Fot. Archiwum wspólnoty Małych Sióstr jezusa
Małe siostry: Polka Wiola i Rwandyjka Dativa z zaprzyjaźnionymi Tuaregami we wspólnocie Małych Sióstr Jezusa w Bankilare (Niger) / Fot. Archiwum wspólnoty Małych Sióstr jezusa

ARTUR SPORNIAK: Czy Siostra czeka na święta Bożego Narodzenia?
S. KRYSTYNA KLARA: Bardzo lubię Boże Narodzenie i czekam na nie, gdyż sporo się będzie działo. Znajomi często pytają, czy jadę na święta do rodziny. Odpowiadam, że nie, a wtedy bardzo to ich dziwi.
Pierwszym powodem, dla którego nie jeździmy do domów, jest to, że naszą najbliższą rodziną jest teraz wspólnota. Głównie jednak chodzi o to, że dla nas – małych sióstr Jezusa – święta Bożego Narodzenia są wyjątkowo ważne. W konstytucjach zakonnych nasza założycielka, mała siostra Magdalena Hutin napisała, że tajemnica Wcielenia jest fundamentem naszego charyzmatu. Zresztą nie tylko naszego – ona w ogóle jest fundamentem życia chrześcijańskiego. Dlatego figurka Dzieciątka Jezus leży w naszej kaplicy przez cały rok. Post, nie Post, Adwent, nie Adwent – ona tam ma być i my mamy na Niego patrzeć. Aż wreszcie zrozumiemy i nauczymy się być w takiej dyspozycji, na jaką On się zgodził. Bo bardzo ciekawym pytaniem jest, dlaczego Pan Bóg wybrał taki właśnie sposób wcielenia. Dlaczego tracić czas na dziewięć miesięcy ciąży, na okres niemowlęctwa, dzieciństwo? Przecież mógł się pojawić jako dorosły człowiek.
Myślę, że ta tajemnica jest dla ludzi trudna – i przechodzimy trochę obok niej. Dlatego mała siostra Magdalena chciała, żebyśmy nieustannie miały ją przed oczami.
 

Dzieciątko wyciąga rączki – chce na ręce?
To jest związane z pewną historią. Gdy siostra Magdalena zafascynowała się życiem Karola de Foucauld i chciała żyć tak jak on – w samotności, na pustyni wśród Tuaregów – wyjechała do Algierii. Nie chciała zakładać wspólnoty, to brat Karol chciał i mu się nie udało. Jednak życie w samotności jako zakonnica przed II wojną światową nie wchodziło w grę. Biskup Algieru namówił ją do zrobienia nowicjatu w zgromadzeniu sióstr białych – misjonarek Afryki – i założenia nowej wspólnoty. Miała wówczas 40 lat, uważała, że do niczego się nie nadaje. Wtedy przeżyła doświadczenie wewnętrzne, o którym do końca życia nie opowiedziała małym siostrom. Wiedział o nim tylko jej kierownik duchowy, czyli założyciel małych braci ojciec René Voillaume...
 

