Blue Velvet

O godzinie 21.25 przeleciał za oknem zagubiony gołąb, o 21.45 z ciemnego już nieba spełzła ostatnia smuga różu, o 22.35 zgrzytnęły na dole drzwi, ktoś długo mocował się z zamkiem, o 22.50 spadło kilka kropel deszczu, lecz po chwili ulice były już suche. Tyle o meczu Polska-Ekwador...

14.06.2006

Czyta się kilka minut

fot. M. Masior - visavis.pl /
fot. M. Masior - visavis.pl /

Drobiazg w życiu ptaka, mało co na niebie, ledwo punkcik w piątkowej skali świata (w okolicach Sydney kangur wpadł pod jeepa, w Kentucky na godzinę wysiadł prąd, na Marsie wybuchł wulkan). Myśl od razu chwyta się całości, podczepia się pod kosmos, ucieka w ogólność. Stamtąd widać lepiej, przemijanie, vanitas, bezwzględne milczenie otchłani i w dole szum życia, gdzie, po co, dlaczego. Wracaliśmy pustymi ulicami Wiednia (bo tam przyszło mecz oglądać), z murów Hofburga biła wieczność, w Kunstmuseum bezgłośnie uśmiechały się madonny. Jeszcze próbowaliśmy coś mówić, coś analizować, za dużo środkiem, za późno zmiany, te same słowa, co w każdym polskim domu, ale już brała nas melancholia, zamykała w pustej celi: tak bardzo tu i teraz dwie godziny temu byliśmy, tak bardzo czuliśmy każdą nadchodzącą sekundę, a teraz już, wyczyszczeni z trwania, bujaliśmy się w próżni jak zbędne baloniki. Cała Polska, czuję, przeżyła w piątkowy wieczór - każdy z nas na swój sposób - wielkie metafizyczne doświadczenie. Nagłe, niespodziewane spotkanie z nagim bytem, w cztery oczy.

Klęło się, gdybało, komentowało skład, żeby to spotkanie zagadać, tej grozy nie odczuć, lecz w istocie co tu było analizować? Że nie daliśmy sobie rady z pressingiem, że środek pola jak dziura po meteorycie, że Jeleń za późno, że jeden Smolarek, że dlaczego nie Rasiak a po co Rasiak, że ciężkie tyłki, że plan taktyczny jak dawna pięciolatka, czyli kompletna prowizorka, dotąd sprytnie skrywana, że psychika do wymiany (wyjąć im mózgi i włożyć jakieś inne z formaliny, te co Freud leczył tu w Wiedniu), że kompletne nieprzygotowani (dlaczego, skoro wiedzieli, że są mistrzostwa, nie ganiali po 16 godzin po swoich angielskich czy niemieckich miastach, w nocy nie robili na trawnikach pompek, wyjąc do księżyca; gdyby Adam Mickiewicz był trenerem, nigdy do tego by nie doszło, bo Polska to zbyt wielka sprawa) itd. itd.?

Czuliśmy, że żadna analiza niczego nie dociecze, że tu wydarzyło się coś innej miary, spoza boiska, że klęska nie była zwykła, lecz tak totalna, bezkompromisowa, przekraczająca granice sportu i obnażająca rzeczy przerażające. Parę godzin wcześniej byliśmy na mniej więcej najlepszym, a w każdym razie najnormalniejszym ze światów, Niemcy rozegrały normalny mecz z Kostaryką, normalne granie, odpowiednie proporcje, 4:2 czyli dwa do jednego, każda strona, silna i słaba, miała swoje wzloty i zapaści odpowiednio względem umiejętności wyważone, do tego nieco dramatyzmu, dzielne kuksańce w szczękę Goliata, dwie co najmniej piękne bramki, wszystko w porządku, można było się nieco dziwić, że tyle Kostarykańczycy strzelili, lecz zdziwienie nie wykraczało poza boisko. Polski mecz był pisany do innego podręcznika, do dziejów Polski od Mieszka do dziś.

Siedzieliśmy w pubie, grupka nie tak młodych już Polaków, i, gdy już przegadaliśmy wszystkie szczegóły, Szymkowiak do zmiany po pół godziny, Sobolewski po dwudziestu minutach, TO zaczęło się snuć między głowami jak ciężkie powietrze. Polskość, ktoś powiedział, i nie dało się przed tą myślą obronić i nie czuć, jak sieje w nas spustoszenie. Polskość, czyli że jakoś to będzie, czyli ciężkie dreptanie w miejscu, czyli niemoc albo, jak to się ostatnio powiada, impossybilizm czy inne słowa z przedrostkiem "impo". W dziwny sposób mecz stał się komentarzem do modnego dyskursu politycznego i, za nim, banalnie jak zawsze, do odwiecznego chocholego tańca. Ale też komentarzem - pomyślałem - do naszego bycia w Europie. Poudawać, posymulować przygotowania, odbębnić rzecz na niby (jak niegdyś na zebraniu partyjnym), lecz broń Boże się zaangażować i uwierzyć.

Obok nas siedzieli młodzi wiedeńczycy, nastolatki zajęte sobą, weseli, szczęśliwi, od czasu do czasu grzecznie pytali, jaki wynik i wracali do siebie, do swej zabawy, do takiej jeszcze masy życia przed nimi. Trochę się im zazdrościło, ale dobrze, że tam byli, łatwiej było relatywizować i abstrahować, dostrzegać inne rzeczy obok, uciekać w uniwersalia. Teraz, po więcej niż prawdopodobnym wyeliminowaniu Polski, z lotu ptaka (zagubionego, o 21.35 za oknem) będzie można obserwować padół zielonej murawy, patrzeć, jak Trynidad-Tobago zapełnia ją niczym mrówki sałatę, jak Wybrzeże Kości Słoniowej depcze każde źdźbło, jak Holandia maluje ją na pomarańczowo. Chciałoby się mieć jeszcze nadzieję, wycisnąć z siebie metafizykę jak wodę z mokrej szmaty, pozbyć się klisz o polskości, w meczu z Niemcami wrócić spod horyzontu wprost na boisko, mocny pressing, dośrodkowania dołem - myśleć - i może się uda, lecz demony prawdy nie chcą sprzedać biletów.

Noc była ciężka, sen przerywany, zza ściany dochodziła reklama płyty na Eurosporcie. Blue Velvet - śpiewał ktoś ślicznym głosem - Blue Velvet. Piękna, nostalgiczna, kojąca melodia i piękny tytuł. Bo nie miał z tym dniem nic, zupełnie nic wspólnego.

Autor (ur. 1956) jest pisarzem i tłumaczem, historykiem literatury w Instytucie Badań Literackich PAN. Opublikował m.in. powieści "Terminal" i "Tworki", esej "Melancholia. O tych, co nigdy nie odnajdą straty" oraz zbiór felietonów "Kroniki wina". Przekładał m.in. Prousta, Ciorana, Barthesa i Kunderę. Stale współpracuje z "TP". Powyższy felieton jest pierwszym z mundialowego cyklu.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Pisarz, historyk literatury, eseista, tłumacz, znawca wina. Stale współpracuje z „Tygodnikiem Powszechnym”. W 2012 r. otrzymał Nagrodę Literacką NIKE za zbiór „Książka twarzy”. Opublikował także m.in. „Szybko i szybciej – eseje o pośpiechu w kulturze”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 25/2006