Błogosławieństwo

Cóż to za niebywałe czasy są, że zawsze, gdy siadam do pisania felietonu, mam poczucie zapadania się coraz bardziej w bagno, w które zamienił się świat.

12.10.2020

Czyta się kilka minut

Tydzień temu na jego dnie był minister Czarnek. Myślałam, że ciężko zejść głębiej, nawet się cieszyłam: och, jest tak źle, że przynajmniej przez chwilę nie może być gorzej – co za ulga, siądę i posiedzę! Ale dziś od spodu znów coś zapukało i widać, że poprzedniego lidera – homofoba, mizogina i miłośnika bredni – pokonał COVID-19. Gdy piszę te słowa 8 października, Ministerstwo Zdrowia ogłasza 4280 nowych przypadków choroby. Gdy je czytacie – któż wie, jakie liczby będą wyświetlane na ekranach pulsujących na czerwono, ze słowem „pilne” w nagłówkach.

Z covidem żyjemy już tak długo, że czasem zdarzy się nam przejąć innymi sprawami – jako Polacy pod rządami PiS-u mamy do tego pełne prawo. Ale w tych dniach nawet fakt, że relacje między prezydentem a nowym wicepremierem nie są utrzymywane w rękawiczkach, nie może nam przesłonić tego, co najważniejsze.

Donald Trump też o tym wie – dlatego po wyjściu ze szpitala w czasie mniej więcej dwa razy szybszym, niż przewiduje jakikolwiek system zaleceń lekarskich dotyczących transmisji wirusa, najpierw ostentacyjnie ściąga maseczkę gestem przywołującym na myśl co najmniej zerwanie kajdan, z miną wolności wiodącej lud na barykady, a potem powiada, że po pierwsze czuje się lepiej niż 20 lat temu, a w ogóle to jego zakażenie było błogosławieństwem. Dzięki temu Ameryka stanie na nogi, rozda bowiem Trump ludowi zupełnie darmo lek, który jego postawił na nogi w ledwie 4 dni. Wyraźnie Bóg Ameryce nieustająco błogosławi, nie chce być inaczej.

Myślę ciepło o pracownikach Białego Domu, którzy muszą co rano wstać i iść do pracy w miejscu, gdzie tyle jest błogosławionego powietrza, którym oddycha czujący się jak młody bóg pan prezydent. To musi być świetne uczucie – uczestniczyć w tak historycznym wydarzeniu całym sobą, a także całą swoją rodziną. I każdym, kogo napotkają na swej błogosławionej drodze.

W Polsce tymczasem wirus, jak wiadomo, szczęśliwie od początku wakacji jest już w odwrocie. Choć w tej chwili sprawy wyglądają tak, jakby czegoś w pośpiechu owego odwrotu zapomniał i właśnie po to coś do nas wracał (może zapomniał maseczki? kto nie wracał do domu po maseczkę, niech pierwszy rzuci płynem do dezynfekcji!). Z zainteresowaniem śledziłam sejmową debatę, podczas której plandemicy – wyznawcy teorii o koronawirusie jako wielkim spisku przeciwko ludzkości, do których należy wielu posłów Konfederacji, w tym Grzegorz Braun – odmawiali założenia „namordników” na swoje zdrowe jak polska rzepa, buntowniczo harde twarze.

Zuchy. Zawsze to jednak wymaga trochę odwagi odmówić noszenia maseczki na twarzy, gdy ci wszyscy zwariowani na punkcie ratowania ludzkiego życia lekarze opowiadają te swoje opłacone przez Sorosa i Gatesa popierdółki o chorych umierających na COVID-19. Przecież celebrytka Viola Kołakowska już napisała na Instagramie, że tym, co tych ludzi naprawdę zabija w tych szpitalach, nie jest żaden wirus, tylko respiratory. Każde dziecko to wie! To są maszyny do uśmiercania, wyłącz telewizję, włącz myślenie, człowieku!

Miałam jeszcze niedawno w sobie jakąś wolę zrozumienia dla takich ludzi jak pan sprzed dwóch dni w Żabce pod moim domem, który wybierał masło bez maseczki, a na moją prośbę, by się ode mnie odsunął w kolejce i nie dyszał mi w szyję, zaburczał pod nosem coś w sumie mało obelżywego – ale chyba mi się cierpliwość kończy. Jeśli mnie pytacie o to, kto będzie winien możliwego ponownego zamknięcia szkół, ograniczeń w handlu, odwołanych wesel itp. – to ja chętnie zacznę wskazywać swoim chudym paluchem. I choć najpierw wskażę oczywiście kompletnie nieudolny rząd zadowolonych z siebie nieuków, którzy swoje partyjne rozgrywki przedłożyli latem ponad nasz wspólny dobrostan, to następnie mój nerwowo drążący palec wskaże tych wszystkich ludzi, którzy postanowili w ten dziwny sposób zademonstrować swoją wolność.

Jeśli uważaliście, plandemicy, że noszenie namordnika jest wyrazem straszliwej opresji, a nie prostej empatii i społecznej solidarności, to chyba mi już was nawet nie żal, bo przez taką egoistyczną postawę wszyscy zaraz będziemy mieli przerąbane. I raczej nikt z nas nie będzie się czuł lepiej niż 20 lat temu. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Pisarka i dziennikarka, wcześniej także liderka kobiecego zespołu rockowego „Andy”. Dotychczas wydała dwie powieści: „Disko” (2012) i „Górę Tajget” (2016). W 2017 r. wydała książkę „Damy, dziewuchy, dziewczyny. Historia w spódnicy”. Wraz z Agnieszką… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 42/2020