...którego spotkała przypadkiem, odwiedzając grób Karola de Foucauld.
„Zdarzyło się przypadkiem...” – jak to jest w Księdze Rut. W tym widzeniu – nie była w stanie do końca powiedzieć, czy to był sen, czy widzenie – zobaczyła Maryję trzymającą Jezusa, który wyrywał się z jej rąk. Obok przechodziły różne osoby bardzo pobożne i tak skupione, że nikt nie zauważał, iż Jezusek zaraz wypadnie z rąk Maryi. Choć siostra Magdalena czuła się niegodna i grzeszna, nie wytrzymała i chwyciła Jezuska, mocno go przytulając. Gdy jej zapiski zostały ujawnione, mogłyśmy przeczytać, że kolejne miesiące przeżywała w takiej wyjątkowej, intymnej relacji z maleńkim Jezusem. Tak ją to naznaczyło, że relacja z Dzieciątkiem jest fundamentem naszej wspólnoty. Stąd nasza nazwa: małe siostry Jezusa. Brat Karol też o tym mówił – stąd mali bracia Jezusa, ale siostra Magdalena postawę „małości” powiązała z dziecięctwem duchowym i z wezwaniem: „Jeżeli nie staniecie się jak dzieci...”.
Kościół w wielu krajach działa z pozycji wspólnoty większościowej, dlatego siostra Magdalena, zakładając w 1939 r. nasze zgromadzenie, doprowadziła do tego, że zostało zatwierdzone nie w ramach rzymskokatolickiej Kongregacji Życia Konsekrowanego, tylko w ramach ówczesnego Instytutu Kościołów Wschodnich – niewielkie Kościoły Wschodnie były wówczas spychane na peryferia. Chodziło o to, żebyśmy przychodząc do kolejnych krajów czy środowisk, nie występowały z pozycji kogoś, kto jest silniejszy, kto ma władzę. A to z kolei otworzyło nas na osoby z tych Kościołów – w naszej wspólnocie są siostry z Kościoła syryjskiego, melchickiego, greckokatolickiego.
Siostra Magdalena wiele mówiła o czułości, choć francuskie słowo tendresse ma szersze znaczenie niż słowo polskie – chodzi o delikatność, kruchość, coś ciepłego, miłego. Mówiąc o małym Jezusie, używała takich określeń jak światło, ciepło, czułość, delikatność. Niektóre siostry, mające zdolności artystyczne, próbowały to przedstawić – powstawały rzeźby czy ikony Maryi trzymającej na rękach uśmiechniętego Jezusa, który jest odwrócony w naszą stronę i wyciąga ręce. Siostra Magdalena nazwała ten wizerunek Matką Bożą Całego Świata – nie jakiegoś miejsca czy kraju, jak np. Częstochowska, ale Całego Świata.
 

Powiedziała Siostra, że czeka na te święta, gdyż sporo się będzie dziać...
Ze świętami wiążą się różne zwyczaje. Zwykle nie ewangelizujemy wprost, np. na ulicach, nasza duchowość jest inna, ale w okresie świąt organizujemy coś, co nazywamy Orędziem Bożego Narodzenia. W ostatnich latach docierałyśmy do tzw. dzielnic socjalnych w różnych miastach – w Legnicy, Żarach, we Włocławku. Chodzi o dzielnice, które zwykle omija się szerokim łukiem, a gdzie ludzie rzeczywiście czują się społecznie wykluczeni. Kładziemy na tekturce czy plecaku na chodniku figurkę dzieciątka, kilka sióstr śpiewa kolędy, a inne gotowe są do rozmowy z przechodniami. Bywało, że stawałyśmy przed galerią handlową, np. w Częstochowie, albo na dworcu czy w warszawskim metrze.
 

Ktoś podchodził i mówił: „Chcę wstąpić do sióstr”?
Nie, ale kiedyś podszedł chłopak i zapytał: „Czy siostra może mnie wyspowiadać?”. (śmiech) Nie jesteśmy superzdolne i nie robimy tego superprofesjonalnie, więc oprawa jest prosta. Ale dla ludzi jest to nietypowe i często życzliwie reagują. Bardzo lubię te wyjazdy.
Jest też wspólne kolędowanie, na które zapraszamy znajomych – kto chce, może przyjść. Są instrumenty, przychodzą dzieci, rozmawiamy. To bardzo piękne. W wielu domach już się nie kultywuje takiego kolędowania. Traci się umiejętność cieszenia się – świętowania razem.
 

A wigilia?
Spędzamy we własnym gronie. Kiedyś w radiu zapytano mnie o wigilię i powiedziałam, że zapraszamy wszystkich chętnych. Na dwa dni przed wigilią siostry w Warszawie dostały telefon od jakiejś pani z pytaniem, czy może przyjść na wigilię, bo taka jedna siostra w radiu zapraszała. I rzeczywiście była. Nie wiem, jak będzie w tym roku, gdyż będziemy siadać do wigilii późno – nasza siostra Gosia, która pracuje jako pielęgniarka w szpitalu, ma tego dnia dyżur.
 

