Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Chyba naprawdę wydarzyło się w Polsce przez te dni dużo dobrego. I to niekoniecznie w najgłośniejszym wymiarze inicjatyw telewizyjnych, ale i tam, gdzie nie miał kto reklamować i prezentować, a pomoc, rzetelna i chętnie świadczona, naprawdę miała miejsce. Miło było czytać w kolejnych lokalnych wydaniach prasowych te skromne sprawozdania, notatki właściwie, za którymi stali - z obu stron - żywi ludzie, spotykający się tak świątecznie i z taką dobrą wolą.
Czasem szkoda tylko było, że media miały swoje “rejony" relacji, poza które nie chciały wyjść. Gdy na przykład na Dworcu Centralnym w Warszawie najpierw odbyła się ogromna wieczerza wigilijna dla bezdomnych, a potem, już w święta, w tymże holu głównym jasełka, szczególne wydarzenie artystyczne zagarniające tak przypadkowych podróżnych, jak bezdomnych właśnie, “Nasz Dziennik" napisał tylko o pierwszym wydarzeniu, skrzętnie pomijając drugie, które z kolei było jedynym w relacji “Gazety Wyborczej". A nie można było tak o obu, bo oba piękne i właściwe świętom Narodzenia, choć z różnych “obozów" byli ich inicjatorzy i wykonawcy?
Przerzucając prasę, słuchając radia, oglądając telewizję zastanowiłam się w pewnej chwili, jakby wypadł dla polskich mediów test na program świąteczny zawierający z jednej strony najmniej, z drugiej najwięcej złych słów o ludziach krytykowanych, potępianych, osądzanych. Może i słusznie, może i prawdziwie (choć tak często za wcześnie, za pochopnie, za to ostatecznie i bez odwołania) - ale w tym nurcie ozdrowieńczego podobno demaskowania coraz więcej podejrzliwości, a coraz mniej nadziei. Dziennikarstwo śledcze w oficjalnej opinii publicznej cenione jest coraz wyżej (patrz tegoroczne nagrody prasowe), a ja tęsknię po dawnemu za przejmującymi do samego serca reportażami społecznymi tylu świetnych piór, dziś coraz rzadziej publikowanymi. Czy naprawdę najpotrzebniejsza jest nam teraz cała ta szkoła podejrzeń, natychmiast podawanych do wiadomości publicznej w taki sposób, że masowo przyjmuje się je za dowiedziony pewnik? Do jakiej energii i wysiłku zachęca odbiorcę nowin? A może zniechęca raczej?
Przez święta zapomnieliśmy o ciemnych perspektywach przedświątecznych i żenujących spektaklach. Mam na myśli groźbę strajku generalnego na kolei na same Święta i “debatę" sejmową (w TVP, a jakże), czyli awanturę wzniesioną z powodu projektu odebrania posłom “trzynastek". O tej drugiej aż nie chce się wspominać, ale wstyd powinien pozostać i nie ulec zatarciu. A ta pierwsza sprawa, niby zażegnana na razie, czy nie jest ostrzeżeniem dla inicjatorów, tak nieustannie wymachujących przed telewizorami symbolami Solidarności? Może ktoś z nich jednak zechce odpowiedzieć, czy wzięliby na siebie odpowiedzialność za nieszczęścia, jakie zdarzyłyby się z pewnością komuś w Polsce, gdyby naprawdę stanęły z nagła wszystkie pociągi? Także za śmierć ludzką, bo i tak mogło się zdarzyć? Czy każdy cel uświęca tego rodzaju szantaże, ocierające się już o terroryzm? To pytanie nie padło nigdzie, a szkoda.
***
PS. Ks. Stefan Dusza z Pallottinum zwrócił mi uwagę, że pisząc niedawno o nowej wersji przykazań kościelnych nie miałam racji, nazywając przykazanie piąte (dbałość o potrzeby wspólnoty wiernych) przykazaniem zupełnie nowym. Na dowód załącza facsimile z “Katechizmu" kardynała Gaspariego (polski przekład z czwartego wydania, rok niestety nie podany). Faktycznie, w “Katechizmie" tym piąte przykazanie figuruje w następującej wersji: “Kościół i duchowieństwo w potrzebach wspomagać". Cóż, stwierdzam tylko, że nie znałam jej nigdy ani sama, z pierwszych nauk katechizmu, zapamiętanych dokładnie do dzisiaj, ani nie uczyły się tego moje dzieci trzydzieści parę lat później. W obecnym “Katechizmie Kościoła katolickiego" nakaz ten umieszczony jest również poza pięciu przykazaniami (a jego obecna wersja brzmi jednak inaczej). Więc prostuję, dodając jednak, że reszta refleksji pozostaje - to znaczy konieczność budowania świadomości, na czym polegają potrzeby wspólnoty wiary i jak to zaangażowanie się w pomoc ma wyglądać praktycznie, przy ogromnym przecież zróżnicowaniu materialnej kondycji Kościołów i wspólnot lokalnych w świecie dzisiejszym, w tym także w Polsce.