Nikt pewnie nie chciał wziąć tego dyżuru... Pamięta Siostra święta z dzieciństwa?
Pamiętam łamanie się opłatkiem, ale nie pamiętam, żeby było jakoś bardzo religijnie. Gdy miałam 12 lat – chodziłam już wówczas na Oazę – przeforsowałam, by przy stole wigilijnym porządnie się pomodlić, tak jak to jest w książeczkach do nabożeństwa. Pamiętam, jak moje siostry – starsza i młodsza – się nabijały, co ja tutaj wymyślam, ale wszyscy się podporządkowali.
 

Taką modlitwę prowadził tato?
Nie, tato tego nigdy nie robił – ja się modliłam.
 

Kto ubierał choinkę?
Jak byłyśmy dziećmi – ja i moje siostry. A potem, gdy rodzice zostali sami, tato. W tym roku po raz pierwszy mama będzie ubierać, bo tato zmarł. Już mi mówiła, że przyniosła ozdoby.
 

Bardzo lubiłem wchodzić za choinkę i patrzeć na świat poprzez jej pryzmat, czasem robię to po kryjomu nadal...
Ja do tej pory uwielbiam zasypiać w pokoju, gdzie jest choinka. Lubiłam też patrzeć na bombki przy zapalonych światełkach.
Pochodzę ze Śląska Opolskiego, a tam jest taka tradycja, że prezentów nie przynosi Mikołaj czy Aniołek, tylko właśnie Dzieciątko. Najpierw pisze się list do Dzieciątka. Potem zostawia się go na oknie i list znika. Choinka była w innym pokoju, a wigilię jedliśmy w innym. Drzwi do pokoju z choinką były zawsze zamknięte. Po wieczerzy wigilijnej mama mówiła: „No to idźcie zobaczyć, czy Dzieciątko już przyszło”. Dziwiłam się, jak tam Dzieciątko weszło.
 

A który prezent Siostra najbardziej zapamiętała?
W moim dzieciństwie, czyli w latach 70., niewiele było w sklepach. Ale kiedyś każda z nas dostała taki sztuczny kożuszek, w kratkę czerwono-białą. To było dla nas wydarzenie. Teraz we wspólnocie mamy taki zwyczaj, że jak się zaczyna Adwent, losujemy siebie nawzajem i przez cały ten czas modlimy się za wylosowaną siostrę, a na wigilię mamy wymyśleć dla niej prezent. Właśnie dwa dni temu miałam objawienie, co dać w prezencie wylosowanej siostrze, i bardzo się cieszę, że mam to już z głowy.
 

A jakie teraz Siostra dostaje prezenty?
Bardzo lubię majsterkować – mój tato był stolarzem i dużo czasu spędzałam z nim w warsztacie. Kiedyś dostałam od sióstr takie małe, fajne, wielofunkcyjne narzędzie – śrubokręt, pilnik, obcążki i coś tam jeszcze.
 

Przydaje się?
Oczywiście!
 

Rozumiem, że zepsute kontakty to właśnie Siostra tutaj naprawia?
Często. Lubię to robić.
 

Jak Siostra trafiła do zakonu?
Miał pan pytać, gdzie teraz można znaleźć Boga.
 

Nie wprost, ale właśnie o to pytam.

Pochodzę ze wsi, takiej trochę większej (2 tys. mieszkańców). Gdy byłam dzieckiem, trafił do naszej wioski wikary, który zainicjował ruch oazowy. Przypadkiem w naszej grupie przez cały rok czytaliśmy książkę o Karolu de Foucauld. Ponieważ dobrze czytałam, moderatorka mi ją dawała. To była jedyna wówczas książka o Karolu de Foucauld, „Światła pustyni” Teresy Micewicz. Następnego roku, znów przypadkiem, pojechałam na rekolekcje oazowe z księdzem, który należał do fraterni brata Karola. Najprawdopodobniej te informacje były owym pierwszym śladem, który się we mnie zapisał.
Innym torem biegła moja relacja z Panem Bogiem. Z dzieciństwa pamiętam żywą wiarę i więź. Pamiętam też taką sytuację – mogłam mieć dziewięć lat, w naszej parafii były siostry służebniczki; nie wiem skąd, ale w domu znalazł się ich folder powołaniowy. I nie wiem, skąd mi to się wzięło, ale wiedziałam, że będę siostrą. Tak się tym cieszyłam, że pobiegłam najpierw do mojej ukochanej babci. Ta zbladła i popatrzyła na mnie przestraszona. Więc pobiegłam do mamy, która wtedy akurat stała przed lustrem i zakręcała sobie wałki na głowie. Mama też zamarła i powiedziała: „Co ty wygadujesz?!”.
Takie mam pierwsze wspomnienie. Drugim szczególnym momentem było przygotowywanie do bierzmowania. Ksiądz polecił nam, abyśmy się dowiedzieli, co oznacza nasze imię. Wtedy odkryłam, co oznacza imię Krystyna – należąca do Chrystusa, czyli Namaszczonego.
Potem miałam długi okres normalności – zachowywałam się jak każda inna dziewczyna. Miałam etap, że bardzo chciałam wyjść za mąż. Nagminnie chodziłam na dyskoteki – uwielbiałam tańczyć, zresztą lubię do tej pory. No i ciągle się zakochiwałam. W końcu miałam chłopaka i byłam przekonana, że za niego wyjdę. Punktem zwrotnym było spotkanie z Franciszkiem z Asyżu. To było tak mocne, że wszystko inne wyblakło. Miałam 18 lat. Relacja z tym chłopakiem, miłość małżeńska wyblakła, a do głosu doszło to, co gdzieś tam we mnie tkwiło – pragnienie życia dla Boga. Doświadczenie ukochania przez Boga było na tyle silne, że mnie zupełnie zawróciło. Jeden z naszych parafialnych kleryków był zafascynowany św. Franciszkiem. Zaczął podsuwać mi książki o nim i zupełnie mnie wciągnęło. Przemówiła też do mnie niezwykła pokora tego kleryka i jego szacunek dla drugiego człowieka. Na szczęście do dziś mu to zostało.
A potem wiele kolejnych przypadków sprawiło, że trafiłam do małych sióstr. Nie było to łatwe, bo aż do 1989 r. siostry przebywały w Polsce incognito – nie mogły się ujawniać. Znalazłam je, pojechałam zobaczyć, czy to odpowiada temu, co mam w środku. Nie do końca odpowiadało, miałam jeszcze jakieś dylematy, ale zostałam.
 

Siostry pracują na swoje utrzymanie „w świecie”. Czy chodzicie do pracy w habicie?
Jeśli to nie przeszkadza, to tak. Gosia w szpitalu chodzi w fartuchu pielęgniarskim. Ania w Szczecinie pracuje na kasie w Biedronce, musi więc zakładać firmowy T-shirt. Gdy pracowałam w barze szybkiej obsługi, nie musiałam zakładać nic na głowę, bo już miałam zakonny welon – szef to respektował, ale wkładałam jak wszyscy biały fartuch. Ludzie byli trochę zdezorientowani. Pytali: „A czemu pani ubiera się jak zakonnica?”. Odpowiadałam: „Jestem zakonnicą”. „E tam, nieprawda!”...
 

Siostra codziennie sprząta klatki schodowe na osiedlu w Nowej Hucie. Można tam spotkać Boga?
Dla mnie to najbardziej teologiczna praca. Od poniedziałku do piątku przychodzi się, aby codziennie od nowa zamiatać te same śmieci (następnego dnia one znowu leżą). Nieraz myślę o tym, co Pan Bóg zrobił dla nas i co robi stale: stale obmywa nasze grzechy. Stale te śmieci wyrzucamy i On stale ma cierpliwość, żeby to obmywać. Na tych sześciu klatkach schodowych mam dużo przestrzeni na bycie ze sobą i z Bogiem, bardzo to lubię – powiedziałabym, że to taka mnisza część mojego życia.
W przyszłym roku będzie stulecie śmierci brata Karola. Na krótko przed śmiercią pisał do swojego przyjaciela, że chyba nie ma słów w Ewangelii, które by wywarły na nim większe wrażenie niż te: „Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnie to uczyniliście”. Zatem Bóg jest obecny w drugim człowieku.
Tu możemy wrócić do tajemnicy Wcielenia. To naprawdę jest skandal, że Pan Bóg wybrał taki sposób obecności. Nie wiem, czy pan się ze mną zgodzi, ale wolimy Go szukać gdzie indziej. Nawet jak spontanicznie zapytamy, gdzie Pan Bóg jest obecny, usłyszymy: w kościele, na mszy, w tabernakulum. Mam wrażenie, że zewnętrzna forma nas myli. Bóg jest w drugim człowieku, niekoniecznie pięknym, czasem denerwującym, którego omijamy szerokim łukiem. Nie gdzie indziej, tylko w nim. Żeby powiedzieć, że ja Go rzeczywiście tam spotykam, potrzeba wiary.
Gdy w takiej postawie trwamy, przestawiamy się na inne życie – życie z wiary. Brat Karol przekonuje, że w pewnym momencie nie są już ci potrzebne zmysły zewnętrzne, bo rozwijają się w tobie drugie zmysły – wewnętrzne. Jan Chryzostom mówi o „oczach wiary”. Brat Karol pisał, że słyszy, jak go ktoś przeklina, ale w sercu mu się śpiewa: „Cieszcie się i radujcie, bo wasza nagroda jest w niebie”.
Nam chyba słabo wychodzi wychowywanie do takiej wiary. Mam też wrażenie, że my, chrześcijanie, po części jesteśmy starotestamentowi. Łatwiej nam uprawiać kult, niż wierzyć. Chodzi dokładnie o to, co powiedział Jezus Samarytance: „Nie na tej czy tamtej górze, lecz w duchu i prawdzie”. Wówczas rozwija się zmysł tych drugich, wewnętrznych oczu. Nie wiem jednak, dlaczego nam to na szerszą skalę wychodzi tak kiepsko.
To się przekłada na niewiarę i niemyślenie o tym, że Bóg jest także we mnie. Mogę żyć w małżeństwie, mieć dzieci i żonę, i mieć świadomość, że jestem świątynią dla Boga. Przecież to zupełnie zmienia perspektywę!
 

Boimy się tak myśleć, bo czujemy się grzeszni, niegodni, a poza tym lubimy żyć po swojemu, w utartych koleinach...
To zależy, jak to rozumieć, ale my musimy żyć w koleinach. Cały czas jest ta pułapka, że chcemy wyskoczyć z życia w coś innego, bo jesteśmy niegodni. Tymczasem Jezus się tu objawił! Przed wieczystymi ślubami miałam poważny kryzys właśnie w związku z ową niegodnością. Doszłam do wniosku, że robię Pana Boga w konia i że uczciwiej będzie, jak wezmę swoje rzeczy i się stąd wyprowadzę. Dwa lata się męczyłam. Aż w końcu, rozważając historię zbudowania sobie cielca przez Izraelitów, w czasie gdy Mojżesz przebywał na górze Synaj, doszłam do wniosku, że ja też sobie zbudowałam takiego cielca – taką idealną Krysię. Tymczasem to w tej żywej Krysi Pan Bóg chce zamieszkać i chce jej błogosławić. Właśnie taka, a nie inna, może być małą siostrą, może być Jego oblubienicą itd. Bóg nie jest w złotym cielcu, tylko w żywym człowieku. Dlatego mówię o skandalu.
 

Czego Siostra życzy ludziom na święta?
Każdemu życzę, żeby mógł odkryć to, kim jest. A jest nie tylko świątynią Boga. Mam taką prywatną teologię, że po wcieleniu człowiek jest po prostu Bogiem, skoro Jezus stał się naszym bratem. Problem w tym, że żyjemy jak zaczarowani i w to nie wierzymy. Pan Bóg cały czas walczy, by zdjąć z nas ten czar. Życzę, żeby Mu się udało. ©℗

Siostra KRYSTYNA KLARA jest przełożoną wspólnoty Małych Sióstr Jezusa w Nowej Hucie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Kierownik działu Wiara w „Tygodniku Powszechnym”. Ur. 1966 r., absolwent Wydziału Mechanicznego AGH, studiował filozofię na Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie i teologię w Kolegium Filozoficzno-Teologicznym Dominikanów. Opracowanymi razem z… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 51-52/